[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pamiętasz Góral czekałwtedy na Berlin.Ale i Kolonia to dobry cel, jak myślisz? Oczywiście.Omal nie powiedziałem: Oczywiście, i stamtąd można nie wrócić.Nie wiedziałem, że Sarat kończy turę, ale nie to mnie zaskoczyło.On myślał o Góralu.Mówił o nim.Czy to był po prostu cynizm czyteż prowokacja? Mam do ciebie prośbę powiedział nagle, zniżając głos. Tenlist. wyjął z kieszeni zaklejoną kopertę bez adresu i zawahał się.Pomyślałem, że to list do Lucy, i postanowiłem odmówić wręczeniago, ale Sarat już mówił dalej: To wygląda trochę melodramnatycznie, ale jest jedna takasprawa.Otóż chciałem cię prosić, żebyś ten list przechował do jutra.Jeżeli tak by się zdarzyło, że nie wrócę, spal go.Jeżeli wrócę, otwórzjutro i przeczytaj, dobrze? Dobrze powiedziałem. Ale przecież jak wrócisz, to sambędziesz mógł powiedzieć mi o tej sprawie.Po co list?Uśmiechnął się. Widzisz, tak się składa, że zapewne nie mógłbym ci tegopowiedzieć po powrocie, a nie chciałbym, żebyś o tym wiedział, jeżelinie wrócę.Rozumiesz?Skinąłem głową Jak chcesz.Wyciągnął do mnie rękę. Dziękuję ci.Uścisnąłem jego dłoń, ale cała ta sprawa wydała mi się sztucznai nienaturalnie tajemnicza.Rzeczywiście melodramat pomyślałem.Włożyłem list do kieszeni i wyszedłem przed kasyno, gdzie jużczekał na mnie Zygmunt.Złapaliśmy jakiś samochód, który podwiózłnas na skraj lotniska.Potem na przełaj doszliśmy do flying control.Na służbie byli sierżant Woods i Maria.Zwiatła sprawdzone, karawan 31 startowy na miejscu, łączność działa.Wszystko O.K.Dzwoni operation: Jak tam z widocznością?Woods melduje, że bez zmiany: mglisto, ale światła widać. Może jeszcze odwołają mówiła Maria.Zygmunt lekko wzruszaramionami: on wierzy w meteorologię. Dlaczego mają odwoływać? Jest zupełnie znośnie.W pół godziny potem lotnisko ożywa: najpierw z daleka słychaćgłosy mechaników, urywane okrzyki i śmiechy; potem warkotautobusów rozwożących załogi; wreszcie tu i ówdzie ruszają silnikii głęboki ich bas ściele się coraz grubszą warstwą na wszystkichinnych dzwiękach jak śnieg przysypujący ziemię, drzewa, domy.I tylko jak bystry strumyk, który wydobywa się na powierzchnięśnieżnej pierzyny świergoce w słuchawkach telefonów i w31 Karawan wóz posterunku startowego pomalowany w czarno-białe ukośne pasy, w nocy oznaczonyświatłami.głośnikach kierownictwa ruchu nieustanny szmer włączonegoradiokontaktu.Zapalam czerwone światła graniczne dokoła lotniska i ostrzegawczeświatła przeszkód na dachach hangarów, na wieży wodociągowej i naszczytach masztów podtrzymujących antenę.Na szklanym ekranieobok mego biurka świeci nieregularny rubinowy naszyjnik plankontrolny tych świateł.Włączam trzy żółte lampy wlotowe nawschodnim krańcu runwayu.Włączam białe i zielone światła drogistartowej.Ekran wygląda teraz jak stół jubilera, na którym rozrzuconogarść drogich kamieni.Podobnie wygląda lotnisko z wysokości parutysięcy stóp, z tą różnicą, że tam klejnoty leżą na ciemnym aksamiciemroku, podczas gdy mój ekran jest mlecznobiały.Komendant stacji wchodzi wraz z adiutantem.Stają za moimiplecami.Taras dokoła naszego szklanego domku zapełnia się ludzmi.Ksiądz kapelan i lekarz są już z pewnością na stanowisku; prócz nich dowódcy sekcji, podoficerowie, WAAF-ki.Z głośników poprzez świergotliwy szum kontaktu wybuchazniekształcony głos Sarata: F jak Feliks , F jak Feliks.Gotowi do kołowania na start.Give me exac time, please.Over.Maria podaje mu czas. You may go on Fe for Felix.W mroku zagęszczonym przez lekką mgłę porusza się jakiś ciemnykształt.Cztery jęzory płomieni drgają u wylotów rur wydechowych.Nad niewidzialnym perimetrem płyną wolno światełka pozycyjnekołującego samolotu: na lewo czerwone, na prawo zielone; pośrodku,za nimi białe.Potem rusza druga maszyna, za nią trzecia, czwartai następne cały dywizjon.Okrążają lotnisko, pełznąc ku żółtymlampom na wschodnim jego skraju.Po chwili znowu słychać głosSarata: Ready to take-off.Ujmuję słuchawkę. You may take-off, Sarat.Good luck!Błysk zielonego sygnału z budy startowej i daleki ryk silników,który nabrzmiewa, rośnie, zbliża się, zalewa nas jak olbrzymia fala, abyodpłynąć wraz z unoszącą się już ponad nami sylwetką Lancastera F jak Feliks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]