[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zastanawiające, że rzekome wyczyny spotkały się ze zrozumieniem wśródmieszkańców Wantage.Ale cóż, Gregory Cummings był bankierem, a w trudnych wo-jennych czasach, gdy wielu ludzi cierpi nędzę, a prawie wszystkim żyje się gorzej niż wczasach pokoju, bajecznie bogaci bankierzy wzbudzali niechęć, zawiść, a nawet niena-wiść.Zasłony wzdęły się od podmuchu wiatru, coś zagruchotało.Lottie usłyszała dziwneodgłosy jakby ktoś się wspinał po bluszczu porastającym ścianę domu, i nagle do pokojuprzez otwarte okno wpadł człowiek.Przewrócił się.i przez chwilę leżał skulony na pod-łodze.Lottie chwyciła pierwszy lepszy przedmiot, by mieć się czym bronić, tak się zło-żyło, że był to nocnik, i czekała, co będzie dalej.To mógł być zawodowy włamywacz,ale bez walki jej nie obrabuje.O nie!RLT - Niech pani nie krzyczy! - Intruz podniósł się i prosząco wyciągnął do Lottie rękę.Ciężko oddychał, miał rozdarty rękaw więziennego ubrania, z rozcięcia na twarzy sączy-ła się krew.Lottie odłożyła nocnik i wyszeptała:- Arland.Markiz Northesk był podobny do Ethana w ruchach i postawie, ale podobieństwobyło złudne, natomiast Arland stanowił istny obraz ojca.Po prostu patrząc na niego, wpierwszej chwili miało się wrażenie, że patrzy się na Ethana, dopiero po chwili dostrze-gało się różnice wynikające z wieku.Twarz syna była taka młoda i niedoświadczona wporównaniu z wyrazistą i czujną twarzą ojca.Arland już był wysoki i dobrze zbudowany,ale wciąż miał w sobie pewną młodzieńczą nieporadność, jakby jeszcze nie przywykł doswojego ciała.Był wymizerowany, wyglądał na chorego i wyczerpanego.Na twarzy wi-dać było liczne sińce i zadrapania.Serce Lottie ścisnęło się z żalu.- Radzili mi, żebym tu przyszedł.- Jego angielski był dobry, chociaż mówił z sil-nym francuskim akcentem.- Ukryje mnie pani? Proszę!- Kto radził? - zapytała Lottie.- Nie czas na wyjaśnienia! Pogoń jest tuż-tuż.W tym samym momencie za oknem zadudniły kroki, rozległy się krzyki i waleniedo drzwi wejściowych.- Znajdą cię, gdy przeszukają dom.- Gorączkowo zastanawiała, się jak ukryć Ar-landa.Oczywiście nie było mowy, by wydała go żołnierzom.Postanowione, ot tak, bez-warunkowo.Ale było coś jeszcze.Arland był za młody, by zostać pionkiem w brudnejgrze dorosłych, a tym właśnie była wojna.Ten chłopiec zbyt wiele już wycierpiał, a cier-pieć nie powinien w ogóle.Los obszedł się z nim niesprawiedliwie, okrutnie.Poza tymLottie nie była już tą kobietą co dawniej.Nigdy już nie zrani Ethana, więcej, zrobi dlaniego wszystko nie bacząc na konsekwencje.Tak samo zachowa się wobec jego syna.Dzisiejsze przedpołudnie stało się przełomem w ich stosunkach.Ethan wreszcie jej za-ufał, a ona poczuła się z nim związana na dobre i na złe.Na dalszy plan spadła dbałość oRLT własny interes, pieniądze, o bezpieczną przyszłość.Do tej pory bezinteresowna miłośćnie była specjalnością Lottie, teraz jednak dopadła ją.Te wszystkie myśli przebiegły jak-by w jej podświadomości, bo gorączkowo wymyślała plan ratunkowy.I wymyśliła.- Zdejmuj ubranie! - wykrzyknęła.- Co też pani.- Arland wyraznie się przestraszył.- Zdejmuj ubranie, dobrze je schowaj i kładz się do łóżka.- Walenie do drzwi stałosię jeszcze głośniejsze.Lottie słyszała, jak Margery zbiega na dół i odryglowuje zasuwy.- Rob, co mówię.Pośpiesz się!Na szczęście zrozumiał.Lottie narzuciła obszyty łabędzim puchem negliż i podbiegła do szafy, z której wy-ciągnęła kilka ubrań Ethana i rozrzuciła po podłodze wraz ze swoimi, żeby wyglądałotak, jakby były zdejmowane w szale pożądania.Dopiero potem wyszła z pokoju.Przelot-ne spojrzenie w tremo upewniło ją, że odciągnie uwagę żołnierzy od obowiązków.Dzię-ki negliżowi i przezroczystej koszulce nocnej będą mieli na czym skupić uwagę.Patrol znajdował się już w holu.Drobniutka Margery była śmiertelnie przerażona.Lottie zatrzymała się na podeście schodów.- Co się dzieje? - zapytała z wielkopańską wyniosłością latorośli książęcego roduPalliserów.Zauważyła, jakie wrażenie zrobiła na żołnierzach, którzy zdążyli już solidnie naba-łaganić.Stolik z kwiatami był przewrócony, wieszak wyrwany ze ściany, a z salonu do-chodziły podniesione głosy.- %7łołnierze, proszę pani! - wyjąkała Margery, trzęsąc się ze strachu.- Mówią, żejest u nas zbiegły więzień.Czy on nas zamorduje?- Nie opowiadaj głupot! - Lottie zeszła na dół.- Chyba że mówisz o tej bandziezbirów, którzy zadepczą nas na śmierć.- Poruczniku - zwróciła się do oficera dowodzą-cego patrolem, wysokiego i jasnowłosego młodzieńca, który sprawiał wrażenie, jakbydopiero co wyrósł z krótkich spodenek.- Co ma znaczyć to najście?Oficer zaczerwienił się.- Przepraszam za zakłócenie spokoju, ale pani służąca ma rację.W pobliżu domuwidziano niebezpiecznego więznia.Mamy rozkaz go zatrzymać.RLT - Co za historia! A ja myślałam, że w Wantage nie może się zdarzyć nic ciekawe-go! - zdumiała się Lottie.- Nie wydaje mi się jednak, żebyście znalezli zbiega za moimitapetami.Uprzejmie proszę, by pańscy ludzie okazali więcej poszanowania dla moichrzeczy.- Tak jest, proszę pani.- Porucznik zaczerwienił się jeszcze mocniej.- Ostrożnietam - warknął na żołnierza, który potykając się o własne nogi, o mały włos nie przewró-cił etażerki z książkami.- Proszę o pozwolenie przeszukania piętra - zwrócił się do Lot-tie.- Jeśli pan musi.Mam jednak małą prośbę, poruczniku.Czy mógłby pan ominąćmoją sypialnię? Byłabym niezmiernie wdzięczna.Daję panu słowo, że nikt nie wszedłtam bez mojej wiedzy.- Mam rozkaz przeszukać cały dom, bez żadnych wyjątków.Ktoś mógł wspiąć siępo murze i wejść przez otwarte okno, gdy pani spała.Zajrzymy tam dla pani bezpieczeń-stwa.- Ale ja nie spałam, poruczniku.Czy muszę mówić więcej?Przez chwilę wydawało się, że wyobraznia porucznika nie podążyła w kierunkuwskazanym przez Lottie.Ten młodzieniec rzeczywiście musiał dopiero co opuścić ławęszkolną.W końcu oświeciło go i zaczerwienił się jak burak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl