[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Moja była sy-nowa nawet nie próbowała mi jej zastąpić.Nie znała się na żartach.Ale ty.- Ale ja? - podchwyciłam, koniecznie pragnąc usłyszeć coś więcej.- Jesteś dla mnie bardzo miła.- Dlaczego miałabym nie być?- Ludzie nie zawsze są mili - wyjaśniła Myra, wyraznie nawiązując dojakichś wspomnień.- Przy tobie łatwo być miłą - powiedziałam zgodnie z prawdą,przyciągając krzesło i siadając obok niej.Zerknęłam ukradkiem na zegarek.Było prawie wpół do pierwszej.69R S- Nie martw się.- Myra uśmiechnęła się porozumiewawczo.- Nie spóznisię.Pochyliłam się w przód, udając, że wtykam błękitne bawełnianeprześcieradło pod materac.- Są śliczne - zauważyła Myra.- Nowe?Przez ułamek sekundy myślałam, że mówi o moich piersiach, więczaskoczona cofnęłam się.Ale jej kościste palce wskazywały na wiszące wmoich uszach amorki.- Tak.Roześmiałam się z głupoty swoich myśli.- Dostałam je od zaprzyjaznionej osoby.Zastanawiałam się, czy Alisonzałatwiła sprawę z szefową, tak jak obiecała.- Od chłopaka? - Oczy Myry zasnuł cień niepokoju.- Nie.Prawdę mówiąc, to prezent od mojej nowej lokatorki.Ponownie wyobraziłam sobie Alison.Od poniedziałku pracowała.Odtego czasu zdążyła mi tylko powiedzieć, że bardzo jej się podoba to zajęcie.Oprócz tego nie zamieniłam z nią ani słowa.- Poza tym jestem trochę za stara, żeby mieć chłopaka, nie sądzisz?- Kobieta nigdy nie jest za stara, żeby mieć chłopaka.- Rozmawiacie o chłopcach? - spytał męski głos od drzwi.- Oto i on! - zawołała Myra, podekscytowana jak nastolatka.- Jak sięmasz, kochanie?Wyciągnęła posiniaczone ręce.Odsunęłam się na bok i patrzyłam, jakJosh przytula się do matki.- Zwietnie - odparł, patrząc prosto na mnie.- Był duży ruch?- Bardzo.- Trzeba było jechać autostradą.70R S- Trzeba było - przyznał, prostując się i uśmiechając do mnie.- Co tydzieńnasza rozmowa wygląda dokładnie tak samo.- Powinien pan słuchać matki - powiedziałam z lekką przyganą.- Owszem, powinienem.- Spójrz, jak Terry ślicznie wygląda - wtrąciła nagle Myra.Wbiłam wzrok w podłogę, żeby ukryć rumieniec, który wystąpił na mojątwarz.Nie dlatego, że byłam zażenowana komplementem, ale dlatego, żedokładnie to samo pomyślałam o jej synu.Chyba wcześniej nie zauważyłam, jakgłębokie ma dołki w policzkach, jak wspaniałe bicepsy widać spod koszuli zkrótkimi rękawami.Najchętniej rzuciłabym mu się na szyję.Nie czułam się takod lat.- Rzeczywiście ślicznie wygląda - powtórzył Josh posłusznie.- Podobają ci się jej kolczyki?Josh uniósł palce do mojego ucha i musnął mój policzek.- Bardzo.Poczułam żar, jakby zapalił zapałkę i przytknął ją do mojego ciała.Głośno sapnęłam.Rozejrzałam się wokół siebie, by sprawdzić, czy w powietrzunie unosi się smużka dymu.- Jesteś wichrzycielką, wiedziałaś o tym? - zwróciłam się do Myry, którawyglądała na wyjątkowo zadowoloną z siebie.- Jest pani gotowa? - spytał Josh.Przytaknęłam.- Czekam po lunchu na wyczerpujący raport! - zawołała za nami Myra.- Będę robić notatki! - odkrzyknęłam, gdy wychodziliśmy już na korytarz.- Co powiedziałaby pani na lunch nad oceanem? - spytał.- Czyta pan w moich myślach.Poszliśmy do Luna Rose", eleganckiego lokalu na South OceanBoulevard, naprzeciwko plaży.Bardzo lubiłam tę restaurację, między innymidlatego, że znajdowała się blisko mojego domu, chociaż Josh nie mógł o tym71R Swiedzieć.Zarezerwował stolik na zewnątrz.Usiedliśmy na wąskim chodniku,wdychając oceaniczne powietrze i obserwując przechodzących obok ludzi.- Proszę mi powiedzieć, kiedy to wszystko się stało.- Głos Josha beztrudu przebijał się przez szum fal i samochodów.- O czym pan mówi?Przyglądałam się, jak młoda kobieta w turkusowym kostiumie bikiniprzebiega na bosaka przez ulicę.Po chwili zniknęła na zalanej słońcem plaży.Josh machnął ogromną dłonią.- To - powiedział.- Pamiętam czasy, kiedy w Delray były jedynie polaananasów i dżungla.Roześmiałam się.- Nie bywa pan chyba zbyt często w centrum, prawda?- Przyznaję.- W ciągu ostatnich dziesięciu lat Delray bardzo się zmieniło.- Poczułamniespodziewany przypływ dumy.- Właśnie po raz drugi otrzymaliśmy tytułOgólnoamerykańskiego Miasta, przyznawany przez Państwową Ligę Miast, akilka lat temu zostaliśmy uznani za najlepiej zarządzane miasto na Florydzie".-Uśmiechnęłam się.- I gdzie te ananasy?Roześmiał się, patrząc mi w oczy.- Wygląda na to, że powinienem przyjeżdżać tu częściej.- Jestem pewna, że pańska matka byłaby z tego bardzo zadowolona.- A pani?Wzięłam do ręki szklankę z wodą i lodem i upiłam spory łyk.- Ja też.Pojawił się kelner, by przyjąć nasze zamówienia.Ciasto krabowe dlaJosha i sałatkę z owoców morza dla mnie.- Pańska matka to barwna postać - zagaiłam, biorąc do ust kałamarnicę iszukając bezpieczniejszego tematu.72R SNigdy nie umiałam flirtować ani prowadzić różnych gierek.Miałamskłonność do wypowiadania pierwszej myśli, jaka przyszła mi do głowy.- Tak, to prawda.Zakładam, że opowiedziała pani całą tę paskudnąhistorię.- Zdradziła, że jest pan rozwiedziony.- Bez wątpienia zrobiła to w znacznie barwniejszy sposób.- Może trochę.Upiłam następny łyk lodowatej wody.Rozsądnie nie zgodziłam się nakieliszek wina.Musiałam być trzezwa, jeśli chciałam panować nad sytuacją.Poza tym za godzinę miałam wrócić do pracy.Oparłam się o niewygodneskładane krzesło i wsłuchałam w szum fal uderzających o brzeg.Oddawały mójwewnętrzny niepokój.Boże, co się ze mną dzieje? Nie czułam się takpodekscytowana, oczarowana, beztroska od czternastego roku życia.Chciałam chwycić Josha Wyliego za kołnierzyk białej lnianej koszuli iprzyciągnąć do siebie.Chciałam krzyknąć: Nie kochałam się z nikim od pięciulat! Czy możemy pominąć słowną grę wstępną i przejść do rzeczy?"Oczywiście, nie zrobiłam tego.Siedziałam jedynie, uśmiechając się doniego i przygryzając mocno język, czekając, kiedy zacznie płynąć z niego krew.Mama byłaby ze mnie dumna.- Powiedziała mi, że nigdy nie była pani mężatką - ciągnął Josh,odgryzając kawałek placka z krabów i nie zdając sobie sprawy, że w mojejgłowie toczy się znacznie ciekawsza rozmowa.- Bo nie byłam.- Aż trudno uwierzyć.- Naprawdę? Dlaczego?- Ponieważ jest pani piękną, inteligentną kobietą.Już dawno temu jakiśfacet powinien panią zaciągnąć do ołtarza.- Powinien - zgodziłam się ze śmiechem.- Ma pani coś przeciwko małżeństwu?73R S- Nie.- Zastanawiałam się, czemu bez przerwy muszę wyjaśniać,dlaczego jestem samotna.- Jak już powiedziałam Alison, nie był to mójświadomy wybór.- Kim jest Alison?- Kto taki? Och, moją nową lokatorką.- Jakieś żale?- %7łale? Dotyczące Alison? Josh uśmiechnął się.- Dotyczące życia.Ogólnie.Westchnęłam.- Kilka.A pan?- Kilka - przyznał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]