[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A co z Cynthią? Przyjedzie? Nie powiedział po prostu, nie wyjaśniając dlaczego. Adziewczęta będą zajęte całe lato.Powiedziałem im, że zobaczy-my się po moim powrocie. Prosił lekarza, żeby nie mówił Isa-belle o jego obrażeniach, o tym, że nie będzie chodził.Chciał sięnajpierw przekonać o wynikach rekonwalescencji.Isabelle wie-działa, że potrwa to bardzo długo, od sześciu do dwunastu mie-sięcy, nie dziwiła się więc, że nie chodzi.Gdyby zamierzała opuścić Gordona, sprawy miałyby się zupeł-nie inaczej.Wtedy powiedziałby jej prawdę.Skoro jednak byłazdecydowana wrócić do męża, nie chciał, żeby się o niego mar-twiła.Teraz, kiedy poznał lepiej Gordona, wiedział, co ją czeka,i ta myśl przerażała go.Gordon nie miał dla niej szacunku, mi-łości, ani ciepła, nie liczył się z nią.Cały świat Gordona Forre-stera kręcił się wokół jego własnej osoby, Isabelle zaś byłapionkiem, udogodnieniem życia i opiekunką ich chorego syna.Bill przekonał się na własne oczy, że Gordon nie ma pojęcia,jakim skarbem jest jego żona.Martwił się, że będzie miała znim ciężkie życie, być może cięższe niż dotychczas.Gordonnabrał podejrzeń, żywił urazę i Bill bał się, że ukarze ją za grze-chy, które rzekomo popełniła za jego plecami.Będzie musiałamieć się na baczności, będzie musiała się bronić, bo inaczej mążzadręczy ją.Nie pofatygował się nawet, żeby zostać w Londy-nie, kiedy była w śpiączce, umierała.Wyjechał po paru dniach ijuż nie wrócił.200Rozmawiając z Gordonem tego popołudnia, lekarz nalegał napozostawienie Isabelle w Londynie jeszcze co najmniej czterytygodnie.Forrester nie był zadowolony.Uważał, że są nadgor-liwi i irracjonalnie ostrożni.W końcu lekarz postraszył go kom-plikacjami, a nawet uprzedził, że Isabelle może zapaść ponow-nie w śpiączkę.Uważał, że Isabelle i Billowi należy się ta odro-bina szczęścia, jakaś rekompensata za koszmar ostatnich tygo-dni.A męczarnie Billa jeszcze się nie skończyły.Doktor dosko-nale wiedział, jaka długa i trudna będzie jego rehabilitacja.Zała-twił mu przeniesienie do szpitala w Nowym Jorku, gdzie, na ilesię da, pomogą mu odzyskać władzę w nogach.Ani Isabelle, aniBill nawet nie wyobrażali sobie, co go tam czeka.Na razie, przez cztery tygodnie, mogli cieszyć się sobą, czerpaćsiły ze swojej obecności.Szpital był dla nich wytchnieniem postrasznych przeżyciach, odpoczynkiem przed powrotem dodawnego świata.Tej nocy znów spali razem w jej pokoju, i następnej także.Po-zbyli się już monitorów i spędzali długie popołudniowe godzi-ny, rozmawiając o swoim życiu, marzeniach i nadziejach.Otrzymali cenny dar, ale drogo za niego zapłacili.Grali w karty, czytali.Siedzieli i rozmawiali godzinami, razemjedli.Jej wątroba goiła się z wolna, serce nadal pracowało nie-regularnie, choć i tu odnotowano poprawę.Czasami dokuczałyjej ostre bóle głowy.Męczyła się łatwo, dużo spała, leżąc obokBilla na łóżku.Szyję nadal unieruchamiał mu kołnierz, a kiedyzaczął się goić kręgosłup, pojawiły się bóle pleców.Isabellemasowała mu wtedy delikatnie ramiona.Zauważyła w końcu, żenie porusza nogami, ale Bill zapewnił ją, że będzie chodził, kie-dy spotkają się następnym razem.Uwierzyła w to, ponieważ201chciała tego.Uznała, iż to normalne, że Bill jeszcze nie chodzi.Od wypadku upłynął dopiero miesiąc.Niewiele rozmawiali oswoich dolegliwościach.Przez większą część czasu toczyli nie-kończące się dyskusje, rozśmieszali się nawzajem.Pewnego dnia, dwa tygodnie po tym, jak wyszła ze śpiączki,leżeli na jego łóżku w słoneczne lipcowe popołudnie.Otworzo-no okna, bo dzień był ciepły, a oni opowiadali sobie historie zdzieciństwa.Isabelle bardzo uważała, żeby nie urazić Billa, niedotknąć go tam, gdzie jeszcze odczuwał ból.Uważała zwłaszczana jego kręgosłup.Opowiadając mu o wakacjach u dziadków wHampshire, powiodła wolniutko dłonią w dół jego pleców.Billpopatrzył na nią z tęsknotą w oczach i uśmiechnął się łobuzer-sko, jak mały chłopiec. Dlaczego tak na mnie patrzysz? zapytała, podejrzewając, żesię z niej śmieje. Mówiłam poważnie o dziadku.Był bardzodobrym człowiekiem. Z pewnością.Przestałem cię słuchać jakieś pięć minut temu przyznał. Pragnę cię do obłędu. Co masz na myśli? Jeszcze jedną partyjkę kart? Ogrywał jąnieustannie i nie chciał powiedzieć, po czym poznaje, że onaoszukuje.Nie umiała kłamać, co w oczach Billa było cenną za-letą. Coś lepszego. Pocałował ją delikatnie w usta.Nauczył sięprzekręcać głowę w bok i całowali się często, zwłaszcza w no-cy, leżąc obok siebie. Isabelle powiedział cicho. Nie jestem pewny, czy to sięuda, ale chcę się z tobą kochać. Byli teraz na tak zażyłej sto-202pie, że chciał spróbować.Wprawdzie nie odzyskali jeszcze sił,ale pragnął jej od tak dawna, jeszcze przed wypadkiem.Wtedynie śmiałby o to prosić, teraz patrzył na nią z nadzieją i to spoj-rzenie trafiło wprost do jej serca. Dobrze, kochany. Chciała to dla niego zrobić.Już od dawnawiedziała, że myśli o tym. Co powiesz na to, żebyśmy zamknęli drzwi?Były zaopatrzone w zamek, z którego nikt nie korzystał.Teraznależało zrobić z niego użytek. Nie wyrzucą nas za to ze szpitala?Uśmiechnął się, kiedy wstała i podeszła do drzwi.Ledwo mógłsię ruszać, ale przez ostatnie pół godziny odczuwał takie pożą-danie, że o niczym innym nie myślał.Zamartwiał się o swojąmęskość, bał się tej próby z Isabelle, ale żadne z nich nie mogłooprzeć się pokusie.Ich związek był oparty na czułości, namięt-ności i wzajemnym zaufaniu. Może o to im właśnie chodziło, kiedy pozwolili nam spać wjednym pokoju? powiedziała Isabelle z namysłem, uśmiecha-jąc się łobuzersko. Wykorzystamy to najlepiej, jak potrafimy. Bill był okropniezdenerwowany.A jeżeli nie uda mu się? Zadrżał na tę myśl.Isabelle spoważniała nagle i pocałowała go delikatnie w usta. Chcę ci tylko powiedzieć, że już to wykorzystaliśmy.Ponie-waż się kochamy, jesteśmy razem, trzymamy się w ramionach.Kocham cię, Bill.To, co się stanie, nie jest takie najważniejsze.203Nie wiedział, czy zdoła się z nią kochać, ale tak bardzo chciałspróbować.Lekarz powiedział, że może mu się udać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]