[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za żywą gotówkę klient otrzymywał,czego pragnął: nowiny, pogłoski, dyskretne podanie wieści dalej, także zatrzymanie tychże,przekazanie fałszywych informacji i milczenie.Wysokie wynagrodzenie owocowałospecjalnym traktowaniem hojnego klienta wobec innych, którzy pragnęli tego samego lubdokładnie czegoś przeciwnego.W miejscu tym w pewnym sensie panował ciągły Treuga Dei.Nie dlatego, że Biro i jegopachołcy byli szczególnie pobożni opuszczona kaplica pomiędzy zaniedbanymi budynkamiwcale na to nie wskazywała; jej dzwon odzywał się tylko wtedy, gdy w wielkiej izbieszynkowej miano ogłosić wieść o niezwykłym znaczeniu. Pod Złotym Cielcem bywała unikająca światła dziennego wszelkiego rodzaju hołota:lancknechci wydaleni z Rzeszy, sbirri* Serenissimy, szpiedzy kurii rzymskiej i oprawcy zPalermo, wynajęci skrytobójcy w trakcie swej misji lub do wynajęcia, zbiegli złodzieje izdrajcy, werbownicy żołnierzy i markietanki, kuglarze i wróżki, paserzy i ladacznice wszyscy tkwili tu zgodnie obok siebie, najczęściej przejazdem, wszyscy w poszukiwaniuczegoś.Jeśli kto wszczynał kłótnię, szybko otwierano nim drzwi, a pachołcy dbali już o to,żeby awanturnik złamał sobie kilka żeber; kto potem jeszcze nie miał dosyć albo wyciągnąłnóż, ten znikał i nikt o niego nie pytał.*Sbirri (wł.) hist.strażnicy porządku, agenci tajnej policji; tutaj agenci Wenecji.Takie były zasady Bira, a tutaj on był prawem.To prawo pozwalało wstępować dokarczmy żebrzącym mnichom i tłustym prałatom, bogatym handlarzom i poczciwymwieśniakom, którzy cuchnące, obrzydliwe powietrze zepsutego świata wciągali nosemtrwożliwie, z pogardą, po czym podnieceni, ale też radzi z własnej przyzwoitości udawali sięw dalszą drogę.Goście i klienci Biro robił w tym względzie subtelne rozróżnienie mimoże tak różnorodni, stanowili jedną całość.I to tworzyło reputację gospodarza.Kiedym zdążał przez Toskanię, usilnie mi radzono jak chyba każdemu, kto dobrze niewiedział, czego chce i dokąd zmierza zajrzeć do Bira.Stał przed drzwiami karczmy, gdy ja,wciąż w czarnym habicie benedyktyna, zsiadałem z konia, na którego pozwalał mi dobrzejeszcze wypchany pizański mieszek.Dobyłem go zaraz, aby Biro zrozumiał, że chcę się odniego czegoś dowiedzieć. Wyglądasz jak przebrany franciszkanin. Biro mówił każdemu ty , co było częściąjego interesu i sławy który inaczej nie ośmiela się odwiedzić generała zakonu przywitałmnie szczerząc zęby, a ja poczerwieniałem. Coś wszyscy się dziś cisną, żeby Bombaronowizłożyć uszanowanie! Spróbował zębami moją monetę, schował i mówił dalej: Przybylidostojni goście! Za moje złoto miałem prawo do tej wiadomości. Patriarcha Antiochii,któremu towarzyszy biskup Bejrutu.Nie dotarli do Civitacastellana, gdzie jak uparcietwierdzą, chcieli spotkać papieża. Biro bawił się opowieścią o dostojnikach, równocześniejednak był wyraznie dumny, że zabłądzili do Złotego Cielca. Po drodze wpadli w ręcecesarskiej straży! Co za lekkomyślność! wyrwało mi się, lecz Biro uspokoił mnie: Bóg strzeże głupiego! Oficer Hohenstaufa odesłał ich dalej, do Viterbo, gdzie jeden znajwyższych sędziów nadwornych Fryderyka kieruje oblężeniem. I tam opuścił ich anioł stróż? spytałem, aby gospodarz nie uważał mnie zabigoteryjnego papistę. O nie! roześmiał się Biro. Im niepotrzebny anioł stróż, bo pojęcia nie mają, o co tuchodzi.Otóż ten sędzia, człowiek rozważny, zamiast się z nimi krótko rozprawić, skoro nagłos mówili, że chcą do papieża, odesłał ich tutaj, do Eliasza, który pomaga cesarzowi radą iczynem, więc może sobie trochę połamać głowę, co z nimi począć. I cóż generał.? Jeszcze ich nie widział na oczy, bo mocniejsze niż tęsknota, by stanąć przed OjcemZwiętym, jest ich pragnienie, aby wlać w siebie jak najwięcej toskańskiego wina.Odwczorajszego wieczoru siedzą tam. zadowolony wskazał palcem za siebie, na izbę, skąddochodził gwar głosów jak na otwarciu soboru laterańskiego i zamknięciu bazaru wKonstantynopolu jednocześnie. %7łłopią wino i lamentują, piją i plotą jak bajarze zeWschodu.Chciałem wejść do środka, ale Biro przytrzymał mnie za rękaw: Jeśli wejdziesz ot, tak, zwyczajnie, wezmą cię za wysłannika, który ma ich powieść doOjca Zwiętego, i już się od nich nie uwolnisz! Pobijmy ich własną bronią powiedziałem. Przedstaw mnie jako nikczemnegomnicha, który za ich pośrednictwem spodziewa się posłuchania u papieża i rozgrzeszenia. Na takiego mi wyglądasz! rzekł doświadczony karczmarz i wepchnął mnie do izby.Nikt nie odwrócił się w naszą stronę, oczy wszystkich bowiem wisiały na wargach obudostojnych kapłanów.Mimo siwej brody starszego i garnkowatego nakrycia głowymłodszego niewiele w nich było godności.Każdy jedną ręką opartą na stole podtrzymywałciężką od wina głowę, w drugiej zaś mocno dzierżył kufel..zamiast natychmiast zająć znowu święte Jeruzalem. perorował starszy. Przecież dzikich Chorezmijczyków, jak tylko wymordowali, zrabowali i spalili, co siędało, od razu wymiotło wpadł mu w słowo towarzysz i szerokim gestem przesunął ręką pomokrym od wina dębowym blacie. Ofiarowali swe usługi Egipcjanom sprostował siwobrody. A co było z Jeruzalem?. Stracił wątek, pociągnął więc potężny łyk.Słuchacze roześmiali się. No! mruknął teraz znowu wiem wszystko.Postawiono na nogi wojsko, baronowie z Akki. Sześciuset siedemnastu rycerzy pomógł mu współtowarzysz, u którego nadużycietrunku objawiało się uciążliwą dokładnością. Do tego zakony rycerskie, podlegającebezpośrednio papieżowi. Musimy się udać do Ojca Zwiętego! przypomniał sobie starszy. Jeszcze jeden,ostatni łyk i potem.!To ponownie wyzwoliło wesołość widać ów zamiar został już kilkakrotnie utopiony wtoskańskim winie. A więc zakony rycerskie, każdy po trzystu ludzi, Niemców trochę mniej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]