[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wątpię, aby znalazł pan kryminalistów w naszym ogrodzie - rzuciła sucho.Białe zęby błysnęły w półmroku.- Nigdy nie wiadomo - powiedział i nagle spoważniał.- Może to być pani narzeczony, naprzykład.Sprawia wrażenie głupca albo i czegoś gorszego.Kto to jest?Emma mimowolnie zachichotała.- To sir James Devlin.Bradshaw otworzył szeroko oczy.- No, niezły z niego gagatek.- Tak słyszałam - powiedziała ze złością - ale, jak dotąd, nie mam na to żadnych dowo-dów.- Rozumiem.A zatem chcąc je zdobyć, poprosiła go pani, aby pozbawił panią cnoty, tak?Emma zrobiła się czerwona jak burak.- To bardzo niestosowne pytanie!- I bardzo niestosowna rozmowa.- Bradshaw uśmiechnął się.- Tak samo jak nuda niejest stosownym powodem, aby się oddać mężczyznie.Co jeszcze chciałaby pani robić, żeby jejżycie nabrało kolorów?Emmie zakręciło się nagle w głowie od natłoku wrażeń.Tylu rzeczy pragnęła zakoszto-wać; rzeczy, których jej zabraniano.L RT- Chciałabym pójść do kawiarni - zaczęła - i na tańce do tawerny, a nie do sali balowej, ispróbować hazardu.Chciałabym jechać powozem, zatrzymanym przez rozbójników, i chcia-łabym całować się z mężczyzną, który nie jest dżentelmenem.Nie dokończyła, gdyż Bradshaw ją pocałował.Chciała tego i wyraziła to słowami, mają-cymi go sprowokować.Owładnęło nią uczucie triumfu, porwała fala podniecenia.Dygotała wjego ramionach, a on całował ją delikatnie.Jego pocałunek krył w sobie wielką obietnicę, niedając jednak spełnienia, o jakim marzyła.Pozostawił po sobie niedosyt, frustrację i jeszczebardziej dotkliwe pragnienie.Bradshaw odgarnął jej włosy ze spłonionego policzka.- Chcesz dokładnie tego, przed czym pragną cię uchronić - powiedział i znów ją pocało-wał, tym razem bardziej natarczywie.Kiedy oderwał usta od jej ust, nie zdołała stłumić jęku zawodu.Wtedy znów ujął ją za rękę.- Chodz ze mną - powiedział, a widząc, że się opiera, zapytał z uśmiechem - Co cię po-wstrzymuje, Emmo?Imię jej wymówił tak pieszczotliwie.Oszołomiona, nie zastanawiała się nawet, skąd towszystko wiedział.Mokra od potu i rozgorączkowana, dygotała jak w febrze.Czekała przecieżna to, a mimo to się zawahała.Jakiś wewnętrzny głos ostrzegał ją, że to nie w porządku.Tho-mas Bradshaw to przecież człowiek obcy, a nieznajomym nie pozwala się na zbytnią poufałość.Tymczasem.- Nie mogę - powiedziała głucho, czując, jak opuszcza ją zapał.Bradshaw znów się uśmiechnął, ucałował jej dłoń i wypuścił ją z objęć.- Może następnym razem, wobec tego - odparł.Wstał i zniknął równie cicho, jak się pojawił.Emma odniosła wrażenie, jakby się obu-dziła z transu.Drżącymi rękami chwyciła szal i owinęła się nim szczelnie.Była wstrząśnięta iwystraszona, lecz wciąż tlił się w niej żar pożądania.Następnym razem, powiedział.A więc będzie następny raz.Nie wierzyła w to, a zarazemmiała na to nadzieję.Roztrzęsiona dopadła drzwi domu i potem długo jeszcze marzyła w za-cisznych ciemnościach swej sypialni.Dev był spózniony, grubo spózniony, i bardziej nawet niż odrobinę pijany.Gdy skręcałna Curzon Street, zegar wybił drugą.Ulice kompletnie opustoszały, tylko jakiś człowiek znik-L RTnął za rogiem i wtopił się w noc.W ulotnym świetle księżyca nie było widać jego twarzy, leczDev odniósł dziwne wrażenie, że skądś go znał.Co więcej, przeczucie mówiło mu, że powinienmieć się przed nim na baczności.Poszedł dalej i zatrzymał się przed furtką do ogrodu.Nigdydotąd nie wchodził do domu od tej strony.Szczerze mówiąc, nie miał ochoty zbliżać się doniego w ogóle.Ostatnie dwie godziny spędził w swoim klubie, szukając kurażu w butelcebrandy.Lecz choć ujrzał w końcu jej dno, nie zapragnął Emmy ani trochę bardziej niż przed-tem.Czyli jej nie chciał, mówiąc wprost.Była to jednak ogromna szansa i klucz do jego przy-szłości.Dlatego musi podjąć wyzwanie.Uwiedzie Emmę i użyje tego jako argumentu w celuwymuszenia jak najszybszego ślubu.Dopiero to zabezpieczy w pełni jego majątek oraz pozycjęw towarzystwie.Nacisnął klamkę, pchnął furtkę i wszedł do ogrodu.Nigdy dotąd nie był w ogrodzie, należącym do londyńskiego domu rodziców Emmy.Wzmiennym świetle księżyca zobaczył, że ogród jest mały i otoczony ze wszystkich stron cegla-nym murem.Miniaturowe krzaczki rosły wzdłuż wyżwirowanych ścieżek, a wilgotne powie-trze przesycone było zapachem róż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]