[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak więc odwiedziłem mał\onkę i wróciłem do ogrodu.Pochwili byliśmy ju\ w naszym świecie.Przy śniadaniu błazen zaczął mnie ostro\nie badać.Złapał haczyk i chciał się wszystkiegodowiedzieć.Milczałem.Odtąd rozpoczęła się między nami gra.On mi dawał do zrozumienia,\e coś wie, ja udawałem głupka.A nocami odwiedzaliśmy moją mał\onkę, zahaczając o murw ogrodzie.Poza tym wszystko toczyło się starymi torami.Jakieś audiencje, uczty, polowania.Tylkote noce.A Gacek a\ dr\ał z ciekawości, miło było patrzeć.Ja zaś, udając głupka, pastwiłemsię nad nim oraz delektowałem jego umęczeniem i zniecierpliwieniem.Wiedziałem, \e snujesetki domysłów.Wreszcie postanowiłem zakończyć tę grę.Miałem Gacka w sieci idomyślałem się, jak próbuje się z niej wydostać.Wiedziałem, \e złapał haczyk i jakoś tam poswojemu wierzy w istnienie owego fantastycznego innego świata.Dzisiejszej nocy wydarzy się finał.Ja kilkanaście razy odwiedzę to nasz, to tamten świat,a\ spłowiały z ciekawości Gacek straci rachubę.Pogubi się dość szybko, gdy\ ogrodyniewiele się od siebie ró\nią.A\ wreszcie upozoruję własną śmierć, jakiś wypadek naschodach.A mój błazen do końca \ycia nie będzie wiedział, czy jest tam, czy te\ tu.Po mejpozornej śmierci wyjadę na dłu\szy czas, aby obłęd mego wiernego sługi rozkwitł i nabrałkolorów.Kiedy wrócę, spodziewam się zastać go otępiałego i zaślinionego, i to w sposóbautentyczny i nieudawany.Do dzieła więc.Opowieść czcigodnego Damrota, nauczyciela królewiczów EgerniDziwne wydarzenia miejsce swoje miały w Egerni za panowania nieszczęsnego BernoutaI, przez kronikarzy złośliwie zwanego Mądrym.A było to tak.Od początku twierdziłem, \e król musi mieć błazna.Było i tak jest, odkąd Egernia stałasię krajem cywilizowanym i własnego władcę posiadającym.Tak ka\e i obyczaj prastary, iprawo odwieczne, a równie\ mądrość stoi za tym wielka.Monarcha bowiem i błazen niciątajemną i magiczną zostają połączeni, jeden bez drugiego \yć nie potrafią.Dlatego od chwili,kiedy następca tronu zapowiedział, \e nie pójdzie w ślady ojców swych i dziadów, i błaznaprzy sobie trzymał nie będzie, od tamtej chwili wiedziałem, \e zapowiada to wydarzeniaponure i nieszczęśliwe.A zaczęło się to tak.Wiele lat temu wychowawcą i piastunem królewskich synów byłem,która to godność od pokoleń w mym rodzie pozostawała i z ojca na syna przekazywaną była.Kiedy tylko królewiczowie siedem lat kończyli i od królowej matki przyszło im odejść dospraw męskich i rycerskich, co dla niektórych z nich koroną zakończyć się miały, pod mąopiekę trafiali, by poznać tajniki wojennego rzemiosła, wiedzy i dobrych obyczajów.Królnieczęsto synów widywał, pochłonięty rządzeniem, przyjmowaniem posłów i rozsądzaniemsporów swych poddanych.Był on bowiem ojcem narodu całego, państwa nawet, którywsłuchiwać się musi w troski wszystkich swych dzieci, a nie tylko tych, których wedle prawapozostaje rodzicielem.Pośród trzech królewiczów był wówczas i Bernout, najmłodszy, lecz i najmędrszypomiędzy nimi.Pierworodny był wojownikiem urodzonym i po wielekroć, kiedy wiek męskiosiągnął, dowodził hufcami ojca swego podczas bitew, jakie za czasów Wojny Tuzinowejprzyszło naszemu królestwu staczać.Nie będę o tym pisał, kroniki i bardowie nie raz i niedwa wychwalali męstwo naszego rycerstwa, odnotowując ka\dy bohaterski czyn młodegowodza.Wtóry z królewskich synów ku kobietom namiętność miał potę\ną, rozbuchaną inienasyconą.Tedy po nocnych bataliach siły swe trwonił, dojrzewając i mę\niejąc w wiekunad wyraz młodym.Powiadają po dziś dzień, i\ wzdychały za nim wszystkie kobiety, co wzamku podówczas zamieszkiwały, a on ochoczo i bez ró\nic dla wieku czy stanu nawestchnienia owe odpowiadał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]