[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Na piętrze mieszkają pracownicy.A ja ten pierwszyraz pragnąłem kochać się ze swoją żoną w całkowitej prywatności.Teraz dopiero zdałem sobie sprawę, jak to mu-siało zabrzmieć.Poczułaś się dotknięta?- Dokładnie tak.Zachichotał.- Kochanie, zamierzam bezustannie składać ci bardziejeleganckie propozycje.Liczę na to, że nie będziesz ich od-rzucać.Chyba bym tego nie zniósł.- Zbyt cię na to kocham.- Pokryła twarz Gabe'a po-całunkami.- A kiedy pokochałeś mnie?Odetchnął głęboko.- Nie potrafię tego określić.Gdy ujrzałem cię po razpierwszy na jachcie, pomyślałem, że jesteś najpiękniej-szym stworzeniem na ziemi.- To samo myślałam o tobie.- Mężczyzni nie są piękni.- Ty jesteś.Minęło ponad dziesięć lat.- westchnęła.-Już tak długo cię kocham.Gabe cofnął się myślami do tamtego popołudnia.Byłdwudziestosześcioletnim absolwentem prawa na Harvar-dzie i już prowadził znaną i prestiżową firmę prawniczą.- Byłaś taka młodziutka, kochanie, ale już wówczas wiedziałem, że staniesz się piękną kobietą.Po latach, gdyw biurze komitetu wyborczego dostrzegłem twoje cudow-ne błękitne oczy, uznałem, że przeczucie mnie nie myliło.No, może trochę: byłaś piękniejsza, niż przewidywałem.SRStephanie mocniej wtuliła się w jego szyję.- Szkoda, że nic o tym nie wiedziałam.- Twój wdzięk, inteligencja, charyzma, na wszystkichrobiły wrażenie, a na moim ojcu w szczególności.Przyglą-dałem się, jak dajesz sobie z nim radę.Jest twardy, ale typotrafiłaś odsłonić jasne strony jego charakteru.Z począt-ku intrygowało mnie to, potem zaniepokoiło, aż w końcubyłem chory z zazdrości.- Gabe, przepraszam.Pocałował ją mocno.- Nie masz za co przepraszać.Zakochałem się w tobie.Byłem zaślepiony i nie dostrzegałem, że między wami nicnie zaszło.Kiedy podczas kolacji zadałem ci tamto pyta-nie, oczekiwałem tylko jednej odpowiedzi: Pragnę wy-łącznie ciebie.Kropka".Kiedy wynik testu okazał się ne-gatywny, wymyśliłem kontrakt małżeński.Postanowiłemzdobyć cię za wszelką cenę!Oczy Stephanie błyszczały jak szafiry.- Powinnam od razu powiedzieć to, co czułam.Ależ by-łam głupia!- Na pewno nie głupsza niż ja.Tyle czasu zmarnowa-liśmy! Nie wiesz nawet, jaką radość czułem, gdy odkry-łem, kim jest Teri Jones.- Tylko ja o tym nie wiedziałam - jęknęła na wspo-mnienie spotkania na szosie.Ujął jej twarz w dłonie i zajrzał głęboko w oczy.- Podczas jazdy do Montany byłem jak w żałobie.Je-stem pewien, że nie wytrzymałbym długo z dala od ciebie.Zawładnęłaś mną zupełnie.Już wtedy wiedziałem, że ciękocham.SRStephanie otoczyła go ramionami.- Przyjechałam tu, żeby zostać z tobą.A tak nawiasemmówiąc, byłaby ze mnie fatalna Pierwsza Dama.Politycymuszą tak często opuszczać swoich bliskich.Nie zgadza-łabym się na to.Nie zrozum mnie zle.Bardzo cenię takichludzi, jak nasi ojcowie.Ktoś musi tę pracę wykonywać ipłacić za nią wysoką cenę.Ale dziękuję Bogu, że to nie ty.Przystojną twarz Gabe'a rozjaśnił uśmiech.- Cieszę się, że tak myślisz.- Mam nadzieję, że nasze pierwsze dziecko urodzi sięjuż za dziewięć miesięcy.A dzieci potrzebują ojca na codzień, a nie raz w miesiącu i sporadycznie w czasie waka-cji.W naszej rodzinie ojciec będzie stale koło nich.Więcejchyba nie mogą wymagać.- Pod warunkiem, że ty będziesz ich matką.- Pogładziłręką jej brzuch.- Jeśli ten cud już nastąpił, trzeba będziebudować następny domek, żeby pomieścić całe towarzy-stwo.Nie sądzisz?- Gabe.Może twój brat, Richard, zechce odkupić domw Newport? To nasz pierwszy dom i jest piękny, ale.- Ale nigdy nie był prawdziwym domem - wpadł jej wsłowo.- Właśnie.Dla mnie domem jest ta wieża.Gabe pieściłustami płatek jej ucha.- Bo to szczególne miejsce.- Dzieci będą je kochać.- Ich ojciec już je kocha, tu bowiem spełniły się jegonajskrytsze pragnienia.- Hej, wspólniku.- Oczy błyszczały jej szelmowsko.-Mówisz, jakbyśmy już skończyli.Coś ci powiem, chłop-SRtasiu.To był dopiero początek.Czas, żebyś zabrał się doroboty i znów uszczęśliwił swoją damulkę.Nie wymigaszsię od obowiązków.O, nie, mój panie.Głośny wybuch śmiechu zatrzymał dwóch kowbojówprzejeżdżających w pobliżu.- To chyba szef.- Aha.- Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby tak się śmiał.- No.- Coś go widać ucieszyło.- Ani chybi!SR
[ Pobierz całość w formacie PDF ]