[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hank wrócił z ostatnim kartonem i sam załadował go na pakę samochodu.Laura zatrzasnęła klapę, zatarła ręce i z promiennym uśmiechem zwróciła się do wszyst-kich. Cóż, chyba dość się napracowaliśmy na dzisiaj.Cassie, bądz tak dobra i nastaw wodęna herbatę, dobrze? Hank pije ją najchętniej mocną i słodką, zgadza się? Takich właśnie facetówlubię najbardziej: mocnych i słodkich. Delikatnie uszczypnęła go w policzek, a milkliwymężczyzna poczerwieniał aż po nasadę siwych kędziorów.Ku mojemu zdziwieniu Cassie bez pytania i ponurych spojrzeń zrobiła, o co prosiła jąLaura.Kiedy parę minut pózniej dołączyliśmy do niej w kuchni, czajnik stał na fajerce, a Caswyjmowała właśnie herbatę z blaszanego pudełka.Potem sięgnęła po kubki. Ten jest mój oświadczyła matka, wskazując na kubek z napisem Szef. Ten z gwiazd-kami, czy chcecie wierzyć, czy nie, jest Hanka, a z żółtego zawsze pije Luke.Jego też wkrótcepoznacie.Wybierzcie sobie jakiś i zostańcie przy nim.Codziennie wypijamy litry herbaty, ale je-steśmy zbyt leniwi, żeby zmywać za każdym razem.Zobaczyłam, jak Cassie zaciska z dezaprobatą usta, najwyrazniej nie dostrzegając szczyp-ty ironii w głosie Laury.Stojąc przy zlewie, dokładnie zlustrowała kubek, po który sięgnęła.Toteż było niezwykłe.W odróżnieniu od większości nastolatków, którzy po skończeniu trzynastegoroku życia najchętniej otaczali się chaosem, Cassie uwielbiała porządek.Prawie obsesyjnie.Jej pokój mógł spełniać wymogi najbardziej rygorystycznych koszar.W innych częściachdomu pozostawiała po sobie pobojowisko, ale wiedziałam, że to wbrew jej naturze i że robi totylko po to, żeby doprowadzić mnie do szału.Kubek najwyrazniej zdał próbę czystości, ponie-waż postawiła go razem z innymi na tacy.Czekały już na niej dzbanuszek na mleko z łaciatąkrową i ogromny dzbanek na herbatę, który należał kiedyś do mojej babci ze strony matki.Na stole stał już talerz pełen ciastek.Hank usiadł i wziął sobie garść herbatników.Casi ja, zanim zajęłyśmy miejsca, zaczekałyśmy na moją matkę.Laura najwyrazniej nie miała żadnych preferencji w tym względzie.Usiadła po prostu napierwszym krześle z brzegu.W trakcie podwieczorku trajkotała tylko moja matka.Hank nie odzywał się ani słowem.Laura opowiadała o farmie, o karmieniu zwierząt, o naprawach, o ogrodzeniu.Jeśli zadawała mujakieś pytania, odpowiadał na nie skinieniem albo potrząśnięciem głowy.Pił herbatę i w zdumie-wającym tempie pochłaniał jedno ciastko za drugim.Cassie siedziała przy krawędzi stołu jak najdalej od nas.Trzymała kubek, ale nie piła, tyl-ko w zdumieniu przypatrywała się niezwykłemu ubiorowi Hanka.Jej początkowy chichot ustąpiłmiejsca fascynacji pomieszanej z przerażeniem.Dziewczyna nie mogła oderwać od niego wzro-ku.Dobrze rozumiałam, co czuła, bo sama też co chwila musiałam zerkać na osobliwe bucio-ry Hanka.Za każdym razem, gdy na niego spoglądałam, mój wzrok automatycznie wędrował w dół.Uśmiechnęłam się do Cas, chcąc dać jej do zrozumienia, że i ja byłam ubawionawyglądem Hanka, ale ona udawała, że tego nie dostrzega. Teraz już mi lepiej oznajmiła Laura po wypiciu trzeciego kubka. Możesz jechać,Hank.Myślę, że to wszystko na dziś.Albo nie mógłbyś jeszcze raz dwa rzucić okiem na zamekprzy wybiegu dla gęsi? Chyba się poluzował.Na znak, że zrozumiał, Hank zasalutował, skinął głową Cas i mnie, a potem krokiem ma-rynarza opuścił kuchnię.Laura zakasała rękawy swetra i obdarzyła nas odrobinę zbyt promien-nym uśmiechem. Dziękuję za pomoc.Przepraszam, że z miejsca zaprzęgłam was do roboty, w końcu do-piero przyjechałyście, ale uwierzcie mi, przydałyście się.To może teraz zaniesiemy wasze bagażena górę? Pokazała ręką na stertę tobołów przy drzwiach. I to już będzie koniec dzwigania,przynajmniej na dzisiaj.Pokażę wam najpierw, gdzie będziecie spać.Nattie, ty będziesz oczy-wiście gościć w swoim dawnym pokoju.A dla ciebie przygotowałam pokój na mansardzie, Cas.Pokój na poddaszu, czy to nie cudowne? Najpierw zaprowadzimy ciebie, dobrze? Chciałabympokazać Nattie, jak zmieniłam ten pokój.Nie pozna go.Ledwie pamiętałam, jak wyglądało kiedyś pomieszczenie na mansardzie, ponieważ w tymkrótkim czasie, gdy mieszkałam w Wichrowych Aąkach, większość czasu spędzałam u siebie,słuchając melancholijnej muzyki i marząc o lepszej przyszłości gdzieś bardzo daleko od Kornwa-lii.Z kuchni prowadziły schody na piętro.Weszłyśmy na górę.Zostawiłam bagaż w swoimdawnym pokoju, którego okna wychodziły na podwórze.Potem wróciłam na korytarz.Lauraotworzyła drzwi przypominające drzwi szafy, jednak skrywające wąskie, strome schodki, pro-wadzące piętro wyżej.Mama poszła przodem, za nią Cassie, a ja na końcu.Drewniane stopnie skrzypiały podnaszymi stopami.Znalazłyśmy się w pomieszczeniu zajmującym całą długość domu.Dachoweokna wychodziły po jednej stronie na podwórze, po drugiej na gąszcz, który kiedyś był naszymogrodem, i jeszcze dalej na zachód.Laura cały czas trajkotała jak najęta.Nigdy nie była taka gadatliwa, a ja nagle uświado-miłam sobie, że nasze odwiedziny wprawiają ją w takie samo zdenerwowanie, jak mnie.Pokój miał wielkie okna po obu szczytowych stronach.Jedno wychodziło na ulicę, dru-gie, przeciwległe na łąkirozciągające się między domem a morzem. Jeśli przesuniesz się w prawo, zobaczysz kawałeczek Atlantyku powiedziała Laura,kiedy podeszłam do okna. Ale ocean widać jeszcze lepiej, kiedy otworzy się okno i wystawigłowę na zewnątrz.Tylko uważaj, żebyś nie wypadła.Otworzyłam okno i wychyliłam się ostrożnie. Gdybym straciła równowagę i runęław dół, byłby to szczęśliwy dzień dla Cassie , pomyślałam i popatrzyłam w kierunku morskiegourwiska na krańcu opadających ukosem łąk.Na jednym z pastwisk stało przy korycie zbite w gromadkę stado krów, a w oddali widaćbyło mewy pikujące w dół na silnym wietrze niczym jojo.Pamiętałam, że to pomieszczenie byłoprawdziwym rajem dla takiej kolekcjonerki staroci jak Laura zastawione pudłami i kartonami,wypełnionymi przedmiotami, które normalny człowiek nazwałby rupieciami.Dla mojej matkibyły one pamiątkami.Ale z tej graciarni powstał prawdziwy pokój, ładny, jasny i przestronny,ze ścianami pomalowanymi na jasny malinowy kolor, z drewnianą podłogą i sufitem.Pod oknem,wychodzącym na podjazd i drogę, stały sosnowe biurko i krzesło.Przy obu ścianach, podskośnym sklepieniem, stały dwa pojedyncze łóżka z narzutami w kolorze śliwki.Pomiędzy nimibył wciśnięty regał pełen książek, a na podłodze leżały dwa dywany: malinowy i kremowy.Po-duszki były dobrane kolorystycznie. Ty zamieszkasz tutaj. Laura uśmiechnęła się do Cas. Mam nadzieję, że ci się podo-ba. Założę się, że nie wyrwało mi się.Moja mama usłyszała tę uwagę i uśmiechnęła się ze współczuciem.Cassie stała pośrodku pokoju.Obróciła się powoli wokół własnej osi, ogarniając wszystkowzrokiem, a potem uśmiechnęła się do Laury
[ Pobierz całość w formacie PDF ]