[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak dataS@MOTNOZ W SIECI 233urodzenia, pierwsza szkoła i imiona rodziców.- Przepraszam pana, czy mógłby mi pan powiedzieć, co ten Alvarez -Vargas miał takiego w sobie, że wszyscy pielgrzymują do jego grobu? - usłyszałnagle za sobą.Poderwał się gwałtownie, zawstydzony trochę, że ktoś przyłapał go natym, że klęczy.Odwrócił się i zobaczył grubego starszego mężczyznęsiedzącego za kierownicą elektrycznego wózka przypominającegoakumulatorowe pojazdy używane na polach golfowych.Miał skórzanykowbojski kapelusz na głowie, telefon komórkowy przypięty do paska spodni ipager zapięty za kieszenią na piersiach brązowej koszuli.Był opalony i nosiłokulary przeciwsłoneczne.Na przedniej płycie wózka widniał kolorowy napis znazwą cmentarza.Zauważył, że oprócz numeru telefonu i faksu napis zawieratakże adres strony WWW cmentarza.Teraz już nawet cmentarze są online - pomyślał, trochę zaskoczony.Mężczyzna musiał być pracownikiem cmentarza.- Mógłbym panu oczywiście opowiedzieć, ale musiałby pan wziąć kilkadni wolnego, aby wysłuchać całej historii - odpowiedział zniecierpliwionymgłosem.- Dlaczego to pana interesuje?- Z różnych powodów.Przepraszam, nie przedstawiłem się panu.Jestemadministratorem tego cmentarza - powiedział i przedstawił się imieniem inazwiskiem, - Z tym grobem, chociaż najmniejszy na tym cmentarzu, mamysame kłopoty.Od początku.Najpierw trzy razy przekładali pogrzeb, bo FBI niechciało wydać ciała.Potem na pogrzebie nie było prawie nikogo, chociażzarezerwowałem standardowo kilka limuzyn.Miałem straszne koszty, bo niktnie chciał mi za nie zapłacić.Przyszły tylko jakieś dwie babcie.Jednawyglądała, jakby wstała z jednego z moich grobów, tyle że miała mniejmakijażu, niż kładzie normalnie na zwłoki mój pracownik.Cały czas paliła.Nawet wtedy, gdy uklękła, aby się pomodlić.Druga uparła się, żeby pozwolićjej iść za trumną z jej psem.Ten pies to był mały pudel i miał czarną wstążkę naczubku głowy.Panie, ludziom naprawdę już odbija.Westchnął ciężko i podjął opowieść:- Pogrzeb organizowała jakaś kancelaria adwokacka.Nigdy niedowiedziałem się tak do końca, kto za to płacił.Wykupili taki kawał działki jak234 JANUSZ L.WIZNIEWSKInormalnie bierze się na bardzo porządny obiekt z fontanną i wieloma extras.Jużsię cieszyłem, że zarobię parę groszy, a oni tutaj kazali położyć tę marmurowąpłytkę wielkości wizytówki i posiać trawę dookoła.Wyobraża sobie to pan?Panie, to jest marnotrawienie wspólnego dobra.Gdyby tak każdy robił ikupował prawie ar parceli i siał trawę zamiast inwestować w obiekty, to tencmentarz można by zamknąć, bo byłoby tu tak smutno jak na pogrzebie i żywadusza by tutaj nie zajrzała.Ten cmentarz, panie, to jest zaraz po jazzie najlepsze,co mogło się zdarzyć temu miastu.Zdjął okulary słoneczne i wyłączył telefon komórkowy.- Nie przeczytałem wszystkiego pisanego małymi literami w tymkontrakcie.Panie, to był mój błąd.Co za różnica, czy marmur jest z Włoch, czyz Meksyku? Zamówiłem w Meksyku, bo bliżej.Po dwóch tygodniach nasłalijakiegoś eksperta i musiałem wymieniać płytę.Wazon też.Straszne koszty.Aleto był dopiero początek.On był tutaj pochowany jako McManus.Po trzechmiesiącach kazali mi zmienić nazwisko na Alvarez - Vargas.Panie, słyszał pankiedyś, żeby nieboszczykowi zmieniać nazwisko po pogrzebie??? Nie chciałemzmieniać, ale okazało się, że oni to zapisali w kontrakcie.Zostały ślady politerach z poprzedniego nazwiska.Szlifowanie nic nie pomogło.Znowumusiałem sprowadzać marmur z Włoch.Dobrze, że chociaż wazon mogłemzostawić.Ten wazon, panie, jest prawie tak samo drogi jak ta płyta.Zamilkł nachwilę.- Mogę zapalić? - zapytał, wyciągając metalowe pudełko z cygarami.Wrócił do wózka i specjalną gilotynką odciął ustnik grubego cygara.- Pytam,panie, bo niektórzy nie chcą, żeby palić przy ich grobach.Nawet cygara imprzeszkadzają.Tak jakby to robiło tym nieboszczykom.Poza tym, panie, ja niepalę cygar poniżej dziesięciu dolarów sztuka.Panie, to nie koniec.Potem był otym grobie cały artykuł w The Times - Picayune.Rodzina tego klienta, coleży obok - ten po lewej - nie zauważyła albo po prostu rzecz zignorowała iwylała betonową podstawkę pod reflektor trzydzieści centymetrów w głąbtrawnika przy grobie Alvareza.Trzydzieści centymetrów! Panie, co tu się działo.Ta kancelaria adwokacka wystąpiła do sądu w trzy dni po tym, jak ich goryl, coto tutaj przychodzi z aparatem fotograficznym co trzy tygodnie, im to doniósł.Zaskarżyli ich o wszystko, o co się dało.Także o koszty za cierpienie rodzinyS@MOTNOZ W SIECI 235ich klienta.Klient to niby Alvarez, ten co tu leży
[ Pobierz całość w formacie PDF ]