[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Brander puszcza się kalmara i nurkuje w kierunku dna, wyciągając rękę.Clarke widzi, jakpodnosi coś z ziemi.Przez jej umysł przebiega delikatne mrowienie - to nieokreślonepoczucie innego umysłu pracującego nieopodal - a następnie przepływa obok Brandera,ciągnięta przez własnego kalmara.- Hej, Len - bzyczy za nią mężczyzna.- Popatrz na to.Kobieta puszcza gaz i zawraca łukiem.Na dłoni Brandera spoczywa przejrzyste,segmentowane żyjątko.Przypomina trochę krewetkę znalezioną przez Actona, gdy.- Nie rób jej krzywdy - prosi Clarke.Maska Brandera zwraca się w jej kierunku.- Dlaczego miałbym to robić? Chciałem tylko pokazać ci jej oczy.W tym, co promieniuje od Brandera, jest coś dziwnego.Wydaje się, jakby sam się zesobą do końca nie zgrywał, jakby jego mózg nadawał na dwóch różnych pasmachjednocześnie.Clarke potrząsa głową.Wrażenie znika.- Przecież ona nie ma oczu - mówi, przyglądając się stworzonku.- Jasne, że ma.Tyle że nie na głowie.Odwraca żyjątko na drugą stronę i przytrzymuje je kciukiem i palcem wskazującym.Rzędy kończyn - nóżek, a może skrzeli - poruszają się, szukając oparcia.Spomiędzy nich, wmiejscach, gdzie segmenty stykają się z ciałem, na Lenie Clarke spogląda szereg maleńkich,czarnych kulek.- Dziwne - oznajmia kobieta.- Oczy na brzuchu.Znów to odczuwa: obce, niemal pryzmatyczne wrażenie podzielonej świadomości.Brander wypuszcza stworzenie z dłoni.- To ma sens.Skoro tutaj całe światło pochodzi z dołu.- Nagle spogląda na Clarke,promieniując zmieszaniem.- Hej, Len, dobrze się czujesz?- Tak, wszystko ok.- Wydajesz się jakby.- Rozdarta - kończą jednocześnie.Zrozumienie.Clarke nie ma pojęcia, ile z tego należy do niej, a ile pochodzi od Brandera,ale nagle oboje zdają sobie z czegoś sprawę.- Jest tu ktoś jeszcze - dopowiada niepotrzebnie Brander.Clarke rozgląda się naokoło.Lubin.Nigdzie go nie widzi.- Cholera.Myślisz, że to on? - Brander też omiata wzrokiem otoczenie.- Myślisz, że naszstary Ken wreszcie zaczyna się dostrajać?- Nie wiem.- A kto inny mógłby to być?- Nie wiem.A kto jeszcze tu jest?- Mike.Lenie.- Słabo słyszalny głos Lubina dobiega z jakiegoś miejsca gdzieś przednimi.Clarke spogląda na Brandera.Ten odpowiada jej tym samym.- Tutaj - odkrzykuje Brander, zwiększając głośność.- Chyba to znalazłem - oznajmia niewidzialny i odległy Lubin.Clarke odbija się od dna i chwyta kalmara.Brander pojawia się u jej boku z klikającympistoletem hydrolokacyjnym.- Mam go - mówi po chwili.- Tam.- Co jeszcze?- Nie wiem.Coś dużego.Trzy, cztery metry.Z metalu.Clarke podkręca gaz.Brander rusza jej śladem.Poniżej rozpętuje się burza migotliwychbarw.- Tutaj.Przed nimi siatka zielonych świateł dzieli dno oceaniczne na kwadraty.- Co.- Lasery - odpowiada Brander.- Tak mi się wydaje.Niezliczone, świecące, szmaragdowe nici tworzą równiutkie, prostopadłe wobec siebielinie, zawieszone kilka centymetrów ponad dnem.Pod nimi, po skalistym podłożu biegnąszare, metalowe rury, z których na całej długości, w regularnych odstępach wystają podobnedo kolców, maleńkie pryzmaty.W każdym z nich widnieje niewielka szczelina; ze wszystkichwystrzeliwują cztery wiązki światła i cztery kolejne, i jeszcze, tworząc szkielet pokrywającejdno szachownicy.Ryfterzy krążą dwa metry ponad siatką.- Nie jestem pewien - bzyczy zgrzytliwie Brander - ale wydaje mi się, że to jeden i tensam promień.Odbity tak, by przecinał się sam ze sobą.- Mike.- Widzę.Z początku wygląda to jak rozmyta, zielona kolumna wyłaniająca się z drugiego planu.Zbliska wszystko widać wyrazniej; promienie przecinające dno oceaniczne zbiegają się w tymmiejscu do okręgu, wyginają pionowo do góry i tworzą świetliste pręty cylindrycznej klatki.W jej wnętrzu, z podłoża wyrasta gruba, metalowa łodyga, na której szczycie rozkwita wielkidysk, rozpostarty niczym jakiś przemysłowy parasol.Z jego krawędzi spływają w dółlaserowe wici, odbijające się w nieskończoność po dnie.- Wygląda jak.karuzela - odzywa się Clarke, przypominając sobie stare zdjęcie z jeszczestarszych czasów.- Tylko bez koników.- Nie dotykajcie tych wiązek - bzyczy Lubin.Mężczyzna unosi się w wodzie po jednejstronie, kierując pistolet hydrolokacyjny w stronę konstrukcji.- Są zbyt słabe, by zrobićkomukolwiek krzywdę, chyba że trafią w oko, ale raczej nie chcecie ingerować w to, co turobią.- Czyli?Lubin nie odpowiada.Co u diabła.Jednak konsternacja Clarke tylko częściowo związana jest ze znajdującą sięprzed nią maszynerią.W większości wynika z dezorientującego, odbieranego teraz bardzosilnie, wrażenia obecności obcej jazni, nie jej własnej i nie Brandera, ale w pewnym sensieznajomej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]