[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.grafomańskie porównanie, aleprawdziwe.Każdy dzwiga jakiśkrzyż, moim stała się miłość.Topo jej gwozdziach mam ślady nanogach i rękach.Mogę takmówić, bo zle jest ze mną.cokolwiek przed sobą udaję, mojagłowa jest jak pusta hala, wktórej odbijają się dzwięki.To naturalne, że przyszedł.teraz inne kroki.te poznaję,profesor.tak się do niegozwraca świta.Zawsze idziepierwszy, a potem dopiero oni.Szelest fartuchów, niezbytprzyjemny, i kroki.naszczęście miękkie, w jakichśmiękkich pantoflach.Rozmawiają półgłosem.I czego onsię boi.Dlaczego wypytujelękliwie? Przecież wie wszystkoo mnie i o kawałku metalu wmojej głowie.Sam jestchirurgiem, wspaniałymchirurgiem.Stoi tu obok.aten głos, który słyszę jest.starczy.Nigdy przedtem tego niezauważyłam, prawie się przez telata nie zmienił, może tylkobardziej wyłysiał.A teraz tenjego głos.Boże, przecież onma siedemdziesiąt lat, to nietylko jego głos, to on sam jestjuż stary.Wolałabym, żebysobie poszedł.Znowu dotykamojej ręki.Chryste, to chybaniemożliwe.a jednak tak,płacze.Jerzy Rudzińskipłacze, stoi przy moim łóżku iłka spazmatycznie, urywanie.Jak to teraz niewiele znaczy.Wszystko, czym dotąd żyłam,straciło znaczenie, nawet jasama wydaję się sobie mniejważna.Mówili o mojej wybitnejkreacji po przeglądzie części nakręconego materiału.A tanieszczęsna hrabina była miobojętna.Roniłam za niąkrokodyle łzy.Co mnieobchodziło jej zranione serce,ja nauczyłam się z nim żyć.Onaprzygotowywała się do tejpodróży, jakby wejście na statekbyło co najmniej wejściem naszafot.Paplałam jakieśzdania, a dla innych brzmiałyone głęboko.Może dlatego, że"każdemu to, na czym mu mniejzależy".Mnie zależało mniej.A teraz.ważna jest tylkocisza.Moje myśli sąrozproszone, ciągle mi cośprzeszkadza, nawet on, nawet tenmężczyzna, którego nigdy niepotrafiłam zdobyć.Nigdy niemiałam go dla siebie, nawet wnajbardziej intymnychzbliżeniach, gdy pocił się ijęczał, coś mnie od niegooddzielało.Może te wszystkiekobiety.nie byłam w jegotypie.jego typ to cośwulgarnego w twarzy.ani ja,ani jego żona nie odpowiadałyśmytemu opisowi, miałyśmyszlachetne rysy.Jak tenbiedny Jerzy musiał się z namimęczyć.może dlatego trzymałwtedy rękę na kolanieleśniczyny.ona była taka jaklubił, lekko wulgarna.i cośwyzywającego w oczach jak u tejIriny.A moje oczy były zawszesmutne, jak się to mogło mieć doseksu.Może on dlatego pił.Nie istniały dla niego żadneświętości, poza jedną.Do niejmógł się modlić godzinami.I coza żelazne zdrowie!Przyprowadziła mnie do niegoKama, a on powiedział: - Kogo mi tu przyprowadziliście.- Onaśmiała się, kokieteryjniepoprawiała włosy.Co tewszystkie dziewczyny w nimwidziały.I w gułagu kobietymówiły o nim: - Jurij Pawłowicz!- Mówiły z zachwytem.a o mniemówiły Anuszka.Wiera mnie taknazywała.Tak cicho.chyba go już niema, przegapiłam moment jegoodejścia.Pamiętam tylko, żepłakał.Wyraznie słyszałam.Ten twardy człowiek załamał sięwreszcie.A może to nie o mniechodziło.przecież jest jużstary, a ludzie wtedy miękną, sąpodatniejsi na wzruszenia.Aleon był zawsze wyjątkiem, więc iw swojej starości powinien byćwyjątkowy.Nigdy nie mogłampogodzić się z tym, że pije.Muszę wszystko uporządkować,oczyścić śmietnik, jakim stałosię moje życie.Nie bardzo umiemsię do tego zabrać, ale muszę.skoro jakaś ręka podniosła mniez tego chodnika, muszę wyciągnąćodpowiednie wnioski.Najwyższyczas.przed chwilą byłJerzy.tylko.on przecieżnie żyje.Więc kto był tutaj?Jakiś mężczyzna płakał.kogomogli tu do mnie wpuścić? Idlaczego myślałam, że to Jerzy?Bo zawsze o nim myślę.Ja ion.myśmy tak dużo o sobiewiedzieli.on by mi nigdy niepowiedział, że podobam mu sięjak chodzę, takim lekko kocimkołyszącym się krokiem, on by poprostu wiedział, że w ten sposóbstaram się zatuszować swojekalectwo.Ile mnie tokosztowało.jeszcze na Mazurach utykałam.A potem, wWarszawie, nauczyłam się takstawiać stopy, że stawało się toniemal niewidoczne.Tylko, kiedybyłam boso.Może dlategonienawidziłam siebie po akciemiłosnym, bo idąc do łazienki,kuśtykałam.I oni to widzieli.oni.ci wszyscy przypadkowimężczyzni po Jerzym.przypadkowy był także Witek, bojego wzrok tak samo mnie ścigał.Wchodziłam pod prysznic, czującsię upokorzona.Tak, to jestto słowo.Ta miłość przedniczym mnie nie chroniła, boprzecież nie była prawdziwąmiłością.- Poświeć latarką.- Ale wygląda, niepodobna dosiebie.Ma niezłe fanary podoczami.- Jeszcze opuchlizna niezeszła.Dopiero wtedy będąoperować.Zainteresowanie jest.Jak się czuje i tak dalej.Telefon za telefonem.- W gazetach nic nie było.- Ale się rozniosło.Nawet tenRusek tu był.Mówię ci, jaki toprzystojny facet.No po prostupiękny.taki wysoki, jasny.Widziałam, jak płakał.Więc on nie wyjechał? Dziwne,że pozwolili mu zostać w takiejsytuacji.Chyba wprowadzili stanwyjątkowy.Powinien wyjechać,na razie nie zagram w jegofilmie.przykro mi, że go niedokończyłam.Nie weszłamwreszcie na ten statek.Byłamjuż blisko, w porcie.To byłyostatnie ujęcia.Uch, jak nielubię filmów kostiumowych.I ciągle mnie w nich obsadzają.Przeklęte hrabiny.Aleprzynajmniej teraz nie muszęuczyć się roli.nareszcie niemuszę uczyć się roli.i taknigdy jej nie opanowałam dokońca.Ja, wieczna amatorka.Płomień, który nie parzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl