[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Piszę, ale jako kto?Okazuje się jednak, że można się przefarbować, zmieniać dowolnie skórę, lecz istniejegranica, której człowiek nie pozbawiony skrupułów, nie cierpiący na brak wyobrazni niemoże przekroczyć.Wszystkie te rozważania, pomimo racji przemawiających za napisaniemtakiej relacji, prowadziły do odmowy.McGovern nie nalegał.To oficer wywiadu, a więcczłowiek, który umie się maskować przynajmniej powinien umieć, ale jest w nim coś, codo tej funkcji nie pasuje.Lisie typy z abwehry, nie mówiąc o kanaliach ze służbybezpieczeństwa, nazwały to naiwnością, śmiesznym uznawaniem wartości nieistotnych,takich jak etyka, moralność.Ale powracam do McGoverne: nie przyciskał mnie do muru.Waptekarsko wymierzonych słowach przedstawiał.mi swoją propozycję zaznaczając, że chodzio pociągnięcie do odpowiedzialności winnych z dowodzi kriegsmarine i zostawił mi czas donamysłu.Im dalej jednak stąpałem po mojej śliskiej ścieżynie, tym bardziej czułem sieosaczony.Jak to odczuwam? Wokół mnie, wcielonego w Martina Stranga, wszystko jeat wporządku.Nie miałem i nadal nie mam powodu do niepokoju, że cos jest nie tak.Korzystam zpełnej swobody, z przysługujących im uprawnień, niczego się na mnie nie wymusza, jest więctak dobrze, że aż budzi to niepokój, i ten brak zgrzytu w mechanizmu złożonym z obcychczęści napawa mnie uczuciem osaczenia przez jakiegoś nie dostrzeganego przeze mnieprześladowcę.McGovern, jak powiedziałem, jest wobec mnie pełen kurtuazji, to dżentelmenwyjęty z książek Thackeraya czy Wilde'a.Ale równocześnie zdaję sobie sprawę, że brytyjskiwywiad nie zatrudnia dobrodusznych maminsynków, że jest to najsprawniejszy,najskuteczniejszy, najcwańszy wywiad świata.Nie wolno mi dać się uśpić!W całej tej nieprawdopodobnej sytuacji zajmowałem dotychczas stanowisko pasywne iwłaśnie przez tę pasywność nie zatrzymałem owego błędnego koła toczącego się po liniipochyłej.Pasywność już słyszę głos mego ojca.Odpowiadam mu: znalazłem się wpołożeniu wyjątkowym i odpowiednio do tego położenia muszę postępować.To prawda,zawsze cechowało mnie niezdecydowanie.Tak w drobiazgach, jak w sprawach dużych nigdynie umiałem zająć jednoznacznego stanowiska.To chyba dziedziczne.Nie po ojcu u niegowahanie w czymkolwiek graniczy ze zdradą pruskiej racji stanu; po ustępliwej matce.Cechata musi dominować we mnie, skoro kieruje moimi reakcjami nawet w podświadomości.Trudno, mój zasadniczy ojcze! Ale wszystko do czasu.Obecnie najbardziej chodzi mi omatkę, o Brigitte, o nasze niewinne dziecko.Aby, jeżeli żyją, nie musieli świecić oczami zawiny przez nich nie popełnione.Stale, w każdej chwili ciśnie mi się na język tysiąc pytań, nakażde mam tysiąc odpowiedzi, wszystkie utrzymane w tym samym tonie, którymprzeciwstawiam się całą siłą woli: nie teraz! Na odpowiedz ioszcze czas. Odstawiamlutnię. tylko na pewien czas znalazła się znowu w moich rękach.Stało się to niezależnieode mnie.Ale nim ją odstawię ostatecznie, zadbam, aby nie wciśnięto mi jej na powrót,przeprowadzę pewien zamysł.Do tego czasu niech moje sumienie milczy!Mieszkańcy Londynu, Paryża, Brukseli, Hagi, Kopenhagi, Oslo, Moskwy, Warszawy,Belgradu szaleją.Na ulicach tłumy, wiwaty, orgia radości.Zwycięstwo! Ameryka teżświętuje, lecz nie tak nieprzytomnie jak Stary Zwiat.Dla niej to dopiero połowa roboty.Naarenie pozostała Japonia.Im bliższa nieuniknionej klęski, tym zacieklej walcząca.Jaki nastrójpanuje w moim kraju, nie wiem, gazety o tym nie donoszą.Donoszą o czymś innym.Napierwszych stronach królują zdjęcia naczelnych dowódców sił zbrojnych Trzeciej Rzeszy,kornie podpisujących akt bezwarunkowej kapitulacji, wszędzie ich kamienne, lecz jakżeodmienione twarze.%7łałosne maski! Przyglądając się im, nie czuję nawet obrzydzenia.Pustka.Dniom ukradziono słońce, nocom gwiazdy.Przerazliwa.Nad Renem marszałek polnyMontgomery nakazał wbić w ziemię słupy, a na nich umieścić tablice z ostrzeżeniem: Warning! You Entering Germany.The of Civilised World Uwaga! Wjeżdżasz doNiemiec.Tu kończy się świat cywilizowany.W gazetach całe szpalty sprawozdań z obozówkoncentracyjnych.Opisy i zdjęcia.Opisy i zdjęta.Niemożliwe, aby to było prawdą! Opórsceptyków kruszą głjęcia, z zaciekłymi niedowiarkami rozprawia się zdecydowaniekorespondent wojenny New York Herald Tribune.Amerykański sprawozdawca zamieszczana pełnej stronie sekwencję fotografii bez jednego słowa komentarza.Ponury, przejmującygrozą film.Na pierwszym zdjęciu druty kolczaste, rzędy drewnianych baraków, żyweszkielety ludzkie w pasiakach, na drugim stosy nagich ciał, na trzecim długi na kilkadziesiątmetrów, głęboki rów, na czwartym ciężkie buldożery z białą gwiazdą wojsk alianckichspychające ciała do rowu, na piątym szara z przerażenia twarz głównodowodzącego siłamisprzymierzonych w Europie Dwighta Eisenhowera w otoczeniu oficerów swego sztabu.I udołu zdjęcia: %7ładna siła na ziemi czy w niebie nie zetrze tej hańby z mego kraju.Ani zapokolenie, ani za stulecia to redaktor cytuje słowa pojmanego Fritzschego, komentatoraradiowego i dyrektora departamentu prasy i radia w Ministerstwie Propagandy TrzeciejRzeszy.Nie stoję na nogach, na słupach z waty stoję.Wściekłe crescendo wszystkich werbli świataoddaje w moich uszach ostatni hołd ciałom zalewanym gaszonym wapnem.Na skrajumasowego grobu stoi esesman ze skrwawionym pejczem w łapie; jest łudząco podobny domnie.Wypada mi z rąk płachta gazety.Schyliłem się, by ją podnieść. Przepraszam.To widocznie skutek osłabienia.Dziękuję.Wyciągam rękę po gazetę, alekobieta jej nie puszcza.Spogląda mi badawczo w oczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]