[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Gonię prze-klętego arystę, ale już brak mi sił.Schronił się, bestia, tam. Wskazał pal-cem na głaz. Ażesz jak wąż  warknął dowódca głosem przypominającym mlaskaniegorącego błota.Uniósł ostrze swego krótkiego, szerokiego miecza, któregoczubek spoczął w dołku u podstawy szyi Folino.Bezer dopiero teraz zrozu-miał, że ma do czynienia z krwiożerczymi demonami z Naig-Urecht  na wpółlegendarnego miasta-państwa, leżącego gdzieś w dżunglach dalekiego połu-dnia.Zajęło mu to tak długo, bo zawsze śmiał się z tych, którzy w nie wierzy-li.Już po mnie, pomyślał. Gdzie tam  rzekł siląc się na obrazę. Chciałem go złapać, bo był roz-kaz, żeby żywcem brać.Demony spojrzały po sobie.Chyba pierwszy raz słyszały o takim rozkazie. A gdzie twoja broń, co?  Nacisk miecza zwiększył się. Też był rozkaz,żeby bez broni latać? Zabierz pan ten kozik, panie oficerze  odparł Folino, bezskutecznie usi-łując przełknąć ślinę. Jak będę się chciał podrapać, to sam poproszę.Końmu padł, mojego ustrzelił, a miecze pokruszyliśmy w walce.Tak mnie wner-wił, że pognałem za nim i choćbym miał tak biec całe życie, to złapię i łebukręcę.Tu zimny pot spłynął mu po karku.Jeżeli żołnierze podążali ich tropem, tomogli bez trudu poznać się na kłamstwie.Widocznie jednak byli przypadko-wym patrolem wysłanym do likwidacji ocalałych z pogromu, a zdrada beze-rów była im dobrze znana.Dowódca w swoim języku, który przypominał hu-kanie bagiennej sowy, wysłał trzech jezdzców, by pojmali tamtego.Folino odetchnął z ulgą.www.e-bookowo.pl Krzys zto f Ci rkot: Wypatr ując swego prz ez naczenia S t r o n a | 9 Uważajcie, chłopcy!  krzyknął za nimi. To wyjątkowo paskudny arysta. Jeżeli łżesz  syknął mu do ucha oficer, a jego oddech cuchnął śniętymirybami. To osobiście wbiję cię na pal.Pocałuj mnie w dupę, pomyślał Folino ze wzrastającą złością.Niby mimo-chodem zerknął na wierzchowca dowódcy.Hmm. Zobaczymy, co jesteś warty, arysto  rzekł do siebie.Trzej jezdzcy zbliżyli się do głazu.Dwóch rozdzieliło się otaczając go,a trzeci stanął na kulbace i z niej uczepił się skały.Zręcznie wspinał sięw górę.Kiedy był prawie u celu, a jego kompani zniknęli z oczu, na szczyciejak duch pojawił się arysta.Kawałkiem skały rozbił tamtemu głowę i wycią-gnął mu miecz z pochwy, zanim demon zwalił się bez jęku z powrotem w dółna grzbiet wierzchowca, który uderzony odskoczył rżąc donośnie.Natych-miast odwrócił się i skoczył znikając z oczu.Teraz.Folino jednym szarpnięciem wydobył zatknięty przy siodle oficera ciężkinadziak.Ten wzniósł miecz, by ukarać zuchwalca, ale w tej samej chwili jegoogier otrzymał potężny kopniak w delikatne miejsce.Oszalałe z bólu zwierzęwierzgnęło i poniosło jezdzca.Bezer natychmiast z obrotu uderzył tam, gdziespodziewał się zastać plecy drugiego demona.Nie zawiódł się  ostrze na-dziaka z głuchym chrupnięciem zanurzyło się w zielonym ciele, które zatrze-potało jak postrzelona kuropatwa.Pozwolił martwemu spaść z rumaka, któryzarżał głośno, co zabrzmiało jak charkot zarzynanego dzika.Rzucił okiem na skałę.O ile pamiętał, arysta zeskoczył z niej w prawo,a właśnie z lewej strony wyjeżdżał wolno wierzchowiec.Wlókł po ziemi mar-twe ciało z jedną nogą zaplątaną w strzemionie i z wystającą z piersi strzałą.Dobrze zabija ten sztywniak, pomyślał z uznaniem.Chwileczkę, lecz co toza tętent?To oficer zdołał uspokoić swego wierzchowca i teraz gnał na niego jakwiatr, kreśląc mieczem koła ponad głową.Wyraz skoncentrowanej nienawiściw żółtych oczach sprawił, że spodnie bezera mimowolnie zsunęły się w dóło kilka piędzi.Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w te oczy.Uklęknął i szu-www.e-bookowo.pl Krzyszto f Ci rkot: Wypatr ując swego przez naczenia S t r o n a | 10kał broni po omacku  bez skutku.W myślach żegnał się już ze swoją rodzi-ną.Doszedł do stryjecznej siostry swego kuzyna szwagra.Cień jezdzca już było krok, gdy Folino rozpoznał dzwięk, który na moment zagłuszył wszystko.Demon, bez jednego krzyku, zwalił się martwy z wierzchowca tuż za plecamibezera.Upadł w takiej pozycji, że jego dłoń spoczęła na ramieniu Folino, jak-by chciał go zaprosić ze sobą do krainy wiecznego snu.*Tej nocy od miejsca wspomnianych wypadków dzieliło ich wiele mil.Zna-lezli wodę, a z uzbieranych gałęzi drzewa meskite arysta sklecił małe ogni-sko.Nad bezwonnym i bezdymnym ogniem spokojnie piekł się ustrzelonyzając  pomimo niebezpieczeństwa na jedzenie surowizny nie mieli ochoty.Na deser arysta uzbierał owoców kaktusa, którego zwał opuntia.Były bardzosłodkie, a ich sok lepił się jak klej  twierdził, że to z nich wyrabiano cukier-ki, te same, które zawsze przynosił wujek Sambor, gdy wpadał z wizytą.Mieliteż papago, które wyglądały jak grzyb,y lecz mniej apetycznie i zachwyt ary-sty na ich widok był dla Folino co najmniej nie na miejscu.%7łołądek bezera wygrywał najróżniejsze melodie z głodu, a on sam miałochotę pójść w ślady ich dziwnych wierzchowców, które spętane obok skuba-ły mizerną trawę, nie gardząc przy tym okazyjnym świerszczem ani jaszczur-ką.Zmuszał się, by nie patrzeć na piekące się mięso, od którego zapachuoczy wychodziły mu na wierzch, a ślina strugą spływała po brodzie.Po co sięzgodził na to głupie pieczenie? Przecież żołądek bezera poradziłby sobiei z surowizną.Ba, stryjek Pulio często wspominał jak oblężeni w górach Algo-ru przez pół roku, broniąc się bohatersko, odżywiali się wyłącznie wapiennąskałą, przyrządzając ją na sto sposobów.A robili to tak smacznie, że oblega-jący przysyłali posłów pytając, co to za cudowne zapachy.Oblężenie skończy-ło się, bo żołnierze wroga zdezerterowali do ich obozu, wybierając niewolęw zamian za szansę skosztowania tych cudownych dań.Wszyscy powiadali mu, że jego stryjek to łgarz pierwszej wody, ale małyFolino wierzył każdemu słowu.Sam także postanowił zostać bohaterem.www.e-bookowo.pl [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl