[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chcia- 246Å‚em nawet, by de la Vrillière pozostaÅ‚, aby nie wchodzić razemna salÄ™ obrad.OdkÄ…d zaczęły siÄ™ wielkie upaÅ‚y, obrady odbywaÅ‚y siÄ™ w tejsali, znajdujÄ…cej siÄ™ w koÅ„cu amfilady pokojów, ponieważ król,zle siÄ™ czujÄ…c w swym bardzo maÅ‚ym pokoiku, nocowaÅ‚ w gabi-necie rady; jednak w tym wielkim dniu, skoro tylko król wy-szedÅ‚ z łóżka, zaprowadzono go, aby zrobiÅ‚ toaletÄ™, do maÅ‚egopokoju, a stamtÄ…d do jego gabinetów.Kotary jego tronu orazłóżka marszaÅ‚ka de Villeroy zostaÅ‚y zaciÄ…gniÄ™te i u jego stópzostaÅ‚ postawiony stół rady, przy którym odbyÅ‚o siÄ™ posiedzenie.WchodzÄ…c do pierwszej sali, zastaÅ‚em tam peÅ‚no ludzi, którychsprowadziÅ‚y prawdopodobnie pierwsze pogÅ‚oski o sprawie, którejnikt prawie siÄ™ nie spodziewaÅ‚, a miÄ™dzy nimi dostrzegÅ‚em paruczÅ‚onków rady.Książę OrleaÅ„ski znajdowaÅ‚ siÄ™ w wiÄ™kszej grupceosób w innym koÅ„cu tej izby i, jak dowiedziaÅ‚em siÄ™ pózniej,wracaÅ‚ wÅ‚aÅ›nie od króla, u którego widziaÅ‚ ksiÄ™cia du Mainew pÅ‚aszczu, który szedÅ‚ za nim aż do drzwi, gdy wychodziÅ‚, przyczym nie wymienili ze sobÄ… ani sÅ‚owa.Po dość pobieżnym przyjrzeniu siÄ™ temu licznie zgromadzo-nemu tÅ‚umowi wszedÅ‚em do izby posiedzeÅ„.ZastaÅ‚em tam roz-proszonych prawie wszystkich czÅ‚onków rady z minami peÅ‚nymipowagi i wewnÄ™trznego zadowolenia, co zwiÄ™kszyÅ‚o jeszcze zado-wolenie moje.Prawie nikt siÄ™ nie odzywaÅ‚, a każdy, czy to stojÄ…c,czy siedzÄ…c, byÅ‚ niedaleko swego miejsca.Nie podszedÅ‚em donikogo, by lepiej móc siÄ™ wszystkiemu przyjrzeć.W chwilÄ™pózniej wszedÅ‚ książę OrleaÅ„ski z minÄ… wesoÅ‚Ä…, swobodnÄ…, bezÅ›ladu zdenerwowania, spoglÄ…dajÄ…c na zgromadzonych z uÅ›mie-chem: zdaÅ‚o mi siÄ™ to dobrÄ… wróżbÄ….ZapytaÅ‚em go, jak siÄ™ czuje.OdpowiedziaÅ‚ mi gÅ‚oÅ›no, że dosyć dobrze; pózniej zbliżajÄ…c ustado mego ucha dodaÅ‚, że mimo czÄ™stych przebudzeÅ„ dla wyda-wania rozkazów spaÅ‚ doskonale i przychodzi zdecydowany nie daćsiÄ™ zmiÄ™kczyć.Niezmiernie mnie to ucieszyÅ‚o, gdyż po jego za-chowaniu mogÅ‚em przypuÅ›cić, że mówi prawdÄ™, i w paru sÅ‚o-wach zaklinaÅ‚em go jeszcze, by trwaÅ‚ przy tym postanowieniu.NastÄ™pnie wszedÅ‚ książę de Bourbon i niezwÅ‚ocznie podszedÅ‚do mnie pytajÄ…c, czy dobrze wróżę o regencie i czy bÄ™dzie sta-nowczy.Ten tryskaÅ‚ radoÅ›ciÄ…, dajÄ…cÄ… dużo do myÅ›lenia osobom,które byÅ‚y wtajemniczone.Książę Conti, ponury, niespokojny,zazdrosny o swego szwagra, wydawaÅ‚ siÄ™ zaabsorbowany, lecz 247nie wiadomo czym.Książę de Noailles pożeraÅ‚ wszystko wzrokiem,a oczy bÅ‚yszczaÅ‚y mu z wÅ›ciekÅ‚oÅ›ci, że w tak wielkim dniu jestodsuniÄ™ty od wszystkiego, bo nie wiedziaÅ‚ nic o niczym.Zapyta-Å‚em o to wyraznie ksiÄ™cia de Bourbon, sÄ…dzÄ…c, że sÄ… ze sobÄ…bardziej zwiÄ…zani, niż mogÅ‚em to teraz zauważyć.OdnosiÅ‚ siÄ™doÅ„ z nieufnoÅ›ciÄ…, nie żywiÄ…c dla niego żadnego szacunku, a jesz-cze mniej przyjazni, niezależnie od tego, czego mógÅ‚ siÄ™ ostatnioobawiać ze zbliżenia ksiÄ™cia de Noailles z panem du Maine.Z kolei ukazaÅ‚ siÄ™ i pan du Maine wchodzÄ…c w pÅ‚aszczu przezdrzwi wiodÄ…ce do apartamentów królewskich.Nigdy chyba tylei tak gÅ‚Ä™bokich nie zÅ‚ożyÅ‚ ukÅ‚onów, choć nigdy ich nie skÄ…piÅ‚.StaÅ‚ sam oparty na swej lasce przy stole obrad od strony łóżek,przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ wszystkim obecnym.Tam też, stojÄ…c naprzeciwniego i majÄ…c miÄ™dzy nami dwoma stół, zÅ‚ożyÅ‚em mu najbardziejrozpromieniony ukÅ‚on, jaki zdarzyÅ‚o mi siÄ™ mu zÅ‚ożyć w caÅ‚ymmym życiu, i to z najwiÄ™kszÄ… rozkoszÄ….OddaÅ‚ mi go podobniei w dalszym ciÄ…gu z twarzÄ… niespokojnÄ… obserwowaÅ‚ każdego,póki siÄ™ nie spotkaÅ‚ z czyimÅ› wzrokiem, prawie zawsze odwra-cajÄ…c pierwszy oczy.Prawie nikt nie zadawaÅ‚ sobie pytania, co to wszystko maznaczyć; wszyscy wiedzieli o podjÄ™tym postanowieniu obaleniauchwaÅ‚y parlamentu, gdyż brali udziaÅ‚ w debacie na ten temat.Narada ta byÅ‚a nadzwyczajna, wyznaczona już raz, a pózniejodÅ‚ożona dla rozpatrzenia uchwaÅ‚y Rady Kasacyjnej.ByÅ‚o wiÄ™cjasne dla wszystkich, że bÄ™dzie przedÅ‚ożona ta uchwaÅ‚a w celunatychmiastowego zarejestrowania, choć niejeden może cierpiaÅ‚nad tym, że nic nie wie o zamierzonym sÄ…dzie królewskim,zwÅ‚aszcza ci, którzy uważali, że cieszÄ… siÄ™ specjalnymi wzglÄ™damiregenta.Po dość krótkiej chwili podszedÅ‚ do mnie znów książęde Bourbon, by wyrazić mi swoje niezadowolenie z tego, żeksiążę du Maine znajduje siÄ™ tu w pÅ‚aszczu, i zaklinaÅ‚ mnie, bymkrzepiÅ‚ jeszcze ksiÄ™cia OrleaÅ„skiego w jego postanowieniu; pózniejstrażnik pieczÄ™ci zbliżyÅ‚ siÄ™ do mnie w tym samym celu.W chwilÄ™potem przyszedÅ‚ książę OrleaÅ„ski, by pomówić ze mnÄ…, dośćzdenerwowany pÅ‚aszczem, lecz nie okazujÄ…c sÅ‚aboÅ›ci.Przedsta-wiÅ‚em mu, że zawsze uprzedzaÅ‚em go, iż musi tego oczekiwać;że wszelkie ustÄ™pstwo bÄ™dzie dlaÅ„ zgubne; że przekroczyÅ‚ jużRubikon.DodaÅ‚em jeszcze, co tylko mogÅ‚em wymyÅ›lić najbar-dziej mocnego i lakonicznego, by go podtrzymać, a równoczeÅ›nie 248nie zwracać niczyjej uwagi zbyt dÅ‚ugÄ… z nim rozmowÄ… [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl