[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wolna, by wyjeżdżać i wracać.Wolna, by być daleko stąd.Jak Zef.Unosząc wzrok, Stella kiwnęła głową.- Tak - odparła.- Rozumiem.Grace wyciągnęła rękę przez stół i dotknęła ramienia córki.- Pomogę ci - powiedziała.- Pomogę ci przez to przejść.- Wzięła niebieską torbę i wyciągnęła z niejwiązkę szydełek.- Zaczynajmy.Wydawało się, że biała włóczka z własnej woli tańczy między dłońmi Grace.Dziewczyna jakurzeczona przyglądała się nitce przeskakującej z piegowatych palców matki na szydełko i zpowrotem.Kolejne rzędy oczek szybko wydłużały dzianinę.Stella pragnęła, by ta chwila trwaławiecznie: idealny spokój punktowany drobnymi ruchami i ledwie słyszalnymi dzwiękami, gdy Gracezwilżała wargi albo zaczesywała opadający kosmyk włosów.W końcu Grace wręczyła robótkę Stelli i patrzyła, jak córka próbuje odtworzyć ruchy jej palców iszydełka, spo-178sób prowadzenia włóczki.Okazało się to trudniejsze, niż przypuszczały.Grace stanęła za Stellą, pochyliła się nad krzesłem.- Rób to, co ja - zaproponowała.Ujęła ręce córki w swoje i poprowadziła jej niezręczne palce w powolny, uważny taniec.Stella starałasię nadążać za rytmem, lecz dotyk matki, bliskość jej ciała rozpraszały ją.Oddychała zapachem Grace- aromatem różanego talku i mydła Velvet.- Bardzo dobrze.Już umiesz - orzekła Grace.Stella spojrzała na nią.Matka uśmiechała się zachęcająco.Grace zdawała się nie dostrzegać, że córkanabiera włóczkę na szydełko z innej strony, niż powinna.Nie komentowała faktu, że oczka sąnierówne, ani nie pokręciła głową, gdy szydełko upadło na podłogę.Tak jakby słowa, które z siebiewyrzuciła, otwarły ją i odprężyły, jakby pomyłki czy niedociągnięcia przestały mieć w końcu aż takwielkie znaczenie.*Kolejny dzień rozpoczął się drobnym, lecz ciągłym i zapowiadającym się na dłużej deszczem.Niebyło jednak wiatru i nic nie wskazywało na to, by William musiał przerwać wyprawę.Obie kobietysiedziały w domu, ciesząc się przytulnym zaciszem.Po obiedzie Grace zaproponowała, by Stella położyła się na kanapie w pokoju morskim i odpoczęła -dawniej pozwalała na to tylko wtedy, gdy córka zle się czuła.Grace przyniosła nawet moherowypodróżny koc do okrycia nóg.Potem wróciła do kuchni, by coś upiec.Stella wzięła w ręce Annę Kareninę, ale szybko zarzuciła czytanie i leżała spokojnie, wsłuchując sięw monotonny odgłos deszczu uderzającego o dach.Prawie zasypiała, gdy Grace weszła do pokoju, niosąc dwie, obleczone w atłas poduchy z fotela wsypialni rodziców.176- To dla ciebie - powiedziała, zbliżając się.Pochyliła się i umieściła poduszki pod jej ramionami ibiodrami.- Będzie ci wygodniej.Matka mówiła łagodnym, uspokajającym tonem, jak do dziecka.Jej zachowanie przypominało Stellikogoś znajomego.Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że przypominało jej Paulinę.Delektowałasię tą myślą, moszcząc się na poduszkach.Grace zniknęła w kuchni, a po chwili wróciła z tacą.Postawiła ją obok kanapy.Była na niej szklankamleka i trzy kawałki ciasta na talerzyku.Stella rozpoznała najlepsze ciasto biszkoptowe ciotki Jane".Uniósłszy się na łokciu, sięgnęła po jeden z kawałków i ugryzła odrobinę.Drugą dłoń trzymała podpodbródkiem, by nie nakruszyć.Oblizała się i ugryzła znowu.Przyjrzała się dokładnie fakturze ciasta.Wyglądało inaczej niż zwykle.Było ciemniejsze i cięższe.- Dodałam trochę słodu - wyjaśniła Grace.- i trochę lecytyny.Stella zerknęła na nią, potem na kredens, sprawdzając, czy duchy przodków ciotki Jane ich niepodglądają.- Dzięki temu ciasto jest cięższe - ciągnęła matka - ale i lepsze dla ciebie.I dla dziecka.- Uśmiechnęłasię z zakłopotaniem, jakby wyrwało jej się coś, czego nie chciała powiedzieć.- Nie chcesz pooglądaćtelewizji?- Nie będzie nic ciekawego - odrzekła.- Sam sport.Odpowiedziała bezwiednie, zajęta rozmyślaniem,jak tosię stało, że słowo dziecko" przeszło Grace przez usta, że się wybiło tak śmiało i wyraznie, nibypunkt orientacyjny na horyzoncie.- Mam pomysł - rzuciła Grace, po czym znów wyszła z pokoju.Wróciła z twarzą mokrą od deszczu.Trzymała w ręce płytę.Stella natychmiast rozpoznała w niej płytęschowaną w starym kufrze.Zerknęła na równo ułożony plik albumów na półce.Muzyka klasyczna.Każdego roku na uro-180dziny żony William kupował jej nową płytę, a ona zawsze była zadowolona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]