[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ma tylko zanik pamięcipo wylewie.Ostatnie słowa siostry Marii zelektryzowały Maję.Najpierw stanęłajak wryta, a następnie dołączyła do grupy osób zebranych w drzwiachprzełożonej.- Czy ja się nie przesłyszałam? Muzyk grający w tej chwili w jadalninazywa się Maciej Mostkowski?- Tak.To on.- Kompozytor i pianista Błękitnego Kwartetu?- Właśnie, jeszcze niedawno koncertował.- Mój Boże! Jak mogłam go nie poznać? - westchnęła Maja.- Przytył i zrobił się taki duży.Nie przyglądałam mu się, to fakt, alejego muzyka od razu wydała mi się znajoma.Proszę państwa,przecież to jest wspaniały muzyk, świetny kompozytor i w ogóle.artysta.- No i co z tego? - przerwała jej euforyczny spicz jedna z oponentekmuzyka.- Teraz powinien być w zakładzie specjalnym, skoro jestchory.- Ależ to okrutne! Co on wam zrobił? Jest uprzejmy, a że gra - to jestjego więz z dawnym życiem.Co to komu przeszkadza?- Otóż to! Przeszkadza nam i już.- Siostro Mario, nie mogę się z tym pogodzić, to.niesprawiedliwe!- Niech pani się nie martwi, pani Maju, wszystko będzie dobrze.Maja jednak była pełna obaw.Zawróciła do pustej jadalni, gdzie jejznajomy sobie muzykował, weszła na estradę, wzięła krzesło i usiadłaobok niego.Grał dalej i patrzył na nią dobrotliwymi, uszczęśliwionymioczami.Kiedy doszedł do końca utworu, pocałował ją delikatnie wczoło.Ucieszyła się, że ją może poznał.- Maćku, to ty? Jakże się cieszę z naszego spotkania! Zanuciłapiosenkę o nadziei, którą skomponował do jej tekstu,a którą śpiewając we Francji zrobiła furorę.- Pamiętasz to?Nie odpowiedział, ale bezbłędnie zagrał przygrywkę i akompaniowałjej, gdy śpiewała ze łzami w oczach.- To ładne - pochwalił, kiedy skończyła.- No pewnie, to przecież twoje.- Moje? Co moje? Nie moje, ale znam i ładne!- Twoje.To twoje i moje.- Nie wiem.- A mnie pamiętasz?- Nie.- Jak to? Nie pamiętasz? %7łartujesz, prawda?- Teraz już pamiętam.- No widzisz, Maćku, przecież tyle razem pracowaliśmy.- Pracowaliśmy?- No powiedz, kto ja jestem, jak ja się nazywam.- Nie wiem.Ale trzeba zapytać siostry Marii.Ona powinna wiedzieć.- Jestem Maja Tarnowska, nic ci to nie mówi?Patrzy! na nią z takim zakłopotaniem, że zachciało się jej płakać.- A twój brat, bratowa? Twoja córka, byliście sobie tacy bliscy.- Mój brat? - zdziwił się.- Nie wiem, nie pamiętam.- A muzykę pamiętasz?- Jak chcę grać, to gram.Bardzo lubię granie, bardzo, ale teraz jestemjuż głodny i idę do pokoju, bo siostry przyniosą jedzenie.Je teżkocham.Wszystkie kobiety kocham.Nie płacz, ciebie też.- Ja też cię kocham - odpowiedziała ze ściśniętym gardłem.- Czy ty,Maćku, czujesz się tu szczęśliwy?- Szczęśliwy? Nie wiem, nie pamiętam, co znaczy szczęśliwy"?- Czy jesteś zadowolony?- Zadowolony.Tak, zadowolony.Idę jeść.Dobranoc pani.- Dobranoc.Maja nie mogła opanować smutku.Poszła do swego pokoju, usiadław palcie na kanapie i dała upust łzom.Potem rozebrała sięmachinalnie, pogrążona we wspomnieniach.Jakie to okrutne i niesprawiedliwe.Ten człowiek taki jeszczeżywotny, dorodny, zda się, że nic mu nie brakuje, a tymczasem zostałtaknikczemnie okradziony przez los.Jego bliscy, jego praca, osiągnięcia,jego rodzina, całe dotychczasowe życie, jego tożsamość - tegowszystkiego nie ma, bo on nic z tego nie pamięta.Jedyne, co go wiąże zprzeszłością, to muzyka.Tylko ona w nim przetrwała.Jakież to pięknei zarazem tragiczne.Maja nie tknęła kolacji i nie sprawdziła zawartości brezentowej torby,która tak ją intrygowała.Nie mogła przestać myśleć o koledze muzyku.Były takie czasy, kiedy napisali razem wiele piosenek.Albokomponował do jej tekstów, albo przynosił jej gotowe utwory mu-zyczne, do których ona pisała słowa.Jego muzyka była melodyjna,swingowa i dowcipna.Niemal wszystkie stworzone razem utwory,niezależnie od tego, dla kogo je przeznaczali, Maja włączyła równieżdo swego repertuaru.Kilka razy byli też razem na tournee.Bardzoceniła sobie jego sposób akompaniowania.Maciek na scenie był nietylko akompaniatorem, ale również animatorem.Obdarzony dużym viscomica i urokiem osobistym, był niewątpliwie artystącharyzmatycznym.Niby siedział w tle, wtórując soliście, ale było to tłopulsujące życiem.Grywał też solo w znaczących klubach całego świata.Stąd pewniebierze się jego skłonność do koncertowania w jadalni, które budzi takiekontrowersje wśród pensjonariuszy Domu Artysty.Estrada, fortepian iludzie siedzący przy stołach stylowego wnętrza działają na niegopobudzająco, to jest po prostu odruch warunkowy, jak uwytresowanego konia wyścigowego, który na wystrzał startera zrywasię do biegu.W całym jego nieszczęściu to jedyny piękny ioptymistyczny akcent, a jakże krzywdząco jest odbierany przez tychprzecież również artystów.Dziwni doprawdy i jakże nieraz okrutnirobimy się na starość, która sama w sobie jest okrutna.Dlaczego więc,czyżby gwoli zadośćuczynienia?Maciek jeszcze niedawno był przystojny, wesoły, elegancki nasposób nieco ekstrawagancki, nosił się z fantazją i miał duże powo-dzenie u kobiet.Jego kolejne partnerki z oddaniem mu matkowały,dogadzały i rozpieszczały.To on w swoich związkach zazwyczajbywał podopiecznym, budząc u kobiet opiekuńcze odruchy.Gdzie sąteraz te Dziuby, Izabudki, Malwiny? Czy wiedzą o jego chorobie, czygo odwiedzają? Czy też czują się aż tak skrzywdzone, że jegonieszczęście nie jest w stanie ich poruszyć? Bo tylko ostatnia żonasama od niego odeszła, ta, którą kochał najbardziej, może jedyna, którąkochał prawdziwie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]