[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krótko mówiąc  nielichy lup.Atoli wpierw musiał ichposkromić, i to bez broni.Na podorędziu miał tylko słowa, a wiedział,że oni zrozumieją może z połowę. To wy powinniście wynieść się stąd precz  odezwał się. Zatymi drzwiami czekają wilki i niedzwiedzie.Czyż mam was rzucić imna pożarcie?Zeskoczył ze stołu, podszedł do drzwi i chwycił za zaworę.Mężczyzni coś mamrotali, ale nie ruszyli się, by go powstrzymać.Raptem przez okno wleciał jego saks.Wali spojrzał na broń, po czymobojętnie machnął ręką. To się nie przyda  rzekł  o ile zachowacie rozsądek.Bo14Kenning oznaczający kruka, ptaka bliskiego wojownikom i Odynowi.KrukiHugin i Munni były jego zwiadowcami, przynoszącymi swemu panu wieści zeświata. chyba lepiej być w niewoli niż w grobie, nie?Jeden z mężczyzn przemówił.Wali co nieco rozumiał. Najazd znad morza.W tym wszystkim znać rękę  i znowu tosłowo  szatana. Wystarczył dobry okręt i błogosławieństwo bogów  rzekłWali. Tylko jeden jest Bóg  odparł mężczyzna. Jezus Chrystus.Ręką wskazał na gobelin.Wali przyjrzał się tkaninie.Znajdowało się na niej dziwne, aczpiękne wyobrażenie zawieszonego na drzewie Odyna z bokiemprzebitym włócznią.Przedstawiało, jak mniemał, scenę poszukiwaniamądrości przez boga przy studni Mimira, gdzie oddał swe oko wzamian za wiedzę.Lecz jeśli to byli wyznawcy Odyna, to gdzie siępodziała ich furia i waleczność? W głowie mu się nie mieściło, żemożna było ot tak, wtargnąć do świętego przybytku berserków i ujśćcało. On jest po naszej stronie, nie po waszej  rzekł Wali.Złóżcie broń i poddajcie się.Proponuję wam ochronę.Pod przysięgą.Zdawało się, że jedno słowo do nich dotarło. Ochrona.Mężczyzni spojrzeli po sobie.Potem odłożyli ciężkie srebrnerekwizyty i opadli na kolana, łącząc dłonie i mamrocząc niezrozumiale.Aomot u drzwi przybrał na sile.Wali podszedł do czterech mężów.Jeden z nich trzymał w rękach dziwny, podłużny prostokątnyprzedmiot, jakby gruby kawałek skóry.Wali chciał mu ją zabrać, leczten nie puszczał.Książę zastanawiał się, co też to za rzecz, do którejczłowiek ów lgnie bardziej niż do srebra.Podszedł do stołu, gdzie leżałpodobny przedmiot.Podniósł go i obejrzał.Z trzech stron był jaśniejszyniż z czwartej.Jasne boki zdawały się układać w ściśle przylegającewarstwy.Chciał już odłożyć tę dziwną rzecz, lecz zrobił to taknieuważnie, że się otworzyła.W środku znajdowały się arkuszepergaminu, podobne tym, które nosił Weles Libor.Pokrywały je wcałości zawijasy pisma i piękne malunki.Nagle Waliego olśniło  ciniewolnicy mogli nauczyć go pisać! Bardzo sobie cenili te zapiski,musieli tedy umieć je czytać. Panie!W jednym z okien pojawiła się twarz. Toś ty, Bragi?!  Tak, panie. Jak tyś tam wlazł? Po drabinie, panie.Wali się roześmiał. Obyłoby się bez twej głowy, gdybyśmy pomyśleli i poszukali.Za chwilę otworzę drzwi.Dopilnuj, żeby nikt, ale to nikt, nieskrzywdził moich niewolników.Należą do mnie.Dasz radę wbić to dogłów tym zaślepionym przez Odyna kretynom? Spróbuję, ale nie mogę obiecać, panie. Zastukaj trzy razy, gdy będziecie gotowi.Wali wiedział, jak ciężkie czeka go wyzwanie, gdy drzwi sięrozewrą, przeto, wykonując uspokajające gesty, podniósł saks i chwyciłza rękę starca z wypełnionym pergaminem kawałkiem skóry.Ten byłnajmniej użyteczny jako niewolnik i zarazem najbardziej narażony nazgubę.Po kilku chwilach Wali usłyszał trzy stuknięcia i usunął zaworę.Gdy drzwi się otworzyły, wnętrze zalała fala światła.Dwajberserkowie minęli go w pośpiechu, niosąc włócznie i żagwie. Nie!  wrzasnął Wali.Poniewczasie zrozumiał, że niosą teżśmierć.Dwaj niewolnicy zginęli zakłuci i upadli, jeden  ten w wiekuWaliego  popędził ku drzwiom, ciągnąc za sobą starca. Nie zabijać!  zakrzyknął Wali.Na szczęście mężczyzniwpadli w ręce Bragiemu i kmieciom, którzy obalili ich na ziemięciosami obuchów. Srebro!  zawołał Wali.I to wystarczyło  pozostalinapastnicy wdarli się do środka niby fala przyboju.Wali nie wiedział, co począć, by ocalić brańców.Powodowanywyłącznie instynktem, wymierzył ostrze noża w ich plecy i pogonił podzbocze, ku drakkarowi.Przyszło mu na myśl, by ich puścić wolno, leczzafascynowała go sposobność nauczenia się pisma  uznawał to zasprawę kluczową dla rozwoju i utrzymania swego królestwa, gdy wkońcu przyjdzie mu nim rządzić.Nadto nie spotkał wcześniej wielucudzoziemców i bardzo chciał z nimi porozmawiać.Ciekawośćzwyciężyła.Ci mężczyzni, pomyślał, mogą nauczyć mnie czegośinteresującego.Gdy dotarł na szczyt pagórka, zabrał pozostawioną tam tarczę ispojrzał w dół.Ogień objął już całą osadę, chaty i kościół, bez wyjątku. %7ływy inwentarz spędzono i jęto zaganiać w ich stronę.Brańcy Waliegozanieśli się płaczem.Po raz pierwszy przyjrzał im się uważnie.Napewno są niewolnikami, uznał po ich mizernych ubraniach i ogolonychgłowach.Nawet tacy jak oni, prędzej czy pózniej, zaczynają czuć więzz miejscem niewoli.Ponownie dostrzegł urzekające piękno wyspy blask słońca na tafli morza, gęstą strugę dymu sięgającą poprzez morzedo stałego lądu w oddali, niby zaczarowana droga na grobli, a nawetjęzyki ognia.W obliczu takiego uroku prawie niemal można byłozapomnieć, że to miejsce stało się właśnie niemym świadkiemspustoszenia.Pośpieszył ku okrętom, a gdy do nich dotarł, okazało się, żepowrócił jako pierwszy, nie licząc pięciu czy sześciu strażników. Dużoście łupów zgarnęli?  zapytał jeden.Wali jedynie wskazał saksem na niewolników.Rozmownystrażnik skinął głową. Jeden dość stary, ale tego drugiego sprzeda się w Kaupangenza porządne pieniądze  ocenił z miną znawcy.Chodziło mu o ten duży rynek na południu.Wali już wcześniejo nim słyszał, ale nigdy tam nie był.I ci brańcy też tam nie trafią; miałwobec nich inne plany. Należą do mnie  odparł.Wartownik wzruszył ramionami. To zależy od podziału łupów. Należą do mnie  powtórzył Wali z naciskiem. To jazadałem sobie trud, by ich ocalić.Resztę bardziej interesują łatweofiary niż brańcy. Strażnik ponownie wzruszył ramionami i usiadł nadbrzegiem. Zobaczymy, co na to berserkowie  rzucił jeszcze.Już zmierzchało, gdy powrócili ostatni grasanci.Wali siedziałprzy ognisku i przyglądał się stadom owiec i krów pędzonym w pobliżełodzi.Ani jednego niewolnika.Wali wprost nie mógł uwierzyć, jakwiele dobra marnowało się podczas najazdów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl