[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Snop rozwinął mapę, którą dostaliśmy, wymalowaną na jedwabnej chuście, iprzycisnął rogi kamieniami, a potem położył obok  oko północy , obserwując obracającą sięzrenicę.- Jeśli jesteśmy tam, gdzie mieliśmy być - rzekł - to musimy zmierzać na zachód, żebytrafić na ten kraniec Gór Sępich, o który chodzi.- Nie prosto na zachód - odezwał się nagle Szkarłat.- Lekko na północ.Prosto nazachód jest kiszłak Barakardym.Mały i na tej mapie go nie ma, lecz jeśli w okolicy jestwojsko, to zawsze będą się tam kręcić, bowiem w wiosce jest studnia.Jest też jakiś szlak, ajeśli szlak, to rydwany i jezdzcy.Trzeba obejść kiszłak, i to najlepiej nocą.- Z tobą jest ten problem - odrzekł Snop - że nie wiadomo na pewno, czy kłamiesz,czy mówisz prawdę, więc rozsądnie byłoby uważać, że zawsze kłamiesz.Nie poznałem tegoWędrującego Nocą, ale nie wiem, czego się napił, że postanowił zaufać kapłanowiPodziemnej.- Ma nade mną władzę, jakiej nigdy żaden człowiek nie miał nad drugim - odrzekłAmitraj spokojnie.- Ani ojciec nad synem, ani kochanka nad kochankiem.Nie zrozumiesztego, lecz sama myśl, że mógłbym zrobić coś nie tak, jak sobie zażyczył, jest dla mnie nie dozniesienia.Cierpię choćby tylko dlatego, że jestem daleko od niego.Jego życzeniem jest, bymwam pomagał, nim odejdę, by zrobić to, co mi nakazał.Dlatego jeśli miałbym umrzeć po totylko, byście mogli uczynić kolejny krok, to umrę z radością.Moje życie, które dał mi Ulf,jest pokutą.Nigdy jej nie zaniecham, aż się wypełni.- Przerażasz mnie - powiedział Snop.- Albo łżesz, albo masz jeszcze gorzejpomieszane we łbie niż on.- A jednak chyba mówi prawdę - rzekł na to N Dele.- Czuję, że jego dusza jestspętana i odmieniona.Co więcej, on chyba chce, żeby tak było.Słońce całkiem już wstało i zalewało równinę jaskrawym blaskiem, zrobiło sięnaprawdę gorąco i zaczęliśmy wszyscy pocić się pod naszymi strojami uszytymi z grubego, miękkiego płótna.Zostawiliśmy je więc w jaskini, a wyjęliśmy z juków lekkie, odpowiedniena upał, oliwkowo-brązowej barwy piasku, oraz pustynne płaszcze.Sprawdziliśmy broń,osiodłaliśmy konie, a potem usiedliśmy w kręgu, wyciągnąłem przed siebie pięść, a moiludzie nakryli ją dłońmi, jeden po drugim.Przemówiłem do Idącego pod Górę, by spojrzał nanasze zamiary i oświetlił nam drogę.Przypomniałem sobie nasze pożegnanie w wykutej wskale zagrodzie niewolnych, tam, w kraju Niedzwiedzi, i poczułem kłucie w szczękach.Przełknąłem ślinę i powiedziałem na koniec:- Mosu kando.Naraho.Ikodu, askari! Zostało powiedziane.Niech się stanie.Naprzód,żołnierze!Kiedy siedzieliśmy, Szkarłat oparł pięści o skałę i trwał w ukłonie, aż wstaliśmy nanogi.Jechaliśmy szybko, ale oszczędnie.By nie przemęczać jucznych zwierząt ani naszychwierzchowców, nienawykłych do skwaru.Także by nie wzniecać pyłu.Jeden zwiadowcazawsze jechał przodem, o dobre sto kroków od nas, zsiadając przed każdym wzgórzem,wydmą albo grupą skał, żeby spojrzeć z ukrycia na pustkowie przed nami.Musieliśmy wystrzegać się każdego, nawet pasterzy, którzy mogliby wypędzić owcena to skaliste pustkowie.Kiedy słońce stało w zenicie, upał zrobił się nie do wytrzymania.I ziemia, i skałyziały gorącem, jakby wyprażono je w piecu, a niebo zamieniło się w morze ognia.Znalezliśmy dość głęboki parów, gdzie zmieściły się nasze zwierzęta i my sami, a potemnakryliśmy go z góry sieciami i przykryliśmy wybielonymi przez słońce kolczastymigałęziami.Pod spodem był cień, choć nadal panowało piekielne gorąco, tyle że blask słońcanie przepalał nas na wylot.Góry, które mieliśmy na horyzoncie, majaczyły rozlanymsinoróżowym śladem, niczym zrobione pociągnięciem pędzla, a powietrze drżało jak woda wwartkim strumieniu.Konie ziajały jak psy i nie chciały specjalnej paszy z suszonych owoców i mięsa,natomiast szarpały się do bukłaków.Napełniliśmy skórzane wiadro i daliśmy im pić,wytarliśmy je z piany, a potem sami zwaliliśmy się na dno parowu, dysząc niczym ryby naplaży.Njorvin wyglądał najgorzej, był czerwony na twarzy i cały spływał potem, który kapałmu nawet z nosa i ciekł strużkami do oczu.- Zamoczcie zawoje odrobiną wody - poradził Szkarłat.- Szkoda jej - powiedział Snop.- Zmocz zawój tylko Njorvinowi - powiedziałem.- %7łeglarz słaba-chora.Ciota.Nieumi gorąc Amitraj.Chciał mi coś odpowiedzieć, ale wydawało się, że braknie mu sił.Przetarł twarzmokrym płótnem, a potem okręcił nim głowę.Przez jakiś czas siedzieliśmy, oddychając ciężko i usiłując przeczekać najgorszy upał.Snop wyczołgał się na brzeg parowu i obserwował, lecz prócz krążących po niebie sępówniczego nie było widać.- Jeśli zobaczysz ciemne chmury, choćby daleko, musimy natychmiast uciekać -powiedział Benkej.- Jest wiosna i może padać deszcz, a tu, gdzie siedzimy, jest wyschłe dnopotoku.Potrafi w jednej chwili wypełnić się rwącą wodą.- Chciałbym, żeby tak było - powiedział Njorvin.- W pierwszej chwili - odrzekł Snop.- W następnej żałowałbyś, żeś się w ogóleurodził.Odczekaliśmy, aż słońce przewędrowało kawałek po nieboskłonie, a potemruszyliśmy dalej. Weszliśmy w okolicę, gdzie ziemia kiedyś była błotem, teraz wyschniętym ipopękanym w kanciaste kształty.Kawałek dalej jadący przodem Benkej zatrzymał się nagle, płosząc chmuręskrzeczących przerazliwie sępów.Stał tam osłupiały, aż dojechaliśmy do niego.Znalezliśmysię w niewielkiej dolince wśród skał, pełnej kości.W słońcu bielały rzędy żeber, szczerzyłysię czaszki i sterczały rogi.- To czerwone woły - wyjaśnił Szkarłat.- Byki kiedyś, przed nadejściem prorokini,wytrzebione na mięso.Teraz niepotrzebne, bo Podziemna nie pozwala spożywać ciał dzieciziemi.Tylko to, co rośnie, a dla kobiet i dziewczynek także mleko i ser.Zostawili samekrowy, ale niewiele.Woły wypuścili, więc pozdychały z głodu i pragnienia.Wszędzie sątakie cmentarzyska.- Dziwne - odezwał się Benkej w zamyśleniu.- Sprawdziłem każdą kępę kalecznika.Ani jednego jabłka.Nawet zielonych.- Dzieci chodzą w pustynię i zbierają wszystko, co da się zjeść, żeby odnieść doświątyni, tam, gdzie trafia wszelka żywność, którą rozdzielają kapłanki.W tej okolicyniewiele co rośnie.Kalecznik, porosty, piaskowe bulwy.A teraz jest głód.Za ugryzieniechoćby kęsa podczas zbierania idzie się na stół ofiarny.- Dla nas oznacza to jedno - powiedział Snop.- Wszędzie tu mogą się kręcić ludzie.Szkarłat pokręcił głową.- Nie tutaj.Tu jest wyzbierane wszystko, do ostatniego zdzbła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl