[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez chwilę milczą, po czym Lewinson:  Słyszałem, że miał pan ostatnio trudności nakomisji scenariuszowej? Nie ma o czym mówić.Już o tym zapomniałem.Mam zamiar napisać sztukę teatralna.Jakpan sądzi, czy warto? Oczywiście.A o czym? O pewnym wynalazcy.Wynalazek, którego dokonał, jest niezmiernie prosty, ułatwianormalnemu, zdrowemu człowiekowi poruszanie kończynami i oddychanie.Lecz wynalazcamusi zginąć, gdyż współczesna organizacja życia uznaje funkcje proste za wrogie i postuluje ichunicestwienie.Oczywiście, znajdują się potężni i elokwentni rzecznicy komplikacji istnienia,którzy za przywilej potajemnego uprawiania życiodajnej prostoty głoszą jej antyludzką treść iwalczą na śmierć i życie z wynalazcą.Lewinson uśmiecha się; myśli, że warto jest zużyć całą resztę potęgi, która mu jeszcze zostaław świecie jałowych dyspozycji, by doprowadzić do wystawienia tej sztuki.Wie, że tysiącezakulisowych rąk i warg, skrzywionych w mrokach obmowy, zażąda jego skalpu gdyby do tegodoprowadził; że zostanie skazany przez kapturowe sądy w dwupokojowych mieszkaniach zkuchnią, że skończą go kąśliwe aluzyjki na zamkniętych wielogodzinnych konferencjach.Ale tasztuka to wyrok, wyrok na Felaków i tych wszystkich, którymi tyle lat gardzi.Jakże nęciprzyłożenie ręki do wykonania wyroku! Lewinson jest chory na serce, wie, że powinien unikaćangażowania się w pogardę i nienawiść, lecz jak wspaniale byłoby zawalczyć raz jeszcze, wraz ztym człowiekiem, ręka w rękę, o to co już nie mieści się w subtelnych nakazach ideologii, o to,czego nie przewidziały mądre księgi, mimo, że wydrążyły przyszłość na stulecia naprzód i aż dokońca.W myśl jakiej logiki musi całe swe życie nagradzać kanalie, a karać tych, którzy mająrację?  Nie chcę powtarzać truizmów  mówi  ale, widzi pan, budujemy nowespołeczeństwo.Wykuwają się nowe więzy społeczne&  Trudno zorientować się, jaki jest procent ochronnej kpiny w głosie i spojrzeniu Lewinsona i jak wyglądałaby ta rozmowa wcałkiem innym miejscu.Lecz Mikołaj nie ma zamiaru niczego ułatwiać, ani sobie, ani jemu. To mnie nie bawi mówi twardo. Póki społeczeństwo nagradzać będzie kłamstwo, spryt, upodlenie, nie będzieani nowe, ani godne szacunku.Zmiana trybów klasowych nic nie znaczy, jak się okazuje.Tospołeczeństwo stanie się nowe, które wyeliminuje ze swej praktyki premię za szmatławość, zahasło:  Tak już jest i nie można inaczej& Lewinson uśmiecha się i myśli, jakie to piękne! są jeszcze na świecie tacy co wierzą! jedennawet siedzi przede mną& Mówi:  Czy nie sądzi pan, że hasło to więcej ma wspólnego znaturą ludzką niż z więzami społecznymi? Czy pan nie powinien bardziej zachwycać siębezbrzeżnymi perspektywami upadków ludzkich, niż nimi gardzić?Mikołaj mówi i myśli zupełnie coś innego niż mówił prozaikom i krytykowi półtorej godzinytemu, więc zaczyna odwrót nie zaprzestając walki. Kapitalizm  mówi  premiowałwstrętne cechy w człowieku, jak cynizm, spryt, bezwzględność, chciwość brak skrupułów.Jednocześnie nagradzał pracowitość.Konia z rzędem temu kto dowiedzie, że w naszymspołeczeństwie czeka kogoś cokolwiek; prócz rozczarowań, za pracowitość&Teraz Lewinson odczuwa przypływ pobłażliwości: tak oczywiste spłycenie dyskusji zwalniaod dalszych polemik.Mikołaj czuje to również, rumieni się i dodaje bardzo szczerze:  Przezcałe życie dręczył mnie problem nagrody i kary&  co brzmi jak fragment cennej spowiedzi iLewinson podnosi oczy znad biurka: jakże pragnąłby umieć powiedzieć coś podobnego taknagle, swobodnie i prosto. Rozumiem pana  mówi z podziwem.Uświadamia sobie jakrzadką jest właściwość tego człowieka: umiejętność prostego mówienia o sprawach i rzeczach,których ogrom przytłacza i zmusza do cwaniackiego intelektualizmu, do pokrętnego,ezoterycznego wymądrzania się.Jeśliby ktoś próbował dziś przechadzać się po ścieżkachfilozofów w dobrym towarzystwie, jak ongiś w ogrodach monarchów Francji, i rozprawiać onaturze rzeczy, czy właściwościach piorunu, czy dylemacie niewinności  wzięto by go zanietaktownego głupca, nudziarza, kabotyna. W gruncie rzeczy  dodaje Lewinson zniekontrolowanym współczuciem  poszukuje pan prawdy.Znam niewygodę tego zajęcia,zwłaszcza gdy poszukujący posuwa się w mylnym kierunku. Od pełnej, nagiej prawdy świat rozprysłby się jak bańka mydlana  mówi Mikołajlekceważąco. Jego cudne, mieniące się kolory znikły na wieczność.Jakie społeczeństwowytrzymałoby pełną prawdę o życiu płciowym dzieci? Jaka dusza ludzka zniosłaby prawdę okłamstwie? W końcu potrzebna jest jakaś prawda  uśmiecha się łagodnie Lewinson. Określonaprawda, nie absolutna.Choremu dziecku potrzebna jest prawda o kojących rękach matki, bezwzględu na to, jaką prawdę ręce te objawiały kochankowi na tajemnej schadzce godzinę temu.To samo obowiązuje odpowiedzialnych za rządzenie, rządy są sprawą delikatną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl