[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Hej! Poczekaj sekundę - odebrał jej teczkę i przejrzał jej zawartość.-To nie są twoje dokumenty.To są papiery Sheill.Natalia uczyniła ruch, jakby chciała wyrwać mu je z ręki, lecz Jordanbył szybszy.Zaczęła więc prosić:- Oddaj mi to, Jordanie, słyszysz? Oddaj mi to natychmiast!Widząc jej zdenerwowanie wyczuł, że trzyma w ręku coś, czego niepowinien widzieć.Przycisnął więc teczkę do siebie, podszedł do biurkai usiadłszy otworzył ją.Natalia śledziła go wzrokiem, przerażona izakłopotana.Powoli, starannie zapoznając się z treścią każdegodokumentu, dotarł wreszcie do końca.Jako ostatni wziął do ręki opiskuracji hormonalnej, którą przeszła Sheila, a która została sporządzonaprzez jej ginekologa.Judd Riken nie miał zwyczaju wyrzucaćjakichkolwiek dokumentów i przechowywał wszystkie bardzostarannie.Jordan rzucił pobieżnie okiem na zawiłe medyczne opisy,lecz po chwili czytania oczy rozszerzyły mu się ze zdumienia. Dla Natalii opis ten nie był żadnym zaskoczeniem.Kiedy mieszkała zSheilą w czasie studiów, wiele godzin spędziły na wzajemnychzwierzeniach: jak to dziewczyny, opowiadały sobie o swoichchłopakach, swoich przygodach miłosnych i oczywiście również osposobach zapobiegania ciąży.Tylko, że Sheila nie musiała obawiaćsię ciąży.Sheila nie mogła zajść w ciążę.Mówiła przecież o tym nieraz iNatalia zapamiętała to dobrze.Była po prostu fizycznie niezdolna dourodzenia dziecka.Jordan poczuł, jak zimny dreszcz przebiega mu wzdłuż pleców.- Ona nie jest zdolna do zajścia w ciążę! - powiedział głośno sam niewiedząc, co ma o tym myśleć.Błyskawiczne skojarzenia faktów doprowadziły wreszcie do tego, żeczuł teraz w sobie dziwną mieszaninę gniewu i uczucia ulgi.Natalia przyglądała mu się z dezaprobatą.- Przykro mi, że dopuściłam do tego, abyś to przeczytał, lecz z drugiejstrony, może to i dobrze.Jordan spojrzał na nią z niedowierzaniem.- Miałaś rację.Zawsze byłem kompletnym idiotą, jeśli chodzi okobiety.- Sheila była moją najlepszą przyjaciółką.To było przecież takienaturalne, najwygodniejsze wyjście z sytuacji, czy mam rację?Jordan nadal czuł się jak rażony gromem.- Jeśli chodzi o Adama, nic to nie zmieni z mojej strony.Kocham go ibędę go kochał nadal.Nie mogę jednak uwierzyć w to, że Sheilazdecydowała się go zaadoptować, żeby skłonić mnie do małżeństwa.Natalia roześmiała się krótkim, niewesołym śmiechem potrząsającgłową i patrząc na Jordana ze smutkiem.- Naprawdę tak myślisz? - patrzyła na niego z rozczuleniem.- Jakiś tynaiwny, Jordanie Brenner.- Dlaczego? - nie miał pojęcia, o co jej chodzi.-Powiedz mi, co maszna myśli. Lecz Natalia milczała.Stała patrząc na niego nieobecnym wzrokiem,zatopiona w swoich myślach.Jakby wciąż nie mogąc uwierzyć w to, coudało jej się odkryć.Jordan potrafił jednak czytać w jej twarzy.Znał ją przecież takdobrze.Potrafił odczytać bez słów, co oznaczał smutek w jej oczach,taki, a nie inny sposób pochylenia głowy, melancholijny uśmiech wkącikach ust.i nagle błysk zrozumienia przeszył jego świadomość.- Adam jest.- wzruszenie odebrało mu głos; tego było zbyt wielenawet dla niego.- O, mój Boże!Nagle zapragnął krzyczeć, płakać ze szczęścia, lecz nie był w stanienawet się poruszyć, nieprzytomny ze szczęścia.W końcu zdołałwykrztusić:- Adam jest naszym synem?Natalia podniosła powoli na niego wzrok i teraz już wiedział, teraz jużnie miał żadnych wątpliwości.- Ta noc na jeziorze w czasie przyjęcia.- Tak.Jordan zaczął liczyć miesiące na palcach.Dziewiąty miesiąc przypadłna palec, na którym lśniła jego ślubna obrączka.- Tak - powtórzył, patrząc na Natalię rozjaśnionym wzrokiem.-Adam urodził się w osiem miesięcy po tym dniu - palce Jego dotknęłyobrączki, spojrzał na nią ze złością.-1 cały plan Sheili udał siębezbłędnie, czyż nie?Natalia potrząsnęła głową.- Tylko, że.- Tak?Natalia wzruszyła ramionami i odwróciła głowę.- Tylko, że ja nie spełniłam pokładanych we mnie nadziel i nie byłamuprzejma umrzeć przy porodzie.Jordan podszedł do niej.- Myślę, że powinniśmy omówić wszystko dokładniej.Natalia skinęłagłową.- Ta kawiarnia, do której chodziliśmy najczęściej, to kawiarnia wremizie strażackiej, prawda? Podłoga była zawsze wysypanatrocinami, a w powietrzu unosił się zapach piwa.To było przyMalson Street, dobrze pamiętam?- Jest tak, jak pamiętasz, trociny i wszystko inne.Nataliazdecydowanym krokiem podeszła do drzwi.- Spotkajmy się tam w południe.- Dokąd teraz idziesz?- Wychodzę.- Co chcesz zrobić?- Tylko to, co powinnam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl