[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siedziałem tak dość długo, niczym szpieg penetrujący drogę do nieprzyjacielskiegomiasta, lecz pogrążony w myślach mglistych i nie dających się wyrazić, podobnie jak się todziało z wrażeniami z zapomnianego snu.Marzenia moje przerwał brat Tomasz, który nadszedł niedosłyszalnie i przywitał mnie jak staregoprzyjaciela, a ja, choć było mi przykro, że przerwano mą samotność, ucieszyłem się niemal z tegospotkania, pomyślałem bowiem, że od inkwizytora można się dowiedzieć szczegółów o siostrzeMarii: duszy mej nie opuszczał bowiem mroczny niepokój.Brat Tomasz jednak, zamiast udzielićodpowiedzi na wszystkie moje pytania, wygłosił długą i obłudną przemowę o zepsuciu tegowieku i zaczął się rozwlekle użalać, że sami książęta Kościoła pobłażają protestantom.Zniżającgłos, jakby nas ktoś mógł posłyszeć, oznajmił mi także, że Arcybiskup Kolonii, Herman,przyjazni się z Erazmem i przy tym długo oszczędzał heretyków z Paderborn, i że nawet naszArcybiskup Johann, w którego świcie obaj się znajdujemy, nie cofnął się przed zawarciemsojuszu z Filipem Heskim, zażartym luteraninem.Bardzo możliwe, że takie kalumnie obliczonebyły na to, by z kolei usłyszeć ode mnie donosy na inne osoby, choćby na naszego hrabiego,byłem jednak bardzo ostrożny w odpowiedziach i wciąż starałem się skierować rozmowę na towydarzenie, które spowodowało całą naszą podróż.W końcu brat Tomasz powiedział do mnie: Wielu sławi siostrę Marię jako świętą i zapewnia, że podobnie jak arcyświątobliwy królfrancuski posiada ona dar uzdrawiania chorych przez samo przyłożenie do nich ręki.Mniejednakże skromne moje doświadczenie podpowiada, że siostra ta obcuje z Diabłem, którypozyskał jej zaufanie ukazując się jej nocami w postaci inkuba.Grzech taki, niestety, corazczęściej przenika do klasztorów, i nie na darmo w Piśmie powiedziano o grzesznikach: Chlubisz się Zakonem, a zniesławiasz Boga" [224].Książę Arcybiskup żywi nadzieję, że siłąmodlitwy i egzorcyzmów wypędzi tego ducha, lecz ja mniemam, że ku wielkiemu żalowi trzebasię będzie uciec do przesłuchiwania i tortur, by zdemaskować występną duszę i znalezćwspółuczestników przestępstwa.Nic więcej nie mogłem od inkwizytora uzyskać, zresztą nasza rozmowa wkrótce się przerwała, wklasztorze rozległ się bowiem dzwon wzywający do świątyni.Z naszego wzgórza widać było, jaksiostry wychodziły z drzwi poszczególnych budynków i gęsiego ciągnęły przez dziedziniec dokościoła;daremnie jednak wpatrywałem się w maleńkie figurki, które z powodu dużej odległości i odzianew jednakową szarą odzież klarysek, były wszystkie podobne jedna do drugiej i zdawały sięmarionetkami z ulicznego teatru.Kiedy paszcza kościelnych drzwi pochłonęła ostatnią z nich i150zaczęły nas dobiegać dzwięki organów, pożegnaliśmy się z bratem Tomaszem: on udał się dokościoła, by słuchać mszy, a ja poszedłem szukać hrabiego.Hrabiego zastałem już całkowicie ubranego i w jak najweselszym nastroju, co postarałem sięumiejętnie wykorzystać, by przy jego pomocy przedostać się do klasztoru.Wiedząc, na jakąprzynętę najłatwiej go złapać, wspomniałem mu o poglądach na demony słynnego GemistosaPlethona [225], który wierzył w realność demonów, mniemając, że są to bogowie trzeciegoporządku, co uzyskawszy łaskę Zeusa z jej pomocą chronią, pokrzepiają i uszlachetniają ludzi.Wspomniałem także hrabiemu o możliwości, iż niektórzy bogowie starożytności przeżylistulecia, doczekali naszych czasów i że nie kto inny tylko sam Poggio-Bracciolini opowiada oantycznym bogu Trytonie, wyłowionym na brzegach Dalmacji, gdzie miejscowe praczki zatłukłygo na śmierć kijankami.Takimi i podobnymi opiniami postarałem się wzbudzić w hrabizainteresowanie do wydarzeń w klasztorze, aż wreszcie hrabia, któremu i bez tego wypadało byćprzy Arcybiskupie, obwieścił mi na wpół żartobliwie: No cóż, Ruprechciei Skoro tak cię ciekawią owe anioły i demony, które wstąpiły w biednemniszeczki, pójdziemy i zbadamy ten wypadek na miejscu.Zważ tylko, że ani Cycero, ani Horacy nigdy o niczym podobnym nie opowiadają.[226]Nie zwlekając wyszliśmy z namiotu, zeszliśmy do doliny, nad rzeczkę, przeszliśmy ją po dwóchbujających się żerdziach, tańcując jak kuglarze, i wkrótce byliśmy już u bramy klasztornej, gdziepilnująca jej mniszka, kiedy zbliżyliśmy się, wstała z szacunkiem i pokłoniła się znamienitemurycerzowi niemal do ziemi.Hrabia kazał jej, by zaprowadziła nas do ksieni, którą nieco znał, imniszka poprowadziła nas przez dziedziniec i niewielki ogród do osobno stojącego drewnianegodomku, po chwiejnych stopniach schodów na piętro i wśliznąwszy się pierwsza w drzwi, potemje otwarła i znów kłaniając się zaprosiła, byśmy weszli.Całe to niedługie przejście, droga odnamiotu hrabiego do celi ksieni, utrwaliło się czemuś w mej pamięci w jakiś niezwykły sposób,jakby jakiś rytownik wyrył mi jej obraz, tak że teraz wyraznie widzę przed sobą wszystkiezawijasy ścieżek, wszystkie widoki zmieniające się przy zakrętach, wszystkie krzewy po bokach.Cela ksieni była niewielka i cała zastawiona meblami starodawnymi i ciężkimi, z mnóstwemwszędzie przedmiotów kultu, jak statua Marii Panny, krucyfiks, różaniec, i zawieszonych naścianach rozmaitych świętych obrazków.Kiedy weszliśmy, ksieni, kobieta już w podeszłymwieku, która w zakonie nosiła imię Marta, lecz która pochodziła ze znamienitego i bogategorodu, siedziała w głębokim fotelu, jakby całkiem wyzbyta sił, przy niej była tylko jedna siostrasłużebna, jednakże naprzeciw, w charakterze referującego sprawę, stał już brat Tomasz, któryzdążył się i tu wkręcić.Hrabia z szacunkiem wymienił swoje nazwisko, przypomniał dawnąznajomość, a ksieni mimo podeszłego wieku, posłuszna zapewne regule klasztoru, powitała gobardzo niskim pokłonem.Wreszcie, po różnych innych uprzejmościach podyktowanych tym, co Włosi nazywają belparlare, zajęliśmy wszyscy swoje miejsca, hrabia usiadł w innym fotelu naprzeciw ksieni, a ja ibrat Tomasz stanęliśmy za nim, jakby ludzie z jego świty.Dopiero wtedy, na koniec, poruszonyzostał w rozmowie właściwy temat i hrabia zaczął wypytywać matkę Martę o siostrę Marię. Ach, wielmożny hrabio! odrzekła matka Marta. W ciągu ostatnich dwóch tygodniprzeżyłam to, czego zawdzięczając miłosierdziu Boskiemu w powierzonym mi klasztorze nigdydoświadczyć nie myślałam.Oto już blisko lat piętnaście w miarę słabych sił pasę stado mychowieczek i nasz klasztor był do tej pory ozdobą i dumą kraju, teraz jednak stał się zródłempokusy i przedmiotem niezgody.Powiem wam, panie, że niektórzy boją się teraz choćbyprzybliżyć do murów naszego klasztoru, twierdząc, że zamieszkał w nim Diabeł lub cały legionzłych duchów.[227]Po tych słowach hrabia zaczął grzecznie nalegać, by ksieni opowiedziała nam szczegółowo151wszystkie wydarzenia ostatnich czasów, a ona nie od razu i niechętnie przystąpiła wreszcie doszczegółowej opowieści, którą tu przekażę w skrócie, gdyż mowa jej była zbyt rozwlekła i nie wewszystkim interesująca.Według słów matki Marty przed półtora miesiącem przyszła do niej nieznana dziewczyna, któraprzedstawiła się jako Maria i prosiła, by zezwolono jej zostać w klasztorze choćby w charakterzenajpośledniejszej służki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]