[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Spróbujemy — powiedział do telegrafisty.Skowroński powtórzył to Plichcie, który zawracał właśnie do startu.„Tylko ostrożnie — ostrzegł ich AdamUważajcie na moją maszynę.Postawię ją na.—początku lądowiska.Przywara stanie na końcu"Bielak czekał.Widać było błyski latarki, którą Przywara oświetlał teren, biegnąc polodzie i zapadając głęboko w śnieg.Stanął wreszcie i odwrócił się.Zasygnalizował: dwiekreski — lądować.Odległość między samolotem Plichty a nim wynosiła niespełna dwieście metrów.Wystarczy — pomyślał Bielak.Przymknął gaz, włączył reflektor u spodu kadłuba i zaszedł pod wiatr.Widział terazwyraźnie w ostrym białym świetle wyrastające przed maszyną zaspy i nierówności.Ściągnąłwcześnie ster, aby wytracić prędkość.Błyskawica szła w dół z cichnącym szumem i corazniższym przygwizdem fletnerów.Chwiała się na granicy poślizgu, przepadała i, wspierana razpo raz uderzeniami wiatru, mijała lodowe wzgórza i bariery.Sto pięćdziesiąt metrów przed początkiem lądowiska trzeba było podtrzymać ją gazem,bo już waliła się w dół.Silnik zaklekotał.Pociągnął.Już — pomyślał Bielak.Domknął gaz.Płozy zapadły w zaspę tuż obok czerwonego jednopłatu, wznosząc tumanśniegu, który skrzył się w blasku reflektora.Maszyna, gwałtownie zahamowana, uniosłaogon, zjechała w dół ze śnieżnej wydmy, podskoczyła na jakimś progu, skręciła w bok.Pęd malał, ale w strudze światła tuż przed lewym silnikiem wyrosła nagle dwumetrowabryła lodu.— Bany boskie! — krzyknął Skowroński.Jednocześnie Bielak kopnął orczyk w prawo i szarpnął lewy silnik gazem.Błyskawica skręciła prawie na miejscu.Rozległ się trzask łamanej płozy.Potem zapadła cisza.Tylko silniki klekotały jednostajnie na wolnych obrotach.10Bezpośrednio po wypadku Bielak był tak przygnębiony, że ledwie coś bąknął pod nosemw odpowiedzi na serdeczne powitania Plichty, który wyskoczył ze swojej maszyny i przybiegłzdyszany do miejsca, gdzie zatrzymała się uszkodzona Błyskawica.— Nie mam z sobą zapasowej płozy — powiedział.— Co za dureń ze mnie: zostawiłemwszystkie wymienne części płatowca i silnika w Barrow, żeby zabrać jak najwięcej benzyny.Plichta usiłował go pocieszyć: płozę będzie mógł przywieźć Wirecki albo Grey.Ale ontylko machnął ręką.Przyleciał tu, żeby ratować ludzi, którym groziło śmiertelne niebezpieczeństwo, a oto samteraz potrzebował pomocy.Adam chciał obejrzeć uszkodzenie.Może się da naprawić?— Daj spokój — niechętnie mruknął Bielak.— Płoza potrzaskana jak na rozpałkę.I wogóle nie zajmuj się mną.Zostaw mi swego mechanika i leć do obozu po następnego z tychludzi.Trzeba tu przygotować lotnisko.Plichta uznał słuszność tego zdania.Trzeba się było śpieszyć, póki pogoda jako takodopisywała.— Skowroński zadepeszuje do Greya — powiedział jeszcze Bielak.— Wyobrażamsobie, co on o mnie pomyśli.Podali sobie ręce i tym razem uścisk Bielaka był tak mocny, że Adam skrzywił się z bólu.— Bądźcie na podsłuchu — powiedział odchodząc.— Podam wam przez radio wasząprzybliżoną pozycję dla tych w Barrow, bo inaczej nas nie znajdą.Siadł do maszyny i odleciał na południe: Skowroński został w kabinie Błyskawicy, abyzawiadomić Barrow o wypadku i podać Greyowi współrzędne geograficzne, które miałobliczyć kapitan Pilewicz.Bielak wyłączył silniki i przy pomocy Przywary spuścił smar dobańki, aby uchronić go przed zamrożeniem.Potem we dwóch wyładowali z bagażnika łopatyi zabrali się do niwelowania powierzchni lądowiska.Praca była ciężka, ale przecież o wiele łatwiejsza niż ta, której Przywara doświadczyłprzy budowie toru startowego na krze lodowej.Opowiadał o niej Bielakowi w krótkichprzerwach, na które sobie pozwalali co jakiś czas dla odpoczynku.— Tylko że tutaj trzeba wyrównać większą przestrzeń niż tam — dodał.Po upływie pół godziny wrócił Plichta, mając na pokładzie K-6 dwóch pasażerów i trochęnarzędzi.— Lód pęka nadal — opowiadał prędko i bezładnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]