[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kto to wie!- Z rozkosz¹ nas powitaj¹ Kaszubi, gdy tu powrócimy.- Kto ich tam wie, tych Kaszubów! By³o ju¿ tak, ¿eScie pracowicie osadzili swych w³asnychludzi na piasku pruskiego pojezierza, ¿eScie im grunt wykarczowali pracowicie, ¿eScie im156domy porz¹dne zbudowali, ¿eScie ich zaopatrzyli, w co potrzeba, a przeciwko wam samymskoczy³a rewolucja tych ludzi, dzika i straszna, na no¿e id¹ca.Có¿ dopiero teraz, o Niemcy!_ Przeciwko Polsce wypowiedzia³ siê wierny nasz Mazur.- Czy siê drugi raz przeciwko niej wypowie za lat dziesiêæ, piêtnaScie, gdy go dzieje spytaj¹o zdanie -któ¿ zarêczy? Powtarzam: ju¿ raz wasz lud w³asny do Polski siê twarz¹ obróci³ i natwarz przed ni¹ upad³ b³agaj¹c, ¿eby go wziê³a pod sw¹ w³adzê.Któ¿ wie, czy Mazur nieotrze z twarzy potu a brudu niewoli i nie wspomni sobie, ¿e nad nim panuj¹ cudzoziemcy?- Przypatrujê siê panu i mySlê, ¿e z zamaskowanym Polakiem siê spieram.- Uspokój siê pan.Zbyt dobrze wam ¿yczê.Ale w³aSnie dlatego, ¿e dobrze wam ¿yczê, praw-dê w oczy wam mówiê.Sami sobie nie lubicie prawdy w oczy wyjawiaæ.- Pracuj¹ w g³êbi Niemiec tysi¹ce tysiêcy warsztatów, zak³adów, pracowni.Organizujemynowe Niemcy.Pañstwo przejmuje warsztaty i wspólnie z rzeszami pracowników organizujeolbrzymie zespo³y.Kto lepiej od nas pracuje i wytwarza na ziemi?- To w³aSnie, to w³aSnie! Lecz wSród wszystkich tych zjawisk jedno was zaskoczy³o straszliwie.- Wojnê przegraliSmy z kretesem, sami jedni przeciw globowi ziemskiemu!- Nie, nie to.Czy¿ pan tego nie widzisz? Masa siê wam z garSci wymknê³a.Ju¿ ani Nie-dxwiedx, ani Fryc, ani Bismarck nie udepce jej, nie ujarzmi, nie ugniecie w ¿elaznych swychd³oniach.Masy nie macie, jak j¹ mieliScie niegdyS.Wysz³a poza was i sta³a siê sob¹.To jestwasza klêska najgorsza.- A tam, dok¹d pan jedziesz, masa nie chce byæ sob¹, nie wy³amuje siê z rêku?- I tam, dok¹d ja zd¹¿am, masa staje siê sob¹, tê¿eje jako lawa wyp³ywaj¹ca z krateru.I tamp³ynie ta klêska, równie dobrze jak u was.Ale tam jest gmaszysko przestronne, olbrzymie,kolosalne, na ca³¹ kulê ziemsk¹ rozleg³e.Tam jeszcze pan znajdziesz przy wszystkich nowo-czesnoSci pozorach, maskach i snobizmach - podziemia, zapadnie, jaskinie, wie¿e tortur, tru-piarnie, kostnice, Gibraltary, Malty, Indie - i inne nory i dziury z dziesi¹tego wieku, w któ-rych dzia³aj¹ obcêgi i kuny metodami ³udzi z wieku czwartego.Tam jeszcze stoj¹ interesuj¹-ce zamki Lady Macbeth.Rmieszna to by³a pycha wasza, ¿eScie siê z tamtymi ludxmi równaæzamierzyli.Czy¿ wy jesteScie takim gmachem? TyleScie zyskali, ¿e wasz stary Malborg z je-go tajnymi schodami i gruboskórn¹ jego legenda przeSwietlili Swiat³em elektrycznym, a¿ebywas by³o widaæ wzd³u¿, wszerz i na przestrza³.I widaæ was jak na d³oni.- Skarze Bóg Angliê!- O najSmieszniejszy z okrzyków! Zacznijcie ju¿ lepiej czytaæ na nowo pisma Ludwika Tiec-ka.Albo Cierpienia m³odego Wertera na nowo odczytywaæ zacznijcie.Zalejcie siê na nowowaszym quasi-p³aczem.Mniej Smieszni bêdziecie,- Zniewa¿asz nas pan, gdy jesteSmy w nieszczêSciu.Ale wydxwign¹ Germaniê ramiona jejsynów!- Wydxwign¹, lecz now¹ i wam samym nie znan¹.Aby star¹ wydxwign¹æ, ju¿ ludzi nie macie.- My, panie? - Smia³ siê Niemiec.- Ci, o których pan mySlisz, to nie ludzie, to pa³y.Trzeba by za nich krêciæ g³ow¹, za rêkê ichprowadziæ, ramieniem ich podpieraæ.DoSæ tego! Nim siê wielkie gmaszysko, cel mej drogi,zacznie waliæ, w gruzy lecieæ, w py³ rozmiataæ, nim ten teatr godny bogów nape³ni glob³oskotem i szczêkiem nie lada - zabawimy siê jeszcze.Statek zatoczy³ pó³kole i wzd³u¿ Helu kierowa³ swe drogi na Swiat³o latarni i na kêpê czaru-j¹c¹ Rozewia, we mg³y nocne spowit¹.D³ugi po³ysk latarni pada³ w wody i odbija³ siê157w oczach rozmówców.Okrêt, jakoby fantom przedziwny, p³yn¹³ w nocnym tumanie, nie wie-dzieæ: w okrêgach wód ziemi czy na pograniczu niebieskim.Kad³ub jego wynios³y, przeSwie-tlony w stu miejscach, niós³ siê jako widzenie w jasnej nocy przestworach.Dociera³ do l¹dutak blisko, i¿ s³yszeli go ludzie, jak p³ynie, wspania³y, w swe drogi dalekie.A dociera³ do l¹dutak blisko, i¿ z cichego osiedla, z Ceynowy - które zowi¹ Cha³upy - gdzie cisi, spracowanirybacy spali g³ucho pod Bodziem, dolecia³o do statku pó³nocne pianie kura.Pos³ysza³ pianiekura ciemny na pok³adzie podró¿nik.Wstrz¹sn¹³ siê jak od ch³odu nag³ego przejêty.I rzek³do towarzysza podró¿y:- Ju¿ pó³noc.Kur gdzieS zapia³! Nieprawda¿? Kiwn¹³ g³ow¹ przygodny znajomy.- Czas na mnie! Dobranoc!Szybko przebieg³ przez pok³ad, obok kot³Ã³w hucz¹cych od ognia czarn¹ plam¹ siê sun¹³,w czeluSæ schodów Swietlistych siê schyli³.W Swietle drzwi prowadz¹cych w dó³ statku, dokajut i maszyn, postaæ jego przepad³a jak widmo.158MIÊDZYMORZEDRU¯YNIE HARCERSKIEJ MÊSKIEJIMIENIA ADAMA ¯EROMSKIEGOW SEJNACHSWE CZUWAJ -Z G£ÊBI SERCA PRZESY£AAUTOR.ROZDZIA£ 1.grzmi¹cymi piersiami bia³e roztr¹ca siê morze.I z pienistej gardzieli piasku strumienie wylewa.ADAM MICKIEWICZZachwyci³a siê fio³kowa chmurka piêknoSci¹ rogatego ksiê¿yca na godzinê przed wschodem.Rozpostar³a siê, ni to uwielbienie bezsilne przed srebrnym majestatem, w dole jego po³yskli-wej bry³y.Nie mo¿e odp³yn¹æ na wschód, nie mo¿e siê na zachód odczo³gaæ.Dalekie niebo przybra³o kolor pomarañczy dojrzewaj¹cej w ogrodach Wschodu.Jak owoc dojrzewaj¹cy, nasyca siê blaskiem s³oñca, które zmierza w te strony.W g³êbinie jasnej nocy spoczywa w blasku miesiêcznym nieruchomy bór sosnowy.A bór utkany jest z koron tak bujnych, jakby ¿ywi¹ce go pnie nie z bezdennych wyrasta³ypiasków, lecz z t³ustego i³u Na³êczowa.Ani jedna ga³¹zka, ani jedna witka, ani jedna ig³a nie porusza siê, nie wzdryga, nie powiewa.Zamilk³ teraz czujny kogut, tak têskni¹cy za s³oñcem wSród ptasiego rodu jak s³onecznik i he-liotrop wSród roSlin.Go³¹b- nakry³ ¿Ã³³t¹ xrenicê b³on¹ powieki i przytuli³ Sniade ³ono do ³ona go³êbicy.£agodnie i niepostrze¿enie wygina siê po³udniowy brzeg pó³wyspu, przybieraj¹c w oddalikszta³t g³owy i dziobu go³êbia.Od tego dzioba ziemi biegnie w b³awe morze szlak ledwie dostrzegalny dla oka.Tam w dali widnokr¹g zag³êbia siê we mg³ê fio³kow¹, a linia granatowa zaznacza, i¿ to mo-rze bierze rozbrat z firmamentem i wydziela siê w mocarstwo swoje od powietrza bez granic.Jasny pas piasku, pe³en blado¿Ã³³tych odcieni, jak wgiêta p³aza miecza wielkiego Sciele siê nadalekiej przestrzeni.Na tym otwartym nadmorzu zabiegliwa fala z cicha tej nocy pracowa³a.159Przynosi³a niestrudzenie i raz ko³o razu pó³kolistymi narêczami k³ad¹c w przeguby i wi¹za-nia, wSród rytmów niezmiennych, miota³a web³o, czyli kidzenê, czyli morsk¹ trawê, któr¹z g³êbokich zatargów, z mulistych g³êbin wynios³a i na ten str¹d wydzieli³a.Wielobarwna trawa nikle widnieje na bladym pobrze¿u, jakoby szlak kolorowy na delikat-nym cia³eczku morskiej che³bi, czyli barwistej meduzy.Wznios³o siê s³oñce z topielisk, ponad wszelkie s³owo piêkniejsze, rzucaj¹c radoSæ ¿ywotaw l¹dy i w morza.Poczu³y nie znan¹ nam rozkosz ró¿e w ogrodzie i wyda³y w spazmach rozkwitu pachn¹cewestchnienie.Rozrywa siê lepka cieSnia ich p³atków, gdy po d³ugich deszczach spad³a na nie w ten czerw-cowy poranek p³omienna sfera upa³u.Niewidzialny kos, pustelnik, ukryty w zielonych ga³êziach sosny pochy³ej od wiatrów zacho-du, która dlañ puszcz¹ jest macierzyst¹ i ojczyzn¹, wita s³oñce uwielbiaj¹cym poSwistem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]