[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Poszczęściło się jej! - dokończył Sapora.- A cóż ona tu robi? - spytała siostra.- Ma interes, do którego ja jej pomogę.Odziedziczy piękne dobra.Po kilku słowach jeszcze generał wyszedł, wygadawszy się nawet zmieszkaniem pani Dobkowej.Cecylia zrazu ani myślała nawet widzieć się z siostrą, potem dumała długo nadjej losem, nad sobą, paliła ją ciekawość, zrywała się kilka razy, wstrzymywała,powiedziała sobie, że nic nie zaszkodzi zajrzeć tam kiedy o rannej godzinie.iodłożyła na pózniej.Nie wytrzymała jednak i rano ubrawszy się skromnie, aleprzystojnie, poszła pieszo na Krakowskie.Jejmość już była wstała, gdy jejoznajmiono Cecylię %7łmudzką z Senatorskiej ulicy.Zaczerwieniła się mocno,zmieszała, chciała nie przyjąć zrazu, potem pomiarkowawszy prosić kazała, aRózię odprawiła.Spotkały się oczyma w progu nawet.Starościna stała dumna i nachmurzona.- Przyszłam cię zobaczyć i choć przywitać - odezwała się Cecylia poufale, lecznie naciskając się zbytecznie - czy też mnie poznasz?- Pewnie, że poznać trudno, tyle lat nie widziałyśmy się.- z daleka skłoniwszygłową, rzekła Dobkowa - nie bardzośmy też z sobą dobrze były.A cóż asanichcesz?- Jak to? Przyszłam asanią przywitać i zobaczyć! - śmiejąc się rzekła modniarka.- Nie potrzebuję nic.- Moja Cecylio - przerwała Sabina czerwieniejąc - trudno nam z sobą żyć za panbrat, kiedy mnie los trochę inaczej postawił.Ja dla familii, do której należę, ladaz kim nie mogę się wdawać.- A, a! - śmiejąc się smutnie, zawołała %7łmudzka.- Toś głowę do góry zadarła.Ja też naprzykrzać się nie będę.- Nie masz się asani czego gniewać.- Ani myślę, tylko mi śmieszno! - ruszając ramionami, mówiła Cecylia.- Cóż byci to korona z głowy spadła, gdybyś po ludzku siostrę przyjęła!- Poufalić się i nie chcę, i nie mogę, daj mi pokój - odparła Dobkowa.- Siostryczy nie siostry, jak nie równych stanów, żyć z sobą nie powinny.A i to nasze siostrzeństwo - dodała - to tylko po matce, bo gdyby był kasztelan żył, byłbymnie przyznał.- Milczże! Milcz! - odezwała się, kraśniejąc, Cecylia.- Pamięci matki nieuwłaczaj! Bądz zdrowa, ja ci więcej pewnie narzucać się nie będę, Bóg z tobą.Gdyby nie generał, byłabym o tobie nawet nie wiedziała.To mówiąc, zatrzasnęła drzwi i wyszła.Dobkowa stała jakiś czas rozgniewana,wybiegła potem zakazać sługom, aby więcej tej kobiety nie wpuszczali, iwróciła w bardzo popsutym humorze.Najwięcej ją to obeszło, że Sapora zawszejeszcze pamiętał dobrze o jej pochodzeniu, kiedy się o niej mówić w sklepikuośmielił.Na cały dzień popsuło jej to humor, już przyjęciem u księciazgorzkniały.Nie wiedząc, co z sobą robić, miała już pojechać na hecę, gdy odebrała bilet odgenerała, oznajmujący jej, że wieczorem z pilnymi wiadomościami przybędzie.Miała mu wyrzucać nietrafne jego znalezienie się z Cecylią, lecz postanowiłamilczeć.Ubiór zabrał cały czas do wieczora.Wcześniej niż zwykle nadjechałSapora, wprost z obiadu bardzo hucznego u księcia kanclerza, pod dobrą datą,miły, galant, natarczywy, słowem, w usposobieniu takim, z jakiego wszystko, cochce, zrobić może osoba zręczna i wytrawna.Jednym rzutem oka poznała topani Dobkowa, nastroiła humor swój do jego wesołości i żeby jej nie stracił,kazała przynieść wina.Nigdy się ono łatwiej nie pije, jak gdy się go ma już aż nadto, generał przyjąłkieliszek i całował białe rączki.- Przynoszę mojej królowej małą wiadomostkę - rzekł - ale nie bez znaczenia.Osprawie jejmości z tym Dobkiem przyszły tu już wiadomości i zapytania.Rozbijają się zdania, ale rzecz całą wstrzymałem, po cichu ją ubijać trzeba.JeśliDobek uciecze albo.(tu generał rękami pokazał coś, jakby chciał oznaczyć, żego nie stanie), jejmość dobra dostaniesz.Ja w tym.Gdyby żył i bronił się, anarobił hałasu, trudno będzie, bardzo trudno! O to tedy idzie, aby staregoprzepłoszyć i zmusić do ucieczki.albo.Generał, który nie był wielki skrupulat, zanucił jakąś piosnkę ówczesnąpożegnalną, którą na tamten świat wyprawiano.Dobkowa patrzała na podpitego zdumiona trochę, lecz wcale nie oburzona.- Jakże ja tego dokazać mam - rzekła - kiedy nie wiem, gdzie jest?- A, to go każcie szukać! Na miłego Boga! - rzekł Sapora.- Może też wam łaskętę uczynił, że drapnął.- Niewielka by to była łaska, zabierze pieniądze, które gdzieś schowane miał -odezwała się Dobkowa cicho - bo tam tego, słyszę, było gotówką na kilkamilionów.Generał się porwał.- Przesadzacie po babsku! - zawołał.- Jak mi Bóg miły, nie.Rotmistrz kufry podnosił, wie, ile ich było. - To wcale się tu coś nowego święci - począł zadumany Sapora - gra świeczkiwarta.Pieniędzy takich podchwycić nie mogli, są gdzieś skryte.Nie ma co sięnamyślać, niegodziwego człeka należy się pozbyć.a jejmości zagarnąć spadek.- A jak się go pozbyć?Generał nucić zaczął, wino wypił i po czole się bił, jakby z niego wystukaćchciał radę zdrową.- Dokąd asindzka sądzisz, że mógł uciec? - spytał.- Do krewnych swych, Dobków w Konopnicy.- Posłać się zaraz dowiedzieć tam, a człowieka takiego franta, żeby nibysprzyjając Dobkowi, ostrzegł go, aby sobie co najrychlej uciekał.Jeśli go tamnie ma, to wiedzą o nim i znać mu dadzą.- Kogóż posłać?- A maszże asindzka tego z czerwonym nosem.kuzyna?- Ten się na nic nie zdał, bo go znają, że mój.- Niech on innego poszuka! Kogoś wynalezć potrzeba, a brać się żywo, aby sięDobek nie znalazł i nie bruzdził.Zamyśliła się starościna mocno i poczuła dopiero, jak bardzo jej ludzi brakło.Trzeba było słać chyba Przepiórkę.Generał pełny gorliwości zachęcał,zagrzewał, okazywał się niezmiernie wylanym, a w końcu, gdy już nikogo niebyło, ujął starościnę za rączkę.- Interes się zrobi, ale wierz mi, Sabinko, trzeba ludzi ujmować, bez grosza nic.Na pierwsze wydatki rad bym mieć coś, bo swoich mi zawsze brak.Zmieszała się trochę starościna.Napaść ta za wczesna nie była jej do smaku,lecz raz poszedłszy tą drogą, cofnąć się było niepodobna.Została na łascestarego adoratora.Spytała skłopotana, ile tam na pierwsze danie było potrzeba.- No, ile możesz - rzekł generał - ja ci się święcie do grosza wyliczę, możesz byćpewna.Zawsze kilkaset dukatów muszę mieć.Musiała starościna pójść do biurka i wyjąć ruloniki, które generał natychmiastschował i zaledwie je miał w kieszeni, począł zaglądać do zegarka na godzinę.Zimniej się daleko rozstali, niż się zrazu zanosiło, jego osiągnięty cel, ją danepieniądze bardzo ostudziły.Czułości jednak zostały formy serdeczne, którymisię do progu częstowali.Tajemnica tego niezręcznego dosyć kroku pana generała cała w tym była, że sięnieborak dnia tego zgrał i nie miał grosza, pożyczać nie chciał, a zdało mu się,że w ten sposób najłatwiej kasę swą zapomoże.Obracając ogromnymi częstosumami, Sapora był wiekuiście potrzebny, żądny pieniędzy i goły.Znano go ztego, że jednego dnia wypłacał kilkanaście czerwonych złotych, a drugiegopożyczał u przyjaciół po dziesiątku.W istocie życzył starościnie jak najlepiej, ale w jej interesie żadnego jeszczekroku uczynić nie mógł, a to, co powiedział, było osobistym jego natchnieniem. Starościna jednak, chwyciwszy się raz rady i opieki Sapory, słuchać go musiała.Tegoż wieczoru zawołała Przepiórkę, najzdolniejszego z ludzi, jakich miałaprzy sobie.- Musisz asan jechać do Konopnicy - odezwała się.- Gdzież to ta Konopnica? - spytał blady chłopak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl