[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Moja lewa noga była już na podłodze.Cały czas leżąc na plecach, prawą nogę teżzaczęłam przesuwać ku krawędzi łóżka, milimetr po milimetrze, okręcając się na pośladkach.Obie nogi miałam już na ziemi, kiedy sylwetka wykonała gwałtowny ruch i oślepiło mnieświatło.Moja ręka natychmiast powędrowała do oczu i rzuciłam się do przodu, desperackopróbując odepchnąć intruza na bok i uciec z sypialni.Moja prawa noga zaplątała się wprześcieradle i jak długa rozłożyłam się na dywanie.Szybko przeturlałam się na lewo ipodniosłam się na czworaki, starając się znalezć twarzą do atakującego.Zasada numer trzy:Nigdy nie odwracaj się plecami.Postać stała cały czas po drugiej stronie pokoju, trzymając rękę na włączniku światła.Dopiero teraz miała twarz.Twarz zdradzającą jakieś wewnętrzne cierpienie, przyczynktórego mogłam tylko się domyślać.Twarz, którą znałam.Wyraz mojej własnej twarzyzmieniał się jak w kalejdoskopie.Przerażenie.Rozpoznanie.Zmieszanie.Nasze oczyspotkały się i długo się w siebie wpatrywałyśmy.%7ładna z nas się nie ruszyła.%7ładna nic niemówiła.Wpatrywałyśmy się w siebie uporczywie.Krzyknęłam.- Cholera, Gabby! Ty głupia suko! Co ty wyprawiasz? Co Ja ci zrobiłam? Ty suko! Tycholerna suko!Usiadłam na piętach, położyłam ręce na uda i nawet nie próbowałam powstrzymać łezspływających mi po twarzy i szlochu wstrząsającego ciałem.25Kołysałam się, szlochając i krzycząc.Mówiłam bezładnie, a w połączeniu zeszlochem, moje słowa brzmiały zupełnie niespójnie.Wiedziałam, że to mój głos, ale niemiałam siły, żeby go powstrzymać.Niezrozumiały bełkot dobywał się z moich ust, a jakołysałam się, szlochałam i krzyczałam.Szybko szlochanie wygrało z krzykami i zredukowane zostało do stłumionegochlipania.Po raz ostatni wzdrygnęłam się spazmatycznie, przestałam się kołysać iprzeniosłam uwagę na Gabby.Ona też płakała.Stała przy drzwiach, jedną rękę zaciskała kurczowo na gniazdku, a drugą przyciskałado piersi.Jej palce to się zaciskały, to rozluzniały.Jej pierś opadała ciężko za każdym razem,kiedy nabierała powietrza, a łzy spływały jej po twarzy.Kwiliła cicho i w ogóle się nieruszała, jeżeli nie liczyć tej jednej drżącej ręki.- Gabby? - Załamał mi się głos i wyszło -by?".Skinęła sztywno głową, a okalające jej bladą twarz dredy aż podskoczyły, i Zaczęłacicho chlipać, jakby starała się powstrzymać łzy.Wyglądało na to, że nie była w staniemówić.- Jezu Chryste, Gabby! Zwariowałaś? - wyszeptałam, będąc już w stanie jako tako nadsobą zapanować.- Co ty tu robisz? Dlaczego nie zadzwoniłaś?Chyba zastanawiała się nad drugim pytaniem, ale próbowała odpowiedzieć napierwsze.- Musiałam.z tobą porozmawiać.Po prostu wpatrywałam się w nią.Starałam się znalezć tę kobietę przez, trzy tygodnie.Unikała mnie.Było wpół do piątej rano, a ona po prostu włamała się do mojego mieszkania isprawiła, że postarzałam się przynajmniej o dziesięć lat.- Jak tu weszłaś?- Ciągle mam klucze.- Znowu łapczywie łapała oddech, ale tym razem już ciszej iwolniej.- Od zeszłego lata.Zdjęła rękę z gniazdka i pokazała klucz wiszący na małym łańcuszku.Czułamwzrastający we mnie gniew, ale wyczerpanie wzięło górę.- Nie teraz, Gabby.- Tempe, ja.Posłałam je spojrzenie, które miało ją zmrozić.W odpowiedzi spojrzała na mniepytająco, nie rozumiejąc.- Tempe, nie mogę iść do domu.Jej oczy były ciemne i okrągłe, a ciało spięte.Wyglądała jak antylopa odcięta od stadai zapędzona w ślepy zaułek.Ogromna antylopa, niemniej jednak przerażona.Bez słowa wstałam, z szafy w przedpokoju wyjęłam ręcznik i pościel i położyłam jena łóżku dla gości.- Porozmawiamy rano, Gabby.- Tempe, ja.- Rano.Kiedy zasypiałam, wydawało mi się, że słyszę, jak wystukuje jakiś numer.Nie miałoto znaczenia.Jutro.I rzeczywiście rozmawiałyśmy.Całymi godzinami.Nad miseczkami z płatkamikukurydzianymi i talerzami spaghetti.Sącząc ogromne ilości cappucino.Rozmawiałyśmyzwinięte w kłębek na kanapie i w czasie długich spacerów po Ste.Catherine.To był weekendsłów, większość z nich wylewała się Gabby.Najpierw byłam przekonana, że po prostu sięrozkleiła.W niedziela wieczorem nie byłam już taka pewna.Ekipa zjawiła się póznym rankiem w sobotę.Z uprzejmości najpierw zadzwonili,przyjechali bez fanfar i pracowali szybko i wydajnie.Przyjęli obecność Gabby jako rzecznormalną.Wsparcie przyjaciółki po przerażającej nocy.Powiedziałam Gabby, że ktośwtargnął do ogrodu, ale nie wspomniałam o głowie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]