[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy nie oddzwoniła.Teraz, gdy wrócił do Norton, Ruth zmieniła taktykę i po prostu od-powiadała, że Laury nie ma.SR Zawiedziony, Jared podniósł się zza biurka i podszedł do -okna.Spoglądanie na opalizujące, niebieskosrebrne budynki, w których mie-ścił się oddział konstrukcyjny i hale fabryczne North Machinery zawszenapełniało go dumą i satysfakcją.Ale dzisiaj nic nie mogło zatrzeć roz-goryczenia.Nawet to, że półtora tygodnia intensywnych negocjacji za-kończyło się podpisaniem kontraktu, który usatysfakcjonuje zarównoudziałowców, jak i pracowników jego przedsiębiorstwa.Może dla nie-których firm czasy były trudne, ale North Machinery nie zamierzałozwalniać ludzi przez najbliższe kilka lat.Nadszedł czas, aby to uczcić.Tylko że kobieta, z którą chciał świętować, nawet się do niego nieodzywała.Wypadł z gabinetu i zatrzymał się przy biurku swojej sekretarki.- Czy ja jestem apodyktyczny?- zapytał.Grace Kessler pracowała w firmie prawie dwadzieścia lat, najpierwjako sekretarka jego ojca, a teraz Jareda.Dobiegała pięćdziesiątki, alejej ogorzała twarz nie miała wielu zmarszczek, a umysł konkurował wszybkości z językiem.Spoglądając sponad listu, który pisała na maszy-nie, odpowiedziała dyplomatycznie:- Przecież jesteś szefem.- Nie o to mi chodzi.Czy jestem apodyktycznym człowiekiem? Czynarzucam ludziom, tobie, swoją wolę?W jej ciemnych oczach zamigotały iskierki, a szeroki uśmiech uka-zał białe, równe zęby.- Czasami.W wielu momentach przypominasz mi swo-jego ojca.Nie to chciał usłyszeć, ale wiedział, że Grace mówi szczerze.Trak-towała go bardziej jak syna niż zwierzchnika.- Więc twierdzisz, że jestem apodyktyczny?- Mówię, że jesteś szefem.Szefowie wydają polecenia.SR Ty, według mnie, robisz to uprzejmie.O wiele sympatyczniej niż tokiedykolwiek zrobił twój ojciec.A teraz, serdeń-ko, o co chodzi?.- O pewną maleńką damę, która nie chce ze mną rozmawiać, ponie-waż uważa, że jestem apodyktyczny.- No to przestań narzucać jej swoją wolę.- Próbowałem tylko trochę jej pomóc.Czy to moja wina, że mniewychowano na dżentelmena?Grace spojrzała na niego z wyrozumiałością.- Jak ma na imię?- Laura.Laura Crawford.Ta, która prowadzi poszukiwania z psemtropicielem.Ona znalazła Zuzię.- Aha.- Grace zaczęła natychmiast grzebać w stosie korespondencji,leżącej na brzegu biurka.Po chwili odezwała się: - Może rzeczy niemają się wcale aż tak zle.Widziałam to nazwisko na odwrocie listu,który nadszedł dziś do ciebie.- Znalazła list na samym spodzie.- O, nieotwierałam go.-Mrugnęła do niego porozumiewawczo.- Ma adnotację: Do rąk własnych".- Dziękuję.Wziął kopertę i przyglądał jej s'ię- przez dłuższą chwilę., Potemwrócił powoli do swojego gabinetu.Czuł się jak nastolatek.Sam fakt otrzymania listu od Laury spowo-dował, że oddychało mu się trudniej.Serce waliło mu jak prasa hydrau-liczna, a ręka aż się trzęsła, gdy rozcinał kopertę nożykiem.Dlaczego napisała? Aby przyjąć jego przeprosiny? By usprawiedli-wić swoje szorstkie zachowanie?Okazało się, że ani jedno, ani drugie.Koperta zawierała jego czek zdołączoną krótką notką.Zwracała czek, który jej przesłał w dowóduznania za odnalezienie Zuzi.Dziękowała za niego, wyjaśniając jedno-cześnie, że nie przyjmuje zapłaty za swą pracę.Jeżeli chciałby wyrazićswoje uznanie, może przekazać darowiznę na rzecz NAPOR - Narodo-wej Poszukiwawczej Organizacji Ratunkowej.Zakończyła tych kilkaoficjalnych słów  Z poważaniem Laura Crawford".SR Z poważaniem!Sposób, w jaki odpowiadała na jego pocałunki, był z pewnościączymś więcej niż  poważaniem".Przecież ona go całowała! A terazzachowuje się, jakby nic się nie wydarzyło.Zmiąwszy czek i kartkę wyrzucił je do kosza, złapał płaszcz z wie-szaka i skierował się ktr drzwiom.Zamierzał zrobić to, co powinien jużdawno, jak tylko wrócił do miasta.Jared znał adres sklepu zoologicznego LaRu, gdyż wysyłał tam czek.Jednak odnalezienie tego miejsca zabrało mu trochę czasu.Nie znajdo-wał się w centrum Norton, w dzielnicy biur i urzędów, lecz na tereniemieszkalno-handlowym.Sklep przylegał do jednopiętrowego domu,pochodzącego jeszcze z czasów pierwszej wojny światowej.Oba, dom isklep, miały takie same, pokryte aluminium, boczne ściany, zielonedachy i takież okiennice.Różnił je tylko duży czerwono-biały napis naddrzwiami sklepu i obszerny, wysypany żwirem teren do parkowaniaprzed nim.Stały na nim dwa samochody, prawie nowy szary Chevrolet i niebie-ski ford escort, który z pewnością miał na swoim koncie wiele lat iprzejechanych kilometrów.Rozpoznawszy forda Laury, obok zaparko-wał swego białego cadillaca el dorado, ale nie wysiadł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl