[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przymierzyła następny strój.Włożyła do niegokolorowy turban i z zaskoczeniem wpatrywała się welegancką damę, która spoglądała na nią z lustra.- Czy to ja? - mruknęła.362- Ależ tak - zapewniła Melissa.- Chodz.Strojejuż mamy, teraz pora na resztę.Zaprowadziła Joyce do fryzjera, któryprzystrzygł jej modnie włosy i tym samym odmłodziło kilka lat.- I jeszcze ostatnia rzecz - mruknęła Melissa,zabierając ją do kosmetyczki.Tam znów odmieniono jej twarz, doradzonokolor pudru, szminki, cieni do powiek i błyszczka,podkreślających kremową, gładką karnację Joyce.- To niemożliwe.- Wpatrywała się w siebie,kiedy dzieło było już skończone.- Biedny Apollo - powiedziała Melissa zuśmiechem.- Już przepadł.- Tak myślisz? - Serce Joyce zabiło mocniej.- Jestem tego pewna - zapewniła ją Melissa.-Teraz zajmiemy się moimi strojami, a pózniejpopracujemy nad menu na poniedziałkowe party.Aleobiecaj, że wcześniej nie nałożysz żadnej z nowychsukien, ani nie zdradzisz makijażu - ostrzegła.- Tomusi być niespodzianka.- Trudno mi będzie wytrzymać - skrzywiła sięJoyce.- Mnie również.Melissa miała jeszcze trochę oszczędności wbanku.Poprosiła Diega, aby je przelał z Tucson doChicago.Wyjęła je teraz na zakupy.Poszła do fryzjerai kosmetyczki.I, pełna obaw, nie mogła się doczekać363premiery.Diego już nie był tym beztroskimmężczyzną, którego znała z Gwatemali.Był dużodojrzalszy i jego doświadczenie onieśmielało ją.Kiedy uporały się z zakupami, było już prawieciemno.Melissa wróciła do domu lekko utykając.- Za bardzo sforsowałaś nogę - martwiła sięJoyce.- To tylko podrażnienie - zapewniła ją Melissa.- A ile było uciechy! Poczekaj do następnegotygodnia, wtedy im pokażemy.- Postaram się doprowadzić Apolla donerwowego załamania - obiecała Joyce.- Wracam dodomu ćwiczyć wężowe ruchy.Jestem ci takawdzięczna, Melisso.- Od czego mamy przyjaciół? - Melissauśmiechnęła się.- Podtrzymałaś mnie na duchu.Chciałam ci się choć zrewanżować.Swoją drogą,wyglądasz wspaniale.Joyce rozpromieniła się.- Mam nadzieję, że ten dziki człowiek z biurabędzie tego samego zdania.- Na pewno.Wspomnisz moje słowa.Dobranoc.Melissa weszła do mieszkania.Pani Albrightmiała wolny wieczór.Melissa ze zdziwieniemspostrzegła Diega i syna w kuchni, wśródapetycznych ostrych zapachów dobywających się zpiekarnika.364Diego miał na sobie długi, biały fartuch paniAlbright, a Matthew z zacięciem przygotowywałsałatę.- Co tu robicie? - wykrzyknęła Melissa,położywszy zakupy w bawialni.- Obiad, querida - powiedział Diego zuśmiechem.- Twój syn szykuje sałatę, a ja wołowinęw chili.Udała się wyprawa z Joyce?- Wspaniale.Mój Boże, mogę wam w czymśpomóc?- Oczywiście, nakryj do stołu, jeśli możesz.Inie przeszkadzaj kucharzom - dodał z przekorą.Uśmiechnęła się i podeszła do niego.Podniosłasię na palcach i ucałowała go w policzek.- Jesteś kochany.Czy możemy zaprosić naponiedziałek van Meersów, Brettonów, Apolla iJoyce?Diego łapał oddech, zaskoczony jej bliskością iniespodziewanym pocałunkiem.- Kochanie, możesz zaprosić nawet cały klubzapaśniczy, jeśli odmiana, jaka zaszła w tobie, matrwały charakter.- Naprawdę się zmieniłam? - spytała cicho.- Bardziej, niż ci się wydaje.Noga już nie boli?- Tylko trochę sztywnieje, to wszystko.- Tato, coś się przypala - stwierdził Matthew.Diego znów skupił uwagę na ciężkim,żeliwnym rondlu i ze zdwojoną energią zaczął365mieszać mięso.- Kucharz niech się lepiej zajmie chili, albozostaniemy bez obiadu.Deser musi zaczekać - dodałtakim tonem, że przeszył ją dreszcz.- Jak sobie życzysz, se�or - uśmiechnęła sięmiło i z ociąganiem poszła układać talerze i zastawę.To był wspaniały posiłek.Przywołałwspomnienia pikantnej gwatemalskiej kuchni.Rozmawiała z Diegiem o pracy i o zakupach, o tym,jak bardzo udała się wycieczka z Mattem do zoo i jakchłopiec wpadł w zachwyt na widok prawdziwegolwa.Kiedy malec poszedł spać, Melissa ułożyła sięna kanapie, a Diego, przeprosiwszy ją, zajął siędokumentami z biura.- Wiesz - mruknął znad notatek - polubiłempracę dla Apolla, to dla mnie prawdziwe wyzwanieuczyć biznesmenów, jak sobie radzić z terroryzmem.Odgarnęła włosy z twarzy.- Diego.jak myślisz, czy Apollo coś czuje doJoyce?Podniósł wzrok.- O, nie - pogroził jej palcem z pobłażliwymuśmiechem.- Nie wyciągniesz tego ode mnie.Niemogę się z tobą dzielić sekretami Apolla.Zarumieniła się lekko.- Skoro tak, to ja ci nie wyjawię tajemnicJoyce.366- Wyglądasz tam samo, jak wtedy, kiedy miałaśszesnaście lat - powiedział obserwując ją bacznie - aja nie chciałem zabrać cię ze sobą na walkę byków.Pamiętasz? Nie odzywałaś się pózniej do mnie przezdłuższy czas.- Poszłabym wtedy za tobą do jaskinizaklinacza węży - wyznała cicho - tak bardzo cięuwielbiałam.- Wiedziałem o tym.Dlatego takkonsekwentnie trzymałem cię na dystans.I udawałomi się to całkiem niezle do czasu, kiedy odcięła nasod świata banda guerrillas i zmusiła, abyśmy sięschronili w ruinach Majów.Tam straciłem głowę izaspokoiłem głód, który we mnie narastał od dawna.- I słono za to zapłaciłeś - dodała cicho.- Ty zapłaciłaś jeszcze więcej.Nigdy niepowinienem cię oskarżać, że zastawiłaś na mnie sidła.- Tyle było uraz z przeszłości - powiedziała.- Aty mnie nie kochałeś.Zmarszczył brwi.- Powiedziałem ci kiedyś, że ukryłem uczuciapod grubą skorupą.- Tak.Pamiętam.Nie musisz się martwić,Diego - powiedziała ledwo dosłyszalnie.- Wiem, żenie masz mi nic do ofiarowania, i nie proszę cię o nic.Tylko o dach nad głową i o pomoc w wychowaniusyna, abyśmy nie musieli zwracać się do opiekispołecznej.- Jasne oczy szukały jego napiętej twarzy.367- Chętnie pójdę do pracy i odciążę cię.Wpatrywał się w nią.- Czy wymagam od ciebie takiegopoświęcenia?- Nie masz z nas żadnego pożytku.Przybyły cidwie osoby do utrzymania i przyniosły ze sobą starewspomnienie, gorzkie i niemiłe.Wstał gwałtownie, trzymając biurowedokumenty w zaciśniętej pięści.Spojrzał na nią zezłością.- Staram się zburzyć mur między nami, a tyodbudowujesz go na nowo.Mamy przed sobą jeszczewiele dobrego.Ale zanim zaczniemy wszystko odnowa, musisz nabrać do mnie zaufania.- Nie przychodzi mi to łatwo - odparła patrzącna niego.- Już raz mnie zdradziłeś.- Zgoda.A czy ty nie zdradziłaś mnie z ojcemMatta?Chciała mu odpowiedzieć, ale nie potrafiła.Odwróciła się i wyszła z pokoju.Mocnepostanowienie, że podejmie próbę pojednania, utonęłow bezbrzeżnej złości.Oddalali się od siebie każdegodnia, nie mogła pokonać bariery, która oddzielała jąod Diega, mimo że naprawdę się starała.Może poniedziałkowe przyjęcie otworzy jakąśfurtkę.Będzie liczyć godziny i modlić się.Musi muchoć trochę na niej zależeć.Jeśli było inaczej, czyprzeszłość ciążyłaby mu aż tak bardzo? Ta myśl368przyniosła na moment ukojenie.Przynajmniej tyle.369ROZDZIAA DZIEWITYJedyną pociechą, jaką przyniosła Melissiebezsenna noc, były przekrwione oczy Diega.Wczorajszy spór zmartwił go, jak się zdaje, w tymsamym stopniu, co ją.A wszystko szło tak dobrze!Czy Diego miał rację? Czy to ona wznosiła mury?Ubrała się do kościoła i pomogła Matthewwłożyć piękne, niebieskie ubranko, które kupili naskutek nalegań Diega.Nie zapukała do jego pokoju, kiedy wchodzilido salonu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]