[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grace spłonęłarumieńcem.Panna Turner uśmiechnęła się i oznajmiła:- On czasem mówi do traktorów, kiedy nie chcą zapalić.Słyszałam,jak rzucał hiszpańskie przekleństwa, za które w Del Rio wsadzono by godo aresztu.Popatrzył na nią gniewnym wzrokiem, a potem zmrużył jedno oko.- Czasem trzeba zakląć, żeby pokazać głupiej maszynie, że to nieżarty.I tak ma szczęście, że do niej nie strzeliłem.- Gdyby pan strzelił do traktora, pański zarządca pogrzebałby pana wziemi razem z nim - odparła gospodyni.- Mówi, że on i tak ledwo chodzi,a trzeba przygotować grunt pod siew.- Przecież jest luty! - wykrzyknął Garon.- W lutym sadzimy ziemniaki - rzekła krótko.- Nie cierpię ziemniaków.- Siejemy też trawy na paszę dla bydła - dodała.Garon westchnął.- Chyba rzeczywiście traktor mógłby się do tego przydać - przyznał.Wsadził ręce w kieszenie i zerknął na Grace.- Jeśli myślisz, że zdołaszzasnąć, to wszyscy moglibyśmy spróbować się jeszcze przespać.Jutro zsamego rana muszę pojechać do Lytle na zebranie.- Nic mi nie będzie - zapewniła go.Potem uświadomiła sobie, żenazajutrz czeka ją wizyta w domu pogrzebowym, i zadrżała.Garon też sobie o tym przypomniał.Niechętne współczucie wzięło wnim górę nad urażoną męską dumą.- Wrócę do domu przed piątą.Masz być w domu pogrzebowymdopiero o szóstej, prawda?86RSPotrząsnęła głową, zaskoczona tym, że odgadł powód jej niepokoju.- Zawiozę cię tam - ciągnął.- Panna Turner też może przyjść.- Ależ nie musisz tego robić - zaprotestowała słabo.- Jeśli nie ja, to kto? - rzekł spokojnym tonem.Przygryzła wargę.- Dziękuję.Jej wdzięczność wprawiła go w zakłopotanie.- Nie ma za co - rzekł.- Chodzmy, panno Turner.- Dobranoc, Grace.Zpij spokojnie-powiedziała łagodnie gospodyni.- Dobranoc pani.Przykro mi, że was obudziłam.- Przywykłem do tego - rzucił beztrosko.- Pracuję w wydzialezabójstw.To nie jest praca biurowa od ósmej do czwartej.Grace uniosła brwi.- Chcesz powiedzieć, że wzywają cię w nocy?- W nocy, w święta, w weekendy - powiedział.- To moja praca, a wgruncie rzeczy moje życie.Lubię ścigać oszustów.Zdobyła się na blady uśmiech.- To musi być trudne wyzwanie.Przytaknął, ale nie zamierzał zostaćdłużej i wdawać się w pogawędkę.Przed chwilą aż nazbyt jasno wyraziłaswoją opinię o nim jako o mężczyznie.- Dobranoc - rzucił.Przyglądała się z podświadomym żalem, jak wychodzi za pannąTurner.Starał się ją po prostu pocieszyć, a ona go obraziła.Ubolewała nadtym.Jej całe dorosłe życie było jedną wielką samotną udręką, ponieważna każdy przejaw męskiego zainteresowania reagowała ze sztywnymchłodem.Pragnęła zasnąć i uciec od tych wspomnień, lecz wiedziała, że w87RStej chwili jej się to nie uda.Była zanadto napięta.Toteż nie położyła się odrazu.Bała się, że koszmar może powrócić.Usiadła w łóżku oparta opoduszki i zaczęła przeglądać jakąś gazetę.Postanowiła, że spróbujezasnąć dopiero wtedy, kiedy poczuje się naprawdę śpiąca.Kiedy nazajutrz rano wstała, Garona już nie było.Zjadła z pannąTurner lekkie śniadanie, a potem gospodyni odwiozła ją do domu.- Nie podoba mi się, że zostawiam cię samą -powiedziała.- Nie będę sama - odparła z uśmiechem Grace.- Ten dom jest miły i przyjazny.%7łyły w nim i umarły trzy pokoleniamojej rodziny.Rozejrzała się wokoło i jej wzrok zatrzymał się na rosnącym nafrontowym podwórzu olbrzymim klonie, nagim, gdyż była jeszcze zima.Jesienią drzewo pyszniło się bogactwem czerwieni i złota.Potem zimnewiatry sprawiały, że traciło listowie - co Grace nazywała deszczem liści".Uwielbiała biegać pośród opadającego listowia i czuć na twarzy pierwszeuszczypnięcia mroznego powietrza.- Pewnego dnia to drzewo runie i zmiażdży dom - stwierdziła pannaTurner.- Na pewno nie - uspokoiła ją Grace. Jest mocne i długowieczne.Jesienią to najpiękniejsze drzewo w okolicy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]