[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyjdz do lasu.proszę.pilne.przepraszam.Zostawiłem na stole kuchennym wiadomość, że idę pobiegać, i cicho zamknąłemdrzwi.Dreeg siedział w kącie mojego mózgu, czekając, co zrobię.Zastanawiając się, czy wogóle warto się było budzić.Zmierdział jak szczur utuczony w ściekach.Miał czas.Terazdoskonale rozumiałem jego perfidię, ale nie mogłem się przed nim zdradzić. Wczesna żółć sobotniego poranka.Smak stopionego soku drzewnego.Upal ostatnichtygodni wsączył się w ziemię, w drzewa, w domy, więc nawet o tej wczesnej godzinie gorącopulsowało jak rój pszczół.Powietrze puchło, nieruchome i ciche, bez najmniejszegopowiewu, którym można by odetchnąć.Rzadka mgła bólu musnęła od tyłu moje oczy.Zmrużyłem powieki w oślepiającym świetle.Ruszyłem w stronę drzew.Na skraju lasu czekała na mnie Serafina.Nie miałem w głowie miejsca nazastanawianie się, skąd wiedziała.- Coś się stało Laurze - powiedziałem.- A, więc o to chodziło - odparła.- Wiedziałam, że coś się dzieje.Znił mi się ogień.Kiedy się obudziłam, czułam się dziwnie, jak poplątana wełna.Jakbym się czegoś bała.-Spojrzała na mnie nerwowo.- Czułam w ustach smak owocu, ale zgniłego, przesyconegojakimś niebieskim kwasem.W tym momencie zauważyłem jej paznokcie.Liliowe.Dostrzegła moje spojrzenie.Roześmiała się, trochę zawstydzona.- To mój szczęśliwy kolor.Specjalnie na dzisiejsze popołudnie.- Szkolne zawody.Odrugiej.Ale najpierw mieliśmy coś do załatwienia.Wolałbym, żeby nie malowała paznokcina liliowo.Stalowy człowiek zachichotał i zaczął się bawić liną, którą trzymał w dłoniach.- Szybciej, Luke - szepnął mi do ucha Dreeg.- Przecież chcesz przy tym być, co?Patrzeć, kiedy to się stanie.To koniec twojej historii.Ostatni sprawdzian twojej mocy.Las.Ona jest w lesie.- Ona jest gdzieś w lesie - powiedziałem.- Chodz!Ruszyliśmy biegiem, ręka w rękę.Oddychaliśmy równo; w ustach czułem zapachmiodu.Skoncentrowałem się na płynnym złocie w mojej nodze i naprężyłem stalowe mięśnie,Ani śladu mgły.Moc.Spojrzałem na swój telefon.%7ładnych wieści od Toma.Dotarliśmy do miejsca, gdzie rozchodziły dwie szerokie ścieżki, ginąc w mgiełceoddalenia.I dwie wąskie, przecinające półmrok między drzewami.Którą wybrać?- No i.? - zapytał Dreeg.- No i co?- Jak ją znajdziesz?- Wyczuję zapach jej strachu.- Fantastycznie! Jaki zapach ma jej strach, Luke? - syknął. Zajrzałem do wnętrza, skoncentrowałem się.Jej strach był dojrzały, przeciekał.Pachniał jak liście niesione wiatrem po chodniku w noc Halloween.Jak wazon spadającypowoli na ziemię.Jak zła pielęgniarka oddychająca szybko i majstrująca przy kroplówcedziecka.Zobaczyłem dziewczynę w szopie, związaną, zakneblowaną, mokrą od potu.Zamaskowany mężczyzna przygląda się jej, obrywając płatki z czarnych tulipanów iśpiewając głośno, powoli:- Chce; nie chce, chce, nie chce.- Szybko! - rzuciłem i pobiegliśmy jedną z szerszych ścieżek w stronę strachu.Trzymając się blisko drzew, posuwaliśmy się rytmicznym krokiem.Spokojnym, mocnym,opanowanym.Z każdą minutą słońce paliło coraz wścieklej.Upał jak gęsty sos, nie dało sięoddychać.Pot płynący strumieniami.Krew pulsująca w żyłach.Oczy zachodzące czerwienią.Mózg puchnący w mojej czaszce.Nagle poczułem dym, prawdziwy dym i zapach świeżo zapalonej zapałki.Zatrzymałem się.Serafina też to poczuła.Spojrzeliśmy w dół.Trawa wokół naszych stóppłonęła.Maleńkie płomyki, z pozoru niewinne, ale rosnące, podsycane wiatrem, który powiałnagle znikąd.Zacząłem je deptać.Ledwie zdusiłem jeden, następny wysączał się na trawę;strzelały w górę jak duchy.Deptaliśmy gorączkowo, aż znikły wszystkie.Wiatr ucichł znowu.Nad ziemią unosił się dym.- Będziesz się musiał bardziej postarać, chłopcze  powiedział Dreeg.- Co zrobisz,kiedy wybuchnie prawdziwy pożar? Deptanie niewiele pomoże.Ale prawie go nie słyszałem; słyszałem coś innego.Skomlenie, płacz.Bladozielonyzapach.I jakąś szamotaninę w paprociach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl