[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ja też przepraszam.- Merryn patrzyła w ciemność, żałując, że nie może go zoba-czyć.Powoli przestawało jej się kręcić w głowie.Szaleństwo, któremu na chwilę uległa,zaczęło przycichać.- Mogłam spowodować prawdziwe nieszczęście - dorzuciła, bywszystko było jasne.- Sama nie wiem, co we mnie wstąpiło.- To zrozumiałe - rzekł z napięciem.RLTWyczuła, że na nią patrzy.Jego głos nadal był lekko schrypnięty, a otumaniająceopary piwa, którymi wciąż było przesycone powietrze, sprawiały, że nie do końca wie-działa, co się z nią dzieje.- I za pocałunek - dodała, bo szczerość jak zwykle w niej zwyciężyła.- Po prostunie mogłam się powstrzymać.Wydajesz mi się szalenie atrakcyjny.I.i bardzo tego ża-łuję, napraw.- I nawzajem, Merryn - wszedł jej w słowo.- Zarówno jeśli idzie o atrakcyjność,jak i żal.- Dlaczego właśnie ty? Sama nie wiem.- Właśnie, dlaczego ja.- powtórzył ponuro, bo w jej ustach te słowa zabrzmiałyjak ciężkie oskarżenie, obelga nawet.- Cóż, wyjaśnię ci to.Chodzisz na wykłady z che-mii, więc sporo wiesz o reakcjach chemicznych.Iskra, gorąco, a potem ogień, który wy-wołuje eksplozję.Uznała, że oparta na nauce metafora niezle tu pasuje, choć nie w reakcjach che-micznych Merryn by szukała wyjaśnienia tego, co się z nią działo.Intuicja, międzyludz-kie więzi, potęga emocji i cielesne reakcje, to wszystko wymykało się naukowemu opi-sowi, eksperymentom ukazującym, jak łączą się atomy różnych pierwiastków.Potarłaczoło, starając się zrozumieć swoje uczucia.Racjonalna strona jej natury nalegała, bytrzymała się jak najdalej od Garricka Farne'a, ale jakoś nie potrafiła tego zrobić.Było wniej coś jeszcze, co nieodmiennie kazało szukać jego towarzystwa.Kiedy przypominałasobie, co zrobił, zaczynała go nienawidzić.Dlaczego więc tak często zdarzało jej się otym zapominać? Nic tutaj nie miało sensu.Poczuła, że cała drży, ale już nie z pożądania, tylko z wyczerpania i frustracji.- Jak już się stąd wydostaniemy, powinniśmy przestać się widywać - stwierdziła.- Dobry pomysł.- Garrick też wydawał się wyczerpany.Obrócił się do niej pleca-mi, nawet nie próbował przysunąć się w jej stronę.Znów zapanowała cisza.Merryn poczuła się strasznie samotna, pozostawiona samasobie.Znalazła się w ponurym gruzowisku z człowiekiem, którego bała się prosić o po-cieszenie.Chciała zrozumieć to, co się z nią działo, i obmyślić sensowną strategię postę-RLTpowania na przyszłość, jednak żadne wyjście nie wydawało jej się dobre.Nie miała po-jęcia, dlaczego tak bardzo pragnie Garricka.- Sądzę, że czujemy pociąg do siebie z powodu okoliczności, w których się znalez-liśmy - powiedziała takim tonem, jakby prowadziła naukowy wykład.- Zostaliśmy uwię-zieni w ciemnym, nieznanym pomieszczeniu, boimy się, więc oczywistą reakcją psycho-logiczną jest to, że szukamy pocieszenia.Poza tym opary piwa uderzyły nam do głowy,co osłabia racjonalną część naszej natury.Ale to efekt przejściowy.- dodała już mniejpewnie.Jeśli sama nie wierzyła w swoje wyjaśnienia, to jak miała przekonać Garricka?- Oczywiście możesz tak myśleć, jeśli to ci pomaga - mruknął.- Ale wcale nieuważam, że pociągasz mnie tylko dlatego, że się upiłem.Znowu zapadła cisza, a rozgrzane do czerwoności emocje niemal rozjaśniły ciem-ności.- Co mamy robić? - spytała płaczliwie.- Nic - odrzekł z westchnieniem.- W każdym razie ja spróbuję się przespać.Głowamnie boli.Dotarło do niej, że sprawa musi być poważna, skoro tak twardy i dumny mężczy-zna przyznał, że coś mu dolega.- Nie możesz spać - rzekła ostro.- Obudz się! - Doskonale pamiętała wykład pro-fesora Brande'a poświęcony medycynie.- Dostałeś czymś w głowę? Cegłą? Takie urazymogą dać opózniony efekt.W żadnym wypadku nie powinieneś spać.- Chwyciła Gar-ricka za ramię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]