[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli szło się zaszybko,najczęściej kończyło się to nastąpieniem na minę.Ktoś, kto szedł za wolno,zaczynał widziećminy tam, gdzie ich wcale nie było.Wszedł na piasek.Czterdzieści sekund później był po drugiej stronie, nie nastąpiwszy na żadną minę.Czuł się świetnie, bo w korytarzu minął jednego z żołnierzy, a drugiego dogonił w drodze do ostatniej przeszkody.Tą ostatnią przeszkodą był sierżant Arlo Phillips, instruktor walki wręcz, metr dziewięćdziesiąt pięć wzrostu i sto dziesięć kilo wagi.Rola Phillipsa była prosta: należało przejść koło niego i przycisnąć guzik dzwonka, umieszczony na maszcie w środku zaznaczonego na biało kręgu na piasku.Sierżant próbował wyrzucić każdego poza ten krąg, zanim zdąży zadzwonić.Żołnierzom wolno było wchodzić do kręgu tylko pojedynczo, a jeśli któryś został wyrzucony, musiał iść na koniec kolejki, odczekać swoje i spróbować jeszcze raz.Chociaż każdemu zatrzymywano zegar, kiedy czekał w kolejce - transponder przy pasie włączał się z powrotem dopiero po przekroczeniu kręgu - właśnie na tej przeszkodzie żołnierze tracili zwykle najwięcej.Instruktorzy walki organicznie nie lubili przegrywać.Zmieniali się w kręgu, a wszyscy byli dobrzy.Z Phillipsem było jednak najtrudniej - nie tylko był silny i sprawny, ale jeszcze uwielbiał to zajęcie.W walce jeden na jednego próba pokonania go siłą mięśni była z góry skazana na niepowodzenie.Paru żołnierzy przysięgało, że widzieli na własne oczy, jak sierżant uniósł kiedyś przód furgonetki Dodge'a i wsunął go w ciasną lukę parkingową.Phillipsa można było pokonać tylko w jeden sposób - trzymając się od niego z daleka, ale nie było to wcale proste.Kiedy przyszła jego kolej, Howard natarł prosto na Phillipsa, zrobił zwód w lewo, potem w prawo, sfingował atak na górne partie ciała i zanurkował w lewo, wykonując przewrót.Phillips zdążył go złapać ręką za kostkę, kiedy Howard wstawał, ale było już za późno - pułkownik sięgnął do przycisku dzwonka i zdołał musnąć go czubkami palców, zanim sierżant obalił go na ziemię.To wystarczyło - zadzwonił dzwonek i pomiar czasu się skończył.- Miał pan oficerskie szczęście, sir - powiedział Phillips.Howard wstał, otrzepał się z kurzu i wyszczerzył zęby w uśmiechu.- Niech będzie.Bez łutu szczęścia nawet najlepszy niczego nie zwojuje.- Tak jest.- Phillips odwrócił się.- Następny!Howard podszedł do stanowiska, przy którym Fernandez i paru techników oceniali ćwiczenie.- Starzeje się pan, pułkowniku, sir.Będzie pan zaledwie trzeci.- Za kim.? - Ściągnął z głowy opaskę otarł nią twarz z potu.- Cóż, sir, kapitan Morgan jest pierwszy, z przewagą dobrych szesnastu sekund.Nie widział pan tego, ale przewrócił Phillipsa jednym z tych rzutów jujitsu, które tak lubi.- A drugi.?Fernandez uśmiechnął się.- Skromność mi nie pozwala, sir.- Nie wierzę.- A jednak, sir, może dlatego, że szedłem jako pierwszy.- O ile byłeś lepszy?- Dwie sekundy.- Jezu!- Naprawdę wierzę, że ma mnie On w swojej opiece, sir.- Skoro szedłeś jako pierwszy, powinieneś był przemknąć przez pole minowe jak na skrzydłach.- Zrobiłem sobie małą przerwę na piwo, sir.Pomyślałem, że mam mnóstwo czasu.Howard pokręcił głową, cały czas się uśmiechając.- Jak reszta sobie radzi?- W sumie całkiem nieźle.Nasi najlepsi chłopcy - i dziewczęta - mogą się bez obaw mierzyć z tymi z Sił Specjalnych, czy z komandosami SEAL.- Prowadźcie dalej zajęcia, sierżancie.- Sir.Howard szybkim krokiem ruszył w stronę nowej szatni oficerskiej - cholera, wszystko tu było nowe, żadnego z tych obiektów nie było jeszcze parę lat temu - żeby się przebrać.Jeśli się pośpieszy, zdąży do domu w samą porę, żeby pójść z żoną do kościoła.Niedziela, 3 października, godzina 8.45nad Mariettą w Georgii.Mora Sullivan wyjrzała przez okno pasażerskiego odrzutowca.Miała dla siebie dwa fotele w kabinie pierwszej klasy i nie było to dziełem przypadku - lecąc dokądś, zwykle kupowała dwa bilety, na wypadek, gdyby musiała zmienić tożsamość przed wejściem na pokład.Samolot był w połowie pusty, więc nikogo nie posadzono na pustym miejscu koło niej.W dole widać było barwy jesieni - drzewa liściaste w mieszanych lasach Georgii przyodziały się w pomarańczowo-żółtoczerwoną szatę, stojąc w towarzystwie wiecznie zielonych sosen.Zwykle spała podczas lotu, ale tego ranka była zbyt podniecona i zdenerwowana.Przez wszystkie lata w tym biznesie tylko dwa razy skasowała swego klienta.Na pierwszego, Marcella Toulliera, Francuza, dostała kontrakt pół roku po tym, kiedy wykonała zlecenie dla niego.To, że był jednym z jej klientów nie dawało mu immunitetu.Biznes, to biznes.Nie było w tym nic osobistego.Nawet lubiła Toulliera.Za drugim razem było inaczej.Jej klient, handlarz broni Denton Harrison narobił głupstw i dał się aresztować.Władze miały na niego dość, żeby wsadzić go za kratki na piętnaście lat, a Sullivan wiedziała, że Harrison nie potrafi trzymać gęby na kłódkę, że wypapla wszystko, co wie, byle tylko nie trafić do więzienia.Prędzej czy później mogło się zdarzyć, że wspomni coś o tym, że wynajął Selka.Nie dysponował, oczywiście, niczym, co mogłoby naprowadzić na jej ślad, ale rzecz w tym, że dotychczas władze w ogóle nie miały pewności, że istnieje taki płatny zabójca.Nie chciała, żeby tę pewność zdobyły.Policja federalna postanowiła schować Harrisona w bezpiecznym miejscu.Kilku policjantów wyprowadziło go, ubranego w lekką, kevlarową kamizelkę kuloodporną, z gmachu sądu w Chicago.Strzeliła z odległości sześciuset metrów.Kevlar drugiej klasy wytrzymałości niepowstrzymał pocisku kalibru 0,303 cala z karabinu snajperskiego.Kula przeszłaprzez aortę iwyszła plecami; rana wylotowa była wielkości pięści.Nie żył już, zanim dotarłdo niego hukwystrzału.A teraz Genaloni.Podeszła stewardesa.- Podać pani coś do picia? Kawa? Herbata? A może coś innego?- Nie, dziękuję.Czy powinna skasować tego gangstera?Gdyby zdecydowała się na to instynktownie, nie byłaby lepsza od niego.Tak, musiała coś zrobić, a ponieważ zarabiała na życie likwidowaniem ludzi, była to jej mocna strona, więc należało oczywiście wziąć pod uwagę tę ewentualność.Ale były też inne sposoby.Skoro już postanowiła, że czas przejść w stan spoczynku, i tak musiała się pozbyć wszystkich starych dokumentów, adresów i tak dalej.Mogłaby przekonywująco sfingować własną śmierć, aranżując katastrofę samochodową, czy jakiś inny wypadek.Albo mogła w coś wrobić Genaloniego tak, żeby z całą pewnością został skazany.Oczywiście, nadal kierowałby swą przestępczą organizacją z celi więziennej, tacy jak on zawsze to robili, ale i bez niej miałby wtedy dość zmartwień
[ Pobierz całość w formacie PDF ]