[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale wktórymś momencie chyba zablokował telefon.Audrey wstała i popatrzyła w stronęarkadowego wejścia do nory.Wiedziała, cozobaczy, jeśli zajrzy do środka: Setha wtransie, bez Taka.Tym razem jednak stworapochłonęło coś innego niż film,przynajmniej częściowo: z drugiej stronyulicy posłyszała trwożne krzyki i prawiena pewno strzały.Przypomniał jej się wersz Księgi Genezis, coś o duchu Bożymporuszającym się po powierzchni wód.Przyszło jej do głowy, że duch Takarównież jest w ruchu, zajęty swoimisprawami, i jeśli teraz spróbuje ucieczki,prawdopodobnie jej się powiedzie.Kiedyjednak dotrze do tamtych i opowie im owszystkim, to - jeżeli jej uwierzą - zjakim pomysłem mogą wystąpić, by uwolnićsię z mocy czaru, który ich usidlił? Comogą zechcieć zrobić z Sethem, by sięuwolnić od Taka?Powiedział, że mam tam pójść - pomyślała.- Powinnam mu zaufać.Ale przedtem.Przedtem trzeba jeszcze zrobić to, co Sethjej kazał.Prostą rzecz.która tak wielemogła załatwić.Przy wielkim szczęściunawet wszystko.Audrey pospieszyła dokuchni, nie zważając na krzyki i odgłosy zprzeciwka.Teraz, gdy już podjęła decyzję,przenikało ją bez reszty pragnienie, bywykonać to ostatnie zadanie jaknajszybciej, nim Tak znów się niązainteresuje.Albo zanim znów tu przyśle PułkownikaHenry'ego z kolegami.4Kiedy sprawy przybrały zły obrót, stałosię to ze spektakularną raptownością.Johnny zastanawiał się pózniej, ile było wtym jego winy - wciąż pytał o to samsiebie - i nigdy nie otrzymywał jasnejodpowiedzi.Z pewnością jego uwagaosłabła, choć osłabła na długo przedtem,nim mleko się rozlało.Szedł na końcu, za blizniakamiprzedzierającymi się przez lasek kuścieżce.Pozwolił swym myślom błądzićgdzieś indziej, ponieważ chłopcy posuwalisię strasznie powoli, starając się niepotrącić nawet krzaka, nie złamać anigałązki.%7ładen z nich nie miałnajmniejszego pojęcia, iż nie są w laskusami.Zanim Johnny z blizniakami zdążylitam się zagłębić, Collie i Steve przeszlijuż sporo ścieżką, zdążając w milczeniu napołudnie.Myśli Johnny'ego wróciły znów do inspekcjiprzerażonego Billa Harrisa na Topolowej,tego dnia w tysiąc dziewięćsetdziewięćdziesiątym, kiedy to najpierwmówił, że Johnny chyba żartuje, a potem,widząc, że jednak nie, zapytał, o cochodzi.Zaś Johnny Marinville, któryzajmował się aktualnie opisywaniem przygódkota paradującego z walizeczkądetektywistyczną, odpowiedział na to:"Chodzi o to, że nie zamierzam jeszczeumierać, a to oznacza, że chcę się samzabawić w wydawcę.Możesz to nazwaćJohnnym Marinville'em w drugim gatunku,jeśli wola.Ale mam prawo to zrobić.Ponieważ tego pragnę, co jest bardzoważne, i ponieważ dysponuję narzędziem, cojest najważniejsze.Można powiedzieć, żeto po prostu inna wersja tego, co robiłem.Piszę swoje życie na nowo.Przemodelowujęje".Pomysł, który być może stanowił jegoostatnią szansę, choć nie powiedział tegoBillowi, podsunęła mu Terry, była żonaJohnny'ego.Bill nie miał nawet pojęcia otym, że po piętnastu latach porozumiewaniasię wyłącznie poprzez adwokatów Johnny iTheresa, była pani Marinville, podjęliostrożny dialog - czasem listowny,przeważnie telefoniczny.Kontakt tenzacieśniał się od osiemdziesiątego ósmegoroku, kiedy Johnny na dobre skończyłwreszcie z piciem i narkotykami - jak miałnadzieję.Coś jednak nadal było nie tak ipewnego dnia wiosną osiemdziesiątegodziewiątego odkrył, iż zwierza się byłejżonie, którą próbował kiedyś pchnąć nożemkuchennym, że jego życie po trzezwemustraciło cel i sens.Nie potrafi sobienawet wyobrazić - powiedział - że mógłbynapisać kolejną powieść.Ogień sięwypalił, co nie znaczy, że brakowało muporannych przebudzeń z tym żarem.i znieuniknionym kacem w głowie.Nie, to jużmiał za sobą, ba, pogodził się z tym.Niemógł jednak zaakceptować faktu, iż dawneżycie, którego częścią było pisanieksiążek, nadal zewsząd go otacza.Wyłaniało się z każdego kąta, pomrukiwałow starym komputerze za każdym razem, gdygo włączał."Jestem tym, czym byłeś -szumiała maszyna - i tym, czympozostaniesz już zawsze"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]