[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nienawidziła go,ale szanowała.Tamtego nigdy nie potrafiła szanować.Nawet jego śmierć budziła w niejodrazę.297 Pamięta, jak stoczył się z sofy i czołgał się z płaczem nagi po sali, wołając na po-moc ją, Herodiadę.Czyżby nawet wtedy nie domyślał się niczego? Jacy ludzie są ślepi!A może chciał do ostatniej chwili jej wierzyć i odejść z tą wiarą, żałosny głupiec! A jed-nak jest we mnie coś z Jezabel  myśli ponownie  i ta myśl sprawia jej osobliwą,przewrotną przyjemność.W taki sposób, w jaki patrzyła na śmierć  tamtego , przyglą-dała się kiedyś muchom ugrzęzłym w miodzie, jak próbują wyrwać się ze śliskich objęćpętającej ich ruchy śmierci  beznamiętnie, z ciekawością i wstrętem.Przejmuje ją niechęć na myśl, że ten człowiek mógł ją kiedyś posiadać, i w tymmomencie ciało Antypasa wydaje jej się równie wstrętne, jak niegdyś ciało tamtego.Onzresztą także ją rozczarował.Stał się kozłem, podczas gdy ona od początku znała swójcel.Góruje nad mężczyzną, którego sobie wybrała.Zwiadomość tego daje jej poczuciewyższości, zarazem jednak upokarza. yle uczyniliśmy, usuwając tego człowieka  słyszy naraz głos Antypasa  bar-dzo wielu %7łydów go czciło.298 A więc to o tym myśli! Wciąż o tym Janie! Owszem, po stokroć ma rację, jednakHerodiada nienawidziła tego człowieka, a jej nienawiść i miłość, wydaje się, nie majągranic. Nie zabiłaś go  mówi Antypas  przez miłość do mnie.Zabiłaś go przezpychę.Przejrzał ją.Może nawet nigdy go nie kochała? Może hasmonejska pycha Herodia-dy-Jezabel potrafi tylko nienawidzić? A jeśli kochać  to swoją wizję władzy? Możenaprawdę widziała w nim tylko narzędzie do osiągnięcia tego, czego nie osiągnął Ha-smonejczyk Arystobul?Jest więc kobietą pyszną.Może nawet pyszną bezgranicznie  jak szatan, któryprzeciwstawił się Bogu.Gotowa jest także przeciwstawić się Bogu i złożyć ofiarę Jo-wiszowi czy Minerwie, wyprzeć się Jehowy i żydostwa, jeśliby to miało przynieść jejkorzyści.Istnieje tylko ona, nie zaś oderwane pojęcie narodu czy prawdy.Należało-by jednak  rozmyśla  uczynić nasz tryb życia bardziej żydowskim.Na początekusunąć z ogrodu ten posąg Sylena, który tyle wywołuje złośliwych komentarzy.Anty-pas, ten kozioł, jest tchórzem.I ona go przejrzała.Jan był człowiekiem wielkim, być299 może nawet jednym z proroków Izraela, ale to nieprawda, że w Antypasie odezwałysię skrupuły sumienia, nie żal mu też, rzecz jasna, Jana, prawdopodobnie też nie myślio Jehowie, któremu starał się służyć ten człowiek.Antypas nigdy nie był człowiekiemreligijnym i nigdy  o ile go zna  nie zastanawiał się nad pojęciem sprawiedliwości.Jest zabobonny i wierzy, że śmierć Jana przyniesie mu nieszczęście  jest w głębi du-szy poganinem podobnie jak Egipcjanie, którzy boją się zabić żuka czy kota  a możejest nawet jeszcze bardziej od nich pogański.Od tych przynajmniej, którzy pod swo-ich bogów podkładają  czyniąc ich przez to symbolami  atrybuty Boga Jedynego,jak Sprawiedliwość, Miłosierdzie, Rozum.Antypas wierzy w Hejmarmene i jej atrybutNemezis  nieodwołalny, ślepy odwet bezosobowego Losu, który niszczy człowiekai łamie, nie zaś karze, ponieważ występuje niezależnie od winy.Wierzy, że Jan był cza-rownikiem i jako taki ściągać potrafił na swoich wrogów Nemezis.Teraz Jan będzie sięmścił.Co noc do póznych godzin rannych w podziemiach pałacu czarni i biali mago-wie kreślą spirale na posadzkach i mamroczą zaklęcia przeciwko Hejmarmene i przeciwmagicznej sile głowy Jana.Wie, że mętna, skłonna do lęków umysłowość Antypasa wy-tworzyła sobie skomplikowany światopogląd, w którym zewnętrzne elementy żydow-300 skie łączą się w dziwny sposób z magią syryjską i kultem żywej liczby, z chaldejskimkultem gwiazd i ślepego Losu.Wina człowieka czy zasługa, dobro czy zło są nieistotne,ponieważ siła rządząca światem rozdziela ciosy i łaski bez żadnego planu, bez sensu.Zwiat jest tylko pozornym ładem, jest anarchią: jednym, wielkim, przerażającym przy-padkiem, w którym wszystko jest możliwe i wszystko prowadzi donikąd.Zobaczyła siebie schodzącą po stopniach schodów do podziemi.Wyrastały przednią  jak wielkie plamy krwi  czerwone płaty muru, wydobywane z mroku przezlatarnię, i znów zapadały w ciemność.Przodem szedł strażnik pokraczny, kulawy, któ-ry sprawiał wrażenie równie nierzeczywiste jak jego cień skaczący po murze w taktkroków i kołysania się latarni.Mijali drzwi okute i zaryglowane mocnymi, żelaznymisztabami.Słyszała krzyk, który wraz z hukiem ich kroków obijał się po niskim kory-tarzu.Więzniowie zamknięci za nimi wzywali miłosierdzia.W ich krzyku rozróżniałasłowa psalmów Dawida i narzekań Hioba, a także klątwy na króla Antypasa i Rzymian.Minęli drzwi, skąd dobiegał śmiech i jakieś monotonne, żałosne skomlenie, potem sze-reg drzwi głuchych.Wyobraziła sobie, że idzie do szeolu, a stwór przed nią nie jest jejsługą, lecz dręczycielem jej ciała i sumienia.Odrygluje któreś z tych drzwi i wepchnie301 ją do środka, a tam już czekać będzie  tamten  i oboje przeżywać zaczną, zamknięciz sobą na zawsze, misterium jego śmierci.Jezabel  przypomniała sobie  rozszarpałypsy.Starała się wyobrazić sobie swoją śmierć.Nie udawało jej się.Zamiast tego przypo-mniała sobie mit rzymogrecki o Akteonie, którego bogini Diana poszczuła psami.Więcto nie Jezabel  objawiło jej się naraz  rozszarpały psy, ale  tamtego.Nie jestemJezabel.Jestem Dianą.Strażnik stanął i zwrócił ku niej kwadratową twarz, która, oświetlona od dołu latar-nią, robiła wrażenie beznosej.Zaczął bełkotać.Miał wyrwany język, ale słuch dobry.Zrozumiała, że ostatnią myśl bezwiednie wypowiedziała na głos, i teraz ten złowrogi,pokraczny człowiek nie zrozumiawszy jej, prosi o powtórzenie, sądząc, że wydała mujakiś rozkaz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl