[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Umwald entuzjastycznie przytaknął.- Oczywiście, proszę pana.- I spróbuj go śledzić jeszcze do jutra.- Oczywiście, proszę pana.Nie powinienem zostawać w gospodzie na noc.Nieznajomi przeciwnicy wiedzieli, żemogą mnie tutaj znalezć.Chciałem się wyspać, a nie czekać na nocnych gości.Gorąca kąpiel,pózna kolacja i trochę przyjemnej konwersacji, żeby przeczyścić myśli i przestać w duchuzajmować się Krystyną, też nie byłyby złe.A to wszystko dało się znalezć w domupublicznym u Lucy Lou.%7łeby upewnić się, że nie mam towarzystwa, nie szedłem bezpośrednio, ale okrężną drogąprzez Dzielnicę Tkaczy.Kilka razy w wąskich uliczkach chowałem się w cieniu i czekałemna ewentualnych prześladowców, lecz nikt się nie pojawił.Do domu publicznego dotarłemkrótko przed jedenastą.Budynek nie rzucał się w oczy, bez jakiegokolwiek znakurozpoznawczego, stał w dobrej dzielnicy średnio zamożnych kupców.Hasłem LL, jak sięczasem nazywało Lucy Lou, była absolutna dyskrecja.Przy wejściu musiałem poczekać, ażwesołe i trochę podpite towarzystwo zostanie wprowadzone do środka.Były tam równieżkobiety, ale u LL nie było to niczym nadzwyczajnym, nie znosiła fałszywych uprzedzeń idogadzała każdemu.Oczywiście każdemu, kto mógł sobie na to pozwolić.Wiadomo było, żew jej domu znajdują pocieszenie żony zapracowanych bankierów i kupców.Czasemorganizowała słynne wieczorki dla zaproszonych gości, gdzie występowała osobiście jakopani domu.O tym, co się tam działo, rozchodziły się bliżej nieokreślone pogłoski, jednak wpewnych kręgach zaproszenie uważano za zaszczyt.Osobliwością siedziby Lucy byłyanormalnie szerokie ściany i częste zasłony na korytarzach.Lucy starała się zmniejszyć dominimum prawdopodobieństwo niepożądanego spotkania.Nikomu nie wyszłoby na dobre,gdyby w jej lokalu relaksujący się kupiec spotkał swoją małżonkę.Lucy Lou starała się żyćze wszystkimi jak najlepiej.Półświatek szedł jej na rękę, ponieważ nigdy o nic niepotrzebnienie wypytywała, śmietanka towarzyska zaś nie bała się u niej porządnie wyszaleć.To, cozdarzyło się w domu Lucy, było bardziej poufne niż tajemnica spowiedzi.Panienki,prostytutki dałyby się pokroić, żeby móc pracować właśnie dla Lucy.Nie zdzierała z nich takjak inni, a ponadto dobrze się o nie troszczyła.To jednak nie oznaczało, że Lucy Lou byłazupełnym świętoszkiem.Jeśli ktoś jej się postawił, często znajdowano go z poderżniętymgardłem gdzieś w kanale albo nie znajdowano wcale.Mówiono o niej również, że jedną z jejulubionych zabaw jest biczowanie męskiego personelu.Nie zatrudniała żadnychniewolników, jedynie świetnie opłacanych służących, którzy o ile nie chcieli stracić pracy,musieli od czasu do czasu wytrzymać uderzenie batem.Jeśli Lucy rzeczywiście przezdwadzieścia lat zarabiała na życie, ciężko pracując, całkowicie ją rozgrzeszałem z tych wsumie niewinnych zabaw.Hol wejściowy wyglądał jak foyer bogatej szlacheckiej siedziby.Pośrodku duży stół zczterema eleganckimi krzesłami z jasnego jesionowego drewna, przy ścianach miękkiekanapy, wszystkie drzwi zasłonięte kurtynami, ciemny, gruby dywan doskonale tłumiącykroki.W lewym rogu barek z kilkoma karafkami wina, naprzeciwko jego blizniak z wielkątacą pełną zimnych przekąsek.W trzecim rogu, tak niepozorny, że zlewał się z draperiąozdobioną motywami figuralnymi, stał facet w skromnej liberii bez ozdób.Popatrzył na mniei zniknął za kurtyną.Byłem głodny, ale ostatecznie skierowałem się do barku z winem, ponieważ byłem teżspragniony.Prawa ręka po uderzeniu w ramię, które dwa dni temu zainkasowałem w bójce znieznanymi gośćmi na mojej kwaterze, cała była zdrętwiała, dlatego musiałem dać sobie radęlewą.Nalałem wina, wypiłem je duszkiem.Nie było złe.Z drugim kieliszkiem obchodziłem sięwłaściwiej.W chwili kiedy nalewałem trzeci, przyszła Lucy.- Tak znakomitego gościa już dawno nie miałam - powiedziała łagodnym, niskim głosem.Gdy na mnie patrzyła swoimi jasnymi, błyszczącymi oczami, prawie jej wierzyłem.LucyLou mogła mieć koło czterdziestki, ale wyglądała dziesięć lat młodziej.Malowała się bardzoskromnie, jedynie róż na wargach, cienie na powiekach i delikatna warstwa pudru napoliczkach.Zwykle chodziła ubrana w luzne sari, nie dlatego, że nie mogła sobie pozwolić nanic innego, raczej oszczędzała w ten sposób swoich klientów.Raz widziałem ją w spodniachdo konnej jazdy i wiedziałem, że ma figurę, której większość kobiet mogłaby zazdrościć.Ponadto z długoletniego przyzwyczajenia, nie dlatego, że było to wrodzone, poruszała się wsposób, który w mężczyznach wzbudzał pragnienie przewrócenia jej natychmiast na plecy.Bogaty gość mógł w każdej chwili klepnąć w pupę pracującą panienkę, ale nie panią domu, zato Lucy kazałaby go zbić pejczem, kimkolwiek by on był.A ponieważ podobne żarciki niewyszłyby na dobre ani jej, ani lokalowi, ani gościom, chowała swoją seksowną figurę podpowiewnym jedwabiem.- Tak, już długo mnie tu nie było - powiedziałem wolno i odstawiłem kielich na stolik.Przywitałem ją formalnym ukłonem, dokładnie według cesarskiej etykiety.Lucy to lubiła.- Mężczyzna taki jak ty nie powinien się zaniedbywać.W oczach jej tańczyły iskierki rozbawienia.Albo był to odblask migoczących świeczek.Przy niej nigdy nie byłem pewien, co jest prawdą, a co udatnym kłamstwem.Ale końcowewrażenie było doskonałe.- Wiesz, Lucy, usługi twoich dziewcząt są drogie, a nawet kiedy płacę tak samo jak inni,zawsze mi przyślesz tę najbrzydszą.Jak to się dzieje?Zrobiła minę na pół obrażoną, na pół złą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]