[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łeby się popisać przed dziewczyną, ty.- Wybacz - dokończyłzupełnie innym tonem.- Ale wiesz, że nie potrzebujemykomplikacji.- Mnie to mówisz? - Rusłan zaśmiał się.- Zabawne.Nigdy niemiewam komplikacji i świetnie o tym wiesz, za to ty powi-nieneś się zastanowić.- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał surowo Lew Ni-kołajewicz.- Tylko to, że ich zjawienie się tutaj może nie być przypad-kiem.Ja i %7łeńka wstrzymałyśmy oddech, a mężczyzni niespo- dziewanie zamilkli.Wyjrzałam ostrożnie i spotkałam się wzro-kiem z Rusłanem.Mrugnął do mnie wesoło i zniknął w domurazem z gospodarzem.- Cholera - zaklęła %7łeńka.- Jeszcze pomyślą, że podsłuchi-wałyśmy.- A nie podsłuchiwałyśmy?- Głupio wyszło - złościła się przyjaciółka.- Lepiej chodzmy,pewnie gospodarz niecierpliwi się, że mnie nie ma.- Nie sądzę, wyglądał na zajętego rozmową.- Jak uważasz, co ten typ miał na myśli? Bo przecież mówił onas? - %7łeńka nie mogła się uspokoić.- Pojęcia nie mam, ale czuję, że tu naprawdę coś się dzieje.- Nie wydaje ci się, że oni na coś czekają?- Diabli wiedzą.- Sposępniałam.- W ogóle doborowe to-warzystwo: gospodarz - kompletna niewiadoma, Mścisław ztymi swoimi szlochami i telefonami, wredny Rusłan i jeszcze taLuba.- Z Lubą akurat wszystko jasne - przerwała %7łeńka.- Dobra,idziemy.W końcu nas to nie dotyczy.-Jak to.nie dotyczy! - zaprotestowałam.- Nie słyszałaś, comówił Rusłan, że niby znalazłyśmy się tu nie przypadkiem?Twojemu staruszkowi to się nie spodobało.%7łeńka się przez chwilę zastanowiła.-Tak.Mnie z kolei nie spodobały się rozmowy o trupie.Tetrupy mają idiotyczną właściwość - wystarczy o nich pomyśleć,a już zaczynają się pojawiać.- %7łeby ci tak język kołkiem stanął - syknęłam i wyszłyśmy zpokoju.Moja przyjaciółka zaczęła schodzić na dół, a ja poszłam dosiebie, żeby wziąć ręcznik.Postanowiłam pójść na plażę przezlas, dlatego na parterze przeszłam obok kuchni, zmierzając doszklanych drzwi.Zdążyłam przejść dwa kroki, gdy usłyszałamstłumiony płacz.Przystanęłam, myśląc przelotnie, że przez całydzień nic innego nie robię, tylko podglądam i podsłuchuję.Bardzo wartościowe zajęcia.Szlochy dobiegały zza drzwi kuchennych.Obejrzałam się, wobawie żeby ktoś mnie nie przyłapał, i podeszłam bliżej. - Nie ma co ryczeć! - odezwała się groznie Olimpiada Na-zarowna.- Uprzedzałam cię, głupia! Idz, sprzątaj w pokojach,tu sama ogarnę.Pojawiła się Luba, z twarzą spuchniętą od płaczu i siniakiempod okiem.W lustrze wiszącym na ścianie naprzeciwkomogłam zobaczyć, jak idzie szybko korytarzem.Nagle otwo-rzyły się drzwi od małego salonu - stał w nich Rusłan.Kobietazmyliła krok i zamarła, przywierając do komody.Rusłanominął ją, nie zaszczycając spojrzeniem, Luba chciała coś po-wiedzieć, ale zauważyła mnie, odwróciła się na pięcie i odeszłaszybkim krokiem.- Anfiso Lwowna! - usłyszałam.Rusłan podszedł do mnie,wsunął ręce w kieszenie spodni.- Nie ma pani ochoty na ro-mantyczną przechadzkę?- Nie wie pan, co się stało Lubię? - spytałam gniewnie.- Komu? - Uniósł brwi zdumiony.- Kobiecie, z którą przed chwilą zderzył się pan na korytarzu.- Z pokojówką? A co się z nią stało?- Ma siniaka pod okiem.- Naprawdę? O, to niedobrze.Może mąż pobił ją po pijane-mu? Muszę pani powiedzieć, że tutejsi wieśniacy mocno piją.To co z tą romantyczną przechadzką?- Mam inne plany - odparłam surowo i pospieszyłam dowyjścia do ogrodu.Czyżby to on ją uderzył? - zastanowiłam się, zgodnie zeswoim zwyczajem wtykania nosa w nie swoje sprawy.Co załajdak! Dziś rano, gdy się kłócili? Prosiła go o coś.I terazchciała z nim porozmawiać, ale zobaczyła mnie i się wystra-szyła.W tym miejscu sama sobie przerwałam.To wszystko niemoja sprawa.%7łeńka ma rację, Rusłan to zwykły dziwkarz,uwiódł Lubę, potem ją rzucił.Pewnie uważała go za księcia zbajki, a on okazał się zwykłym łajdakiem, w co z kolei ona niemoże uwierzyć.Szłam wąską ścieżką na plażę, a moje myśli układały się winteresującą fabułę.Co prawda, niewiele było z niej pożytku,skoro wymyśliłam melodramat, a płacą mi za kryminały.Zaraz, zaraz, a gdyby Luba go zabiła?.Jednak od razu odrzuciłam tę myśl.Wprawdzie Rusłanowi życzyłam wszyst-kiego najgorszego, ale nie chciałam widzieć Luby w rolizabójcy.Niech go zabiją przypadkiem.O, chcieli zabić Mści-sława, a przez pomyłkę sprzątnęli tego ohydnego Rusłana.W tym momencie doszłam do plaży.Rzeczywiście robiławrażenie: złoty piasek, kabinka prysznicowa i toaleta, malow-niczo rozstawione leżaki, dwa szezlongi.Trzeba przyznać, żeLew Nikołajewicz miał gest i lubił rozmach.Plaża był osłonięta przed oczami postronnych, więc uznałam,że mogę się rozebrać.Zdjęłam dżinsy i podkoszulek, pozastanowieniu również stanik i ułożyłam się wygodnie naszezlongu, na wszelki wypadek kładąc ręcznik obok siebie.Nie wiem, ile czasu minęło, chyba nawet zdążyłam sięzdrzemnąć, gdy poczułam na sobie czyjeś spojrzenie.Byłamprawie pewna, że to Rusłan mnie wyśledził, więc zasłoniłam sięręcznikiem i zastygłam w oczekiwaniu.Nikt się nie zjawił, aleciągle czułam, że jestem obserwowana.Uniosłam się na łokciu i przytrzymując ręcznik na piersi,rozejrzałam się.Nikogo.Posiedziałam chwilę i postanowiłamsię wykąpać.Zanurzyłam się w chłodnej wodzie i poczułam sięfantastycznie.Głupie myśli od razu odpłynęły, przekręciłam sięna plecy i zamknęłam oczy.Nieopodal przemknął kuter,uniosłam głowę, odprowadziłam go wzrokiem, ze zdumieniemodkrywając, że jestem daleko od brzegu.Mrużyłam oczy,patrząc na słońce, obserwowałam puchaty obłoczek przypo-minający kaczątko i powoli popłynęłam w stronę brzegu, cochwila zamierając i uśmiechając się do siebie.Jednak kilkaminut pózniej ten błogostan ustąpił miejsca innym uczuciom.Gdy kolejny raz zerknęłam na brzeg, zobaczyłam Rusłana -siedział na leżaku, z nogą założoną na nogę i palił.Był ciągle wtej kolorowej koszuli i spodniach, marynarka leżała na piasku,rzucona niedbale.- Jak tam woda?! - krzyknął do mnie.- Wspaniała - odparłam, siląc się na uśmiech.- Nie kąpie siępan?- Nie, wolę wannę.Wymacałam nogami dno, wstałam i spytałam uprzejmie: - Mógłby się pan odwrócić? Nie mam kostiumu kąpielowego,zginął razem z resztą rzeczy.- dodałam, uznając, że w tejsytuacji najlepsza będzie swobodna rozmowa.- Jestem przekonany, że nie masz nic, co musiałabyś ukrywać- oznajmił ten sukinsyn, a ja zaklęłam w myślach.- Mimo to, jeśli to nie kłopot.- Rusłan uśmiechnął się par-szywie, a ja warknęłam przez zęby: - Udław się - i pomasze-rowałam do swojego szezlonga.Tam zawinęłam się w ręcznik ipołożyłam, ignorując natręta.- Miałem rację - prychnął.- Wyglądasz niesamowicie.- Proszę posłuchać - nie wytrzymałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl