[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kościół chyba nic tu nieporadzi.Duch jest zbyt potężny.- To nie on - powiedziała bez zastanowienia, klękając przy cieledziewczyny.Odchyliła futrzaną kurtkę i stylonową bluzkę, by zobaczyćwypalony na piersi znak.Zauważyła pęcherze, jak u pozostałych.Biedaczkajeszcze żyła, związana i zakneblowana, kiedy jej to zrobił.- A kto? - usłyszała czyjeś pytanie.- To znak Płaczącego Człowieka, niepowiesz, że nie.- To na pewno Płaczący Człowiek, wszyscy tak mówią&- To nie Płaczący Człowiek - powtórzyła, nie zwracając na nich uwagi.Gdzie torebka? Nie było jej przy ciele dziewczyny ani nigdzie w pobliżu.- A co ty tam wiesz - kpił jakiś facet.- Mam niby wierzyć jakiejś zaćpanejkościelnej wiedzmie.Te słowa przeszyły ją jak ostrze brzytwy.Oblała się rumieńcem, takgorącym, że miała wrażenie, iż jej skóra paruje w lodowatym powietrzu.Przynajmniej nie miała problemu ze znalezieniem osoby, która topowiedziała.Musiała tylko poszukać faceta, którego Terrible chwycił za gardło.- Chyba się przesłyszałem - powiedział cichym, spokojnym głosem.-Możesz to powtórzyć głośniej?Facet pokręcił głową, a oczy wyszły mu na wierzch.Wyglądał jak robak,z tymi swoimi cienkimi jasnymi włosami sterczącymi na czubku głowy irękoma zaciśniętymi w bezużyteczne małe piąstki.- Na pewno? Jeśli masz coś do powiedzenia, zrób to teraz, a nie pózniej.Teraz mamy świadków.Pózniej może być gorzej, kumasz?Facet rozumiał.Tak jak i wszyscy pozostali.Widok cofającej się naglegrupy ludzi mógł być nawet zabawny, gdyby nie to, że czuła się upokorzona.Irobiło jej się niedobrze na widok martwej dziewczyny u swoich stóp.To była jejwina.Nie złapała złoczyńcy, pozwoliła mu uciec.Miał na rękach krew tejdziewczyny.Tak jak Mózga.Cholera, musiała się napić.Terrible zwolnił uścisk, rzucając mężczyznę na ulicę i uklęknął przy niej.- Dokładnie tak samo, nie?Pokiwała głową.- Nigdzie nie widzę torebki.- Elitho, gdzie jest jej torebka? Miała ją przy sobie, gdy ją znalazłaś?Elitha z całą pewnością była znajoma.Parę tygodni temu Chesspoczęstowała ją na rogu papierosem.- Nie widziałam jej - powiedziała, mrugając, by powstrzymać łzy.Wsunęła do ust kciuk i zaczęła obgryzać paznokieć, przez co wyglądała jakmała dziewczynka.- Jej już nie ma, a ja nawet nie wiem, gdzie jest jej torebka.- Byłaś z nią? - zapytała Chess.- Czekałam w domu, ale nie przyszła.Terrible wziął Chess za rękę i odciągnął z dała od tłumu.- Jesteś pewna, że to nie Płaczący Człowiek? Znalazłaś coś?W jego wzroku wyczytała to, co myślał.Nie miał zamiaru komentowaćuwagi o zaćpanej wiedzmie.Chciał, żeby o tym zapomniała.Może było tomożliwe, a może nie, ale i tak była mu za to wdzięczna.Gdyby próbował z nią otym gadać, mogłaby zrobić coś głupiego, na przykład się rozpłakać.Nieodzywając się, pozwolił jej zachować resztki godności.Dzięki temu zyskała też chwilę, żeby pomyśleć.Nie mogła mupowiedzieć o Vanicie, nie tłumacząc, jak się o tym dowiedziała.Ale miała stoprocent pewności, że to nie Remington był mordercą.I wiedziała, jak towyjaśnić.- Byłam dziś w więzieniu dla duchów.Remington tam jest.Widziałam go,to nie on.- Kurwa.- Stał przez chwilę, wpatrując się w jakiś punkt nad jejramieniem.Widziała, jak próbuje sobie to wszystko poukładać w głowie.-Bump chciał, żebym cię do niego zawiózł, może być?- Co, teraz?- Tak, jeśli masz czas.Zastanawiała się.Była taka zmęczona.Może Bump da jej trochę speedu,jak do niego przyjdzie.Następnego dnia miała się spotkać z Pyle ami, ale nie ojakiejś konkretnej godzinie.Zresztą, choć trudno było w to uwierzyć, ledwiedochodziło wpół do drugiej.Może jak zacznie gadać, wymyśli jakiś powód.Znajdzie jakąś wymówkę.- Dobra.Poczekaj chwilę, tylko wezmę coś z domu.***Tłum wokół ciała dziwki zdążył się rozejść.Zostało tylko kilku gapiów,którzy zgromadzili się po prawej, jakby czekali, aż wstanie.A może nie chcieliodejść i czekali, aż zabierze ją ten, który miał to zrobić, żeby zobaczyć jejostatnie poniżenie, gdy wrzucą ją na tył ciężarówki, jak porzucony na chodnikumebel.Jakby na zawołanie, pojawiła się furgonetka.Jaskrawe światła rozjaśniłyskórę dziewczyny i rozświetliły jej włosy srebrnym blaskiem.Chess przyglądałasię wraz z innymi, jak drobne, blade ciało udaje się w ostatnią podróż.Przejażdżka do Bumpa nie zajęła im dużo czasu.Akurat tyle, bywysłuchać w całości Ace of Spades, ale Chess wydawało się, że nigdy się nieskończy.Niezależnie od tego, o czym Bump chciał z nią pogadać, to nie mogłobyć nic dobrego.Od sprawy z lotniskiem Chester sprzed paru miesięcy,zamienili może dwa słowa.A nawet gdyby.Jeśli wzywał cię diler narkotyków,nigdy nie wynikało z tego nic dobrego.- Wszystko gra? Wiem, że widok tych dziewczyn to dla ciebie niezłyszok.Rozgryzła cepty, czując między zębami ich gorzki smak.Aż szczypały jąoczy.Popiła pigułki, ale język pozostał szorstki i suchy.Jakieś półtorej godzinytemu wzięła już trzy i jeszcze nipsy, wiedziała więc, że trochę przegina, ale wtym momencie gówno ją to obchodziło.- A co z tobą? Ty je przecież znałeś, ja nie.Zawahał się, jakby się zastanawiał, co odpowiedzieć.- Taa.Chciałbym, żebyśmy już to skończyli.Zerknął na nią, zatrzymując ciężki samochód w pobliżu targowiska.Będąmusieli przez nie przejść, żeby dotrzeć do Bumpa.- Mam coś dla ciebie.Co ty na to, jeśli powiem, że Slobag ma dokładnieten sam problem?Cholera.Wiedział, musiał coś usłyszeć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]