[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A był onzwolennikiem długiej ciszy.Jeśli ukarany się zapomniał iodezwał wcześniej, karę przedłużano.Roza podniosła Lily i przytuliła ją mocno, póki córeczce nieminęła złość.Gniew Lily wybuchał gwałtownie jak ogień, alerównie szybko gasł.Roza sprawdziła, że w takich przypadkachcałus był równie skuteczny, jak tłumaczenie i kary.- Płakałam - wyjaśniła Roza - ponieważ na pokładzie statku byłotroje ludzi, których znałam.I ponieważ wszyscy troje umarli, gdystatek zaginął.- Uległ katastrofie - poprawił ją Matti.Roza pokiwała głową, wdzięczna chłopcu, że wypowiedziałsłowo, które nie chciało jej przejść przez gardło.Tyle obrazów kłębiło jej się w głowie, póki nie zrozumiała, że sąprawdziwe, a wydarzenia te naprawdę miały miejsce.Wolałaby,aby pozostały wytworem jej wyobrazni.- A kto to był? - marudziła Lily, niecierpliwa jak zwykle.Roza wyciągnęła rękę do Mattiego i poprosiła go spojrzeniem, byprzysunął się do nich.Chłopiec usadowiony przy grodzi w cieniugórnej koi, uczynił to niechętnie.Zupełnie jakby przebył dzielącyich ocean.Udawał co prawda niewzruszonego, siadając obokRozy, ale wzdrygnął się, gdy objęła go ramieniem.Nie strząsnąłjednak ręki.Ole przyglądał się im z naprzeciwka rozbawio-ny, ale nic nie powiedział.Nie był głupi, wiedział, kiedy należytrzymać język za zębami.Cieszył się, że Roza odniosłazwycięstwo i nie zamierzał odciągać chłopca od niej.- Statek Malcolma nazywał się Southern Belle" - zaczęła Roza,zupełnie, jakby miała im opowiedzieć bajkę.- To znaczy Piękność Południa", czyli południowych stanów Ameryki.- Tam, gdzie się urodziłam? - wtrąciła Lily.- Tak - potwierdziła Roza.-Ja też jestem taka piękność?Roza pocałowała Lily w czoło i zapewniła:- Tak.Prawdziwa z ciebie ślicznotka z Południa.-Opowieszwięcej - dopytywała się córeczka,całkiem zapominając, że sama przerwała mamie.- Opowiedz! - poparł Lily Matti niemal równie niecierpliwy.Roza opowiedziała im całą historię w taki sposób, by była dlanich zrozumiała.O cioci, której Lily nie mogła pamiętać, alemiała takie same brązowe oczy jak Matti, długie, ciemne włosy iw całym Dublinie, Georgii nie było równie fascynującej jak onakobiety.O kuzynce Denis i kuzynie Nicholasie, którego wszyscynazywali Nicky.Wspomniała o szalupach, które przydryfowały do lądu nawyspach Bermudach i znalezionym w jednej z nich martwymciele Nicholasa.Tata chłopca przybył i zabrał ciało synka, poczym pogrzebał je na terenie zamieszkiwanej przez nich po-siadłości Rosa Garden w Georgii.I wtedy zarówno Matti, jak i Lily rozpłakali się.- Nie musisz płakać - chlipała Lily.- To nie byli twoi kuzyni, anitwoja ciocia!- A ty ich wcale nie pamiętasz! - odgryzł się Mattii zawstydzony ocierał łzy.Mimo wszystko jest chłopcem.Chociaż jego tata nigdy się na niego nie złościł, gdy się rozpłakał.- Płaczę, bo tęsknię za moim tatą - rzekł.A wtedy z oczu Lily popłynęło jeszcze więcej łez.-Ja też tęsknięza Mattiasem!- Nie był twoim tatą!- Cii! - poprosiła Roza.- Możecie opłakiwać ich wszystkich.Niema o co się kłócić.W końcu dzieci zasnęły zmęczone na jej kolanach.Rozadelikatnie uwolniła się, przykryła dzieci, a potem usiadła przystoliku.- yle wyglądasz - stwierdził Ole szczerze i uchwyciwszy dłoniesiostry, dodał: - Ty też się prześpij trochę!- Nie mogę - odparła i pokręciła głową.-Wszystko przez teobrazy.- Masz wizje tamtego statku?- Tak mi się zdaje.Westchnął, ale nie próbował jej przekonywać, że się myli.Zresztą nigdy nie miał co do tego pewności.Teraz zaś wyglądałana tak udręczoną, że pojął, iż to coś więcej niż szok i rozpacz.- Idz w takim razie na pokład trochę się przewietrzyć -zaproponował.- Może ci to dobrze zrobi.Zostanę tu z dziećmi.Roza była mu wdzięczna, dlatego też nie wyśmiewała się z brata,że nie najlepiej znosi kołysanie statku.Stała długo sama i zdążyła zmarznąć, gdy Malcolm zaszczycił jąswym towarzystwem.- Joe będzie potrzebował teraz kogoś bliskiego -rzekł.- Wielestracił.- Joe jest jednym z moich najlepszych przyjaciół - odparła Roza.- Wiem - odparł Malcolm Hart wyraznie zorientowany i odszedł,nim zdołała mu coś odpowiedzieć.Lubił mieć ostatnie słowo.- Niech cię diabli, Malcolmie Hart! - wyszeptała Roza zapatrzonaw wybrzeże Irlandii.Nigdy nie przypuszczała, że jeszcze kiedyśzobaczy Joego 0'Connora.Rozdział 12To biały statek, czteromasztowy.Wiatr dmie w żagle.Kiedyświedziałam, jakie one wszystkie noszą nazwy.Wodziłamwzrokiem, gdy Seamus wskazywał mi je palcem i uczyłam się odniego.Słychać komendy kapitana, są jak smagnięcia bicza albo strzały.Potężne uderzenie o burtę wstrząsa całym statkiem.Na pokładziezapanował strach.Morze się gotuje.Nie rozumiem.Czyżby statek wpłynął na mieliznę?Nie, to nie mielizna.Kapitan wciąż wykrzykuje.Komendypadają szybko i brutalnie.Nie rozumiem, co mówi, ale załogapracuje z coraz większą zaciętością, a statek nabiera prędkości.Znów rozlega się huk z boku statku.Widzę wszystko z zewnątrz, ale odczuwam te wstrząsy, jakbymznajdowała się na pokładzie.Szczękam zębami, nie mogąc zapanować nad przerażeniem.Na statku rozlegają się strzały.Słychać huk armat.Krzyki otaczają mnie ze wszystkich stron.Nie widzę siebie, tylkozacięte twarze załogi.Wśród marynarzy jeden jest czarnoskóry,dziwne.Kolejny strzał.Rozbrzmiewa tak blisko, że kapitan wydaje nową komendę.Najego słowa zalega cisza.Na marynarzy pada blady strach.Ryfują żagle.Drugi statek podpływa do burty.Jenny krzyczy.Trudno mi w to uwierzyć.To do niej niepodobne.Kim są ci ludzie, którzy przybili do samej burty białegożaglowca? Nic nie zdradza ich tożsamości.Nawet nazwa statkuna burcie jest zamalowana.Statek jest duży, brązowy, a nadziobie znajduje się wyrzezbiona sylwetka kobiety w czerwonymstroju.Obcy wpadają na pokład, dochodzi do szamotaniny.Załogabiałego żaglowca zostaje zmuszona, by wsiąść do szalupratunkowych, które zostały spuszczone na wodę.Kobieta krzyczy.Wyzywa napastników od najgorszych.Jenny nawet gdy jest zła mówi tak, jakby urodziła się w Georgii,jakby przez całe życie była Pięknością Południa w Ameryce.Trzyma kurczowo własne dzieci, ale napastnicy nie okazują jejlitości.Nicholas ma gniewne i przekorne oczy matki.Wchodzipomiędzy mężczyznę z pistoletem a Jenny, ale cofa się, gdyprzykładają lufę do jej skroni.Schodzi do jednej z szalup.Jenny szlocha, ale wciąż przyciska do siebie Denise tak podobnądo Fiony.Dziewczynka ma na sobie białą sukienkę z koronkami,a w ciemnych, kręconych włosach czerwoną wstążkę.Jennydesperacko tuli dziecko.W szalupach nie starcza miejsca dla wszystkich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]