[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To się wie.Pozostałość po okupantach. Mienie opuszczone należy do władz.Takorzekł Sokrates.Pójdę do magistratu, aby mi sprzedali.Po cenach zniżonych oczywiście, boto dla celów naukowych.Ale wolę dla porządku mieć papierek, aby się pózniej nie czepiali.Patrz, kawa już gorąca.Może jeszcze dynamitu z marmoladą? Nie cierpię jej. Ja też, ale jem.Zawsze są w niej jakieś tam odżywcze składniki.Kalorie czywitaminy.Bóg wie co.Może tylko skisłe buraki. Buraki zawierają również witaminy. A widzisz ucieszył się Hefajstos ja sobie niezle podjadłem, ale taki mamnałóg: jeść na zapas.Pieroński głód przeszedłem w powstaniu.Dlatego teraz ciągle się boję,aby nie być głodnym.Na jutro mam zadanie o dwóch pędzących pociągach.Muszę obliczyć,kiedy one się wyminą i z jaką szybkością.Pojęcia nie mam, jak się do tego zabrać. Spróbujmy razem zaproponował Wojtek.Zajęli się zadaniem.Wrócił Sokrates, potem niedługo Chochlik i Skierka.Nie zwracalina nich uwagi, zajęci szybkością pędzących ekspresów.Sokrates przyrządził kolację.Chłopcyposzli po wodę, dość długo nie wracali.Nadszedł Pluton i Achilles.W Hadesie robiło sięcoraz gwarniej. Resztę odwalimy po kolacji zdecydował Piotrek składając zeszyt teraz w tymharmiderze trudno skupić myśli, a po kolacji obowiązuje silentium.Pimpuś, mam tu dla cie-bie skórki. Wypuściłem go przed chwilą odezwał się Sokrates zdaje się, że miauczy wsieni.Piotrek podszedł do drzwi, otworzył, zawołał, ale Pimpuś nie przyszedł, choć odpowie-dział miauknięciem.Piotrek wyszedł do sieni, strofując po drodze Pimpusia: Taki z ciebie hrabia, że pod nos mam ci te flaczki nosić, przyjść samemu to niełaska?Chwilę trwała cisza, potem Wojtek usłyszał, że zaskrzypiało wieko od puszki Pando-ry , i nagle zelektryzował wszystkich donośny, przejęty wzruszeniem głos: Cud! Cud! Matka Boska!Tomek-archeolog rozsypał na ziemię pocztówki z widoczkami Starego Miasta.Achille-sowi wypadł z ręki kubek z kawą, Apollo zgubił spinkę od koszuli, Sokrates cisnął warzą-chew, którą mieszał jagły, i wszyscy rzucili się w stronę drzwi.Za nimi poszedł Wojtek.Nad otwartą puszką Pandory stał Piotrek ze wzburzoną kędzierzawą czupryną, z wy-trzeszczonymi w zachwycie oczami i rękoma złożonymi jak do modlitwy.Obok stali Skierkai Chochlik trzymając krzywo wiadro, z którego wylewała się woda.Z czeluści kosza sterczałkoniec krzywego ogonka Pimpusia.Sokrates opanował się pierwszy.Schylił się nad koszem i rzeczowo stwierdził: Szynka.I placek.Ciekawe.Głos Sokratesa wrócił kędzierzawemu Piotrusiowi zachwianą równowagę ducha.Zacząłtłumaczyć prędko, dławiąc się własnymi słowami: Wychodzę na korytarz.wołam Pimpusia.bo te skórki.a on nic.siedzi na moimkoszu, ociera się o niego.wącha.a minę ma.jakby anioła zobaczył.i mruczy.drapie. Pimpuś zwariował myślę .a może szczury w moim motorze? Ale jak Pimpuś czujeszczury, to nie tak.inną ma minę.otwieram ostrożnie kosz.patrzę.jakaś obca paczka.solidnie zawiązana w płótno.Biorę ją delikatnie, rozwijam, diabli mogą wiedzieć, co to jest.a Pimpuś szaleje.mruczy, śpiewa tenorem, nie fałszuje jak Apollo. Hm chrząknął groznie Apollo, ale nikt na to nie zwrócił uwagi.Wszyscy pochylilisię nad koszem.Wywinięta jak niemowlę z pieluszek z przetłuszczonych papierów i płótnależała brunatnoróżowa szynka sporych rozmiarów.Obok prezentował swoje smakowite, ogo-rzałe oblicze placek posypany kruszonką. Powiedzieć im? Chyba lepiej nie? zastanawiał się Wojtek. Trzeba dać obżartu-chowi nauczkę.Piotrek schylił się i ostrożnie, jakby się bał, że szynka się zdematerializuje, ulotni siępiękny sen przy gwałtownych ruchach, uniósł ją na dłoniach. Bierz placek, Sokrates zwrócił się do najbliżej stojącego Andrzeja.Rozstąpili się szpalerem, a Piotrek przeszedł dostojnie, z powagą, jakby niósł Koranprzed wyznawcami proroka.Pimpuś kroczył na przodzie, z zadartym krzywym ogonem, zda-jąc sobie sprawę, że jest bohaterem niecodziennego zdarzenia. Będziesz dzielił, Hefajstos powiedział Sokrates, kładąc placek na stole. Ty jesteś dyżurny odpowiedział Piotrek. Krojmistrz dyżurny, do dzieła! zawołali chłopcy.Sokrates zdjął ze ściany sztylet, który zazwyczaj służył do rąbania drzazg na ogień,przeciągnął nim kilkanaście razy po kuchennej płycie dla nadania odpowiedniej ostrości izaczął kroić cienkie, różowe, soczyste, z białym otokiem tłuszczu plasterki.Pimpuś usadowiłsię naprzeciwko na stole, wiedząc dobrze, że w takiej chwili ujdzie mu to bezkarnie.Mruczałprzy tym jakiegoś triumfalnego marsza.Kilkanaście par oczu śledziło z przejęciem i należytym skupieniem każdy ruch sztyletu.Tylko Achilles starał się okazać obojętność na sprawy żołądka i znalazłszy życzliwego słu-chacza w Wojtku, zaczął wspominać swoją partyzancką przeszłość. Siedzę na tym stanowisku, mówię ci, ze dwie godziny albo i dłużej.Nudno, sennie,cicho.%7łreć się chce, wypiłem resztę kawy z manierki, zapalić nie mogę, bo porucznik zabro-nił.Myślę sobie: Nic tu nie ma i nie będzie, widać fałszywy był alarm o tych Szkopachukrytych w ruinach po drugiej stronie. Już nawet myślę ułożyć się wygodniej, naraz cośzazieleniało w wypalonym oknie.Składam się, trach.i Szkop leci na ulicę.Mignęło zno-wu.ja trach.i Szkop leży.nikt mi nie odpowiada.cisza.za chwilę trzeci. Zgłupieli-myślę-czy co. Znowu trach.jak w kaczy kuper.po paru minutach czwarty.Mierzę odniechcenia.trach.i ten gotów.potem piąty.Sokrates podniósł w górę ostrzegawczo swój sztylet. Achilles, jeśli zamordujesz tego piątego, cofnę ci przydział szynki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]