[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- - Będę musiał się na tym skupić, a to nie będzie łatwe.Wstał i położył rękę na ramieniu Jane.- Posłuchaj - rzekł.- Nie będę ci dawał żadnych rad.Ale jeżeli naprawdę zdecydujesz się pójśćdo kogoś ze swoim snem, bardzo bym chciał , żebyś najpierw porozmawiała z pewną osobą, którejadres da ci Margery albo ja.- Nie ma pan zaufania do doktora Brizeacre'a?- Nie mogę tego wyjaśnić.Nie teraz.To wszystko jest bardzo skomplikowane.Staraj się tymnie przejmować.Ale jeśli ci się nie uda, skontaktuj się z nami.Do widzenia.Prawie natychmiast po jego odejściu przyszli inni goście, tak więc Jane nie miała jużsposobności, by porozmawiać z Mamą Dimble.Pół godziny pózniej pożegnała się i ruszyła wstronę domu - nie tą drogą obrośniętą topolami, ale ścieżką wiodącą przez miejskie błonia, naktórych pasły się osiołki i gęsi, mając po lewej stronie iglice kościołów i wieże Edgestow, a poprawej majaczący na horyzoncie stary młyn.Rozdział 2Kolacja u prodziekanaCo za cios! - powiedział Curry, stojąc przed kominkiem w swoim wspaniałym salonie zoknami wychodzącymi na dziedziniec Newtona.- Coś ze strony NO? - zapytał Busby.Siedzieli we czwórkę w mieszkaniu Curry'ego - Busby, lord Feverstone, Mark i gospodarz -popijając sherry przed kolacją.Skrót NO, czyli Non Olet, był kryptonimem Charłesa Place'a,dziekana Bracton College.Jego wybór przed piętnastoma laty był jednym z najwcześniejszychtriumfów Postępowej Elity.Używając argumentów o potrzebie nowej krwi" i wyrwania kolegiumz akademickiego zaścianka", udało im się wprowadzić na to stanowisko podstarzałego urzędnikapaństwowego, który z pewnością nigdy nie zbrukał się pracą naukową od czasu, gdy jeszcze wpoprzednim stuleciu opuścił któreś z najgorszych kolegiów Cambridge, ale który napisałmonumentalny raport o stanie warunków sanitarnych w Anglii.Temat ten najwidoczniejzafascynował Postępową Elitę.Uznała go za policzek wymierzony wszystkim dyletantom" i twardogiowym", którzy zareagowali nadaniem mu przezwiska Non Olet.Z biegiem czasu zaczęligo tak nazywać nawet ci, którzy go popierali.Place najwyrazniej nie sprostał ich oczekiwaniom.Okazał się cierpiącym na niestrawność tetrykiem, interesującym się wyłącznie filatelistyką, a głoszabierał tak rzadko, że niektórzy z młodszych członków kolegium w ogóle nie wiedzieli, jak tengłos brzmi.- Tak.A niech go wszyscy diabli! - zaklął Curry.- Chce mnie widzieć w związku ze sprawąnajwiększej wagi".Dziś wieczorem.Mam do niego zadzwonić zaraz po kolacji.- To znaczy, że Jewel i spółka nie zasypiają gruszek w popiele - powiedział kwestor.- Dotarlido niego, chcąc znalezć jakiś sposób na wycofanie się z tej całej transakcji.- Nie dałbym za to złamanego grosza - obruszył się Curry.- Niby jak miałby unieważnićprzyjęty już wniosek? To nie przejdzie.Tyle, że zapaskudził nam cały wieczór.- Tylko tobie - odezwał się Feverstone.- Zanim wyjdziesz, nie zapomnij wyciągnąć tej swojejspecjalnej brandy.- Jewel! Dobry Boże! - zawołał kwestor, zagłębiając lewą dłoń w swojej brodzie.- Trochę mi było żal starego Jewela - powiedział Mark.Motywy, które go skłoniły do wypowiedzenia tego zdania, były dość złożone.Aby oddać musprawiedliwość, trzeba powiedzieć, że był zniesmaczony całkiem nieoczekiwaną i wyraznieniepotrzebną brutalnością, z jaką Feverstone potraktował starego kanonika.Z drugiej strony, wciążnie mógł się otrząsnąć z zaskoczenia, jakim była dla niego wiadomość , że swoją obecną pozycjęzawdzięcza właśnie Feverstone'owi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]