[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A kiedy jej ojciec vapeurwychodził z warsztatu, ondyna płakała i wykrzykiwała urywki zeświętej historii; o jezusie, który karcił i powiedział: umilknij, awynijdz z niego".I myślała, że może ojciec poprosi, aby terazumilkła.kochana, mała ondynka.ale nie zrobił tego, przewracał wmilczeniu kartki jej świętej historii i też przeczytał ten ustęp oduchach nieczystych i stał dłuższy czas jakby bezmyślnie, patrząc namałą ondynę.Potem odrzucił książkę i pokręcił głową.W końcuspojrzał na walerka, ten okruszek jej brata, który leżał w swoimdrewnianym wózku pozbawiony swojego czerwonego kocyka.Gdzieon się podział? Mała ondyna wciąż jeszcze miała go na głowie.Były w niej skrajności.Zdarzały się dni, kiedy z powodu tegowszystkiego bardzo się dąsała, ponosiło ją do tego stopnia, że zezłości waliła pięściami po ścianach.ye kopała swoimi sobotami wwózek walerka, aż rozlatywały się one na kawałki i wrzeszczała: tyleniu, kiedy wreszcie wstaniesz i naliczysz się chodzić? Po dobrzeprzespanej nocy złość jej mijała, zaplatała swoje warkoczyki izastanawiała się, co też się takiego strasznego zdarzyło: to, żezaklęła, że kopnęła drewniany wózek? to przecież tylko po to, żeby zmatki zrobić kobietę jak trzeba, a z brata człowieka jak każdychrześcijanin.Wjechała z wózkiem do kaplicy w ter-muren, wyjęła zniego walerka i stanęła z nim przed obrazem: chcę, żebyś zrobiła zniego człowieka, chcę, żebyś mu teraz kazała chodzić.Walerekzachwiał się na miękkich jak z waty nogach i upadł, waląc swojąwielką głową o kamienną posadzkę; mała ondyna trzęsła się zwściekłości, stawiała go wciąż na nowo, aż cały był siny, aż jegogłowa była 1 guzem.Niech to szlag trafi, powiedziała.A cud z walerkiem zdarzył się w dzień świętej urszuli.Ter-muren byłoopustoszałe, bo był to dzieńpatronki przędzarzy i tkaczy, i wszyscy mieli na sobie najlepszeportki i najczystszy chałat i poszli do przędzalni filatura, żeby wziąćudział w procesji: pan derenancourt z zamku w ter-muren zprzędzalni fila-tura przybył sam we własnej osobie specjalnie na tąokoliczność z brukseli, chociaż od,bywało się posiedzenie senatu,żeby ich poprowadzić na mszę.I tego właśnie ranka, w tej samejgodzinie, kiedy trwała msza, zdarzył się z walerym cud: popatrz, stoii nie przewraca się.Uczepił się mocno krzeseł i zatacza niebez-piecznie głową tam i z powrotem.Małą ondynę strach nawet na tenwidok obleciał, szybko wsadziła go z powrotem do wózka i anisłowem nikomu o tym nie wspomniała.A wieczorem gapiła się, jakvapeur karmił go tłuczonymi ziemniakami z serwatką albo kładł gona stole, żeby wyczyścić jego wózek.I nawet mu do głowy nieprzyjdzie, pomyślała ondyna.I co dziwne, nie sprawiło jej to żadnejprzyjem,ności, wręcz przeciwnie, napędziło strachu.Nie mogła sobiejednak odmówić powtarzania tego cudu w każde południe, jakby tobyło przedstawienie teatralne: walery chodził coraz lepiej.ZWITY WALERYOndyna czytała świętą historię tak, jakby to była jej własna historia,pościła, biła się sznurem po nogach, przywiązywała się w nocy doswego wyrka.Ale poszukiwała wciąż czegoś, co byłoby jeszczeokropniejsze, jak przebicie dłoni gwozdziem albo wsadzenie nóg dowrzątku.Nic jednak z tego nie wyszło, bo inni też zaczęli dostrzegać,że walery chce wstać z wózka i chodzić, i tak oto stało się to czymścałkiem zwyczajnym, od czego najlżejszy zapach świętości był jaknajdalszy.Mała ondyna stała się zazdrosna o każdego, zagarniałaswego walerka, jezdziła z nim daleko wzdłuż torów i gdy nikogo niebyło w zasięgu wzroku, wbijała mu do głowy rękami i nogami, żezdarzył się z nim cud
[ Pobierz całość w formacie PDF ]