[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak? A co się stało?- Rodzice polecieli z Niemiec do Polski, żeby zobaczyć zburzoną Warszawę.Naglesamolot się zepsuł i zaczął spadać.- No, nie! - wykrzyknąłem autentycznie przerażony.- Wyskoczyli ze spadochronem - spuentował John.- Ale twoja mama była w ciąży?!- W siódmym miesiącu.But she s a hell of a tough yankee girl.Różnie mogło sięskończyć, ale donosiła mnie aż do powrotu do Stanów.Pełen podziwu dla polskich przeżyć Johna chciałem zaprosić go na drinka, no i wtedy przyznał się, że nie pije, bo kiedyś pił za dużo.A ja, niestety, kompletnie tego nieświadomyzamówiłem wcześniej kilka butelek najlepszej polskiej Wyborowej, którą właśnie dowiózł miojciec.Ostatni miesiąc mojego pobytu na stypendium chciałem z nim spędzić w NowymJorku, pokazać kilka fajnych miejsc i na tydzień wysłać do Los Angeles, żeby pooddychałhollywoodzkim powietrzem.Sam nie mogłem z nim polecieć, bo zobowiązałem się wziąćudział w sześciu spotkaniach autorskich połączonych z projekcjami Seksmisji, którejspragniona nowojorska Polonia nie mogła się doczekać.Były to początki kaset VHS, a z Polski filmy na nich nie docierały.Ja samprzywiozłem ze sobą kopię filmu na taśmie 35 mm - ważącą razem z metalowymi puszkamiponad 30 kg - i teraz z pomocą Gene Starkeya miałem odbyć projekcje.Gene, czyli Genek, który przybył do Ameryki na początku lat 70., imał się różnychzawodów, ale w końcu show - biznes najbardziej przypadł mu do gustu.Stało się to, kiedypracując jako roomservice owy kelner w hotelu Plaza, otrzymał nietypowe zamówienie.Gośćzażyczył sobie tylko kubełek lodu.Gene napełnił naczynie kostkami zamrożonej wody zkranu i pojechał na górę.Jakież było jego zdziwienie, kiedy drzwi otworzył mu.JohnLennon! Genek nie dał po sobie nic poznać, tylko postawił kubełek na stylowym stoliku iwręczył Lennonowi rachunek na 5 dolarów.- 5 dollars for ice?! - zdziwił się najsłynniejszy członek zespołu The Beatles.- That s correct, sir - grzecznie zgodził się Genek, czekając na napiwek.Gdy John Lennon zrozumiał wreszcie jego wyczekującą postawę, rzucił na tacębanknot z Lincolnem, zaczerpnął garść lodu z kubełka i wręczył ją Genkowi.- Fine! So, here s your tip! - powiedział i zatrzasnął drzwi.Genek zrozumiał wtedy, że lepiej jest być po zatrzaskującej, a nie zatrzaskiwanejstronie drzwi, i rzucił pracę.Dziś często odwiedza Polskę jako uznany producent i reżyserdokumentalista, ale wtedy, upalnego lata 1985 roku pomagał biednemu stypendyście zarobićtrochę kasy na projekcjach w Big Apple.Genek podszedł do sprawy profesjonalnie i z mojejkopii 35-milimetrowej sporządził bardziej poręczną kopię 16 mm. Byłem przekonany, że przynosząc swój film pod amerykańskie strzechy, robiępolonusom dobrze.Wyobrażałem sobie naszych imigrantów wyczekujących polskich filmówjak towarzysz Kania dżdżu.Te setki odciętych od starego kraju i zgłodniałych polskiejkultury mężczyzn i kobiet, którzy ze łzami w oczach, jak Sienkiewiczowski latarnik, powitająmnie chlebem, solą i dolarami.I rzeczywiście pierwsze trzy projekcje w New Jersey,Filadelfii i Hartford były właśnie takie.Ale gdy rozwinęliśmy nasz ekran w matecznikuemigracji, na nowojorskim Greenpoincie, wszystko zaczęło się psuć.Najpierw lunął deszcz.Potem okazało się, że Genek zapomniał biletów.Jak jewreszcie przywiózł, czekający w długiej kolejce widzowie byli już poirytowani.Kiedy filmsię rozpoczął na nabitej po brzegi sali ze złą akustyką, zaczął się tumult, że zle słychaćdzwięk.Może było w tym trochę racji.Ja znałem film na pamięć, ale tutejsi rodacy oglądaliSeksmisję po raz pierwszy.Potem ktoś przeciął kabel od dzwięku i już zupełnie nie było nicsłychać.Kiedy Genek wreszcie naprawił kabel, projekcja została wznowiona, tylko nie mogłabyć ukończona, gdyż ktoś ukradł ostatnią rolkę filmu! Wytłumaczono nam, że to pewniesprawka niejakiego Michalskiego z New Jersey, który najwyrazniej uznał, że ma monopol nawyświetlanie polskich filmów.I że to jego sabotażyści spowodowali tumult i całą resztę.Przypomniałem sobie wówczas, że Ameryka jest krajem konkurencji i każdy pilnuje swojegoterytorium.Mój wieczór autorski 10 sierpnia 1985 roku zakończył się fiaskiem.Ostatnie dwie zakontraktowane projekcje w Yonkers odbyły się z taśmy 35 mm -Genek honorowo wynajął salę z profesjonalnym projektorem.Jak to zwykle bywa, kiedymarzy się o kokosowym interesie - z trudem wyszliśmy na swoje.Kilka dni pózniej, kiedy żegnałem się z Johnem Taylorem i Ameryką na nie wiedziećjak długo, John położył mi rękę na ramieniu i powiedział:- Mój ojciec wtedy w Warszawie był wstrząśnięty ogromem polskich strat izgliszczami waszej stolicy.Pustynia ruin - tak opisał Warszawę w swoim dzienniku.Wściekły wrócił do Norymbergii, przysięgając sobie, że nie popuści draniom.Kilka miesięcypózniej jako prokurator był obecny przy wykonaniu wyroków i zrobił, co się dało - John mrugnął do mnie znacząco i uściskał mnie i Janka, życząc szczęśliwego powrotu do Polski.Już w Warszawie poczytałem trochę o norymberskim procesie i dowiedziałem się, żeczłowiekiem wykonującym wyroki śmierci był starszy sierżant US Army John C.Woods.Woods jako doświadczony kat wojskowy został sprowadzony ze StanówZjednoczonych specjalnie na norymberski proces.Raport z wykonania wyroków opisywał, że odpowiedzialny za egzekucjenazistowskich przywódców Woods prawdopodobnie przez pomyłkę skrócił linyszubienicznych pętli.Przez to impet spadającego ciała nie mógł być wystarczający, byskazani zginęli natychmiast.Z tego powodu feldmarszałek Wilhelm Keitel, Joachim vonRibbentrop czy Ernst Kaltenbrunner umierali przez dobrych kilkanaście minut.Wtedyprzypomniałem sobie znaczące mrugnięcie Johna przy pożegnaniu.Nie wiem dlaczego, alenie mogłem uwolnić się od wizji, w której prokurator Telford Taylor kilka godzin przedwykonaniem dziewięciu wyroków śmierci spotyka na chwilę sierżanta Woodsa i coś muszepce do ucha.Sierżant kiwa głową i wraca do przygotowanych wcześniej pętli.Ale topewnie tylko gra wyobrazni ponurego scenarzysty, jakim stałem się po powrocie z USA dopeerelowskiej rzeczywistości. 34.Mission impossibleByłem w trakcie przeprowadzki do pierwszego naprawdę własnego mieszkania naulicy Bernardyńskiej na Czerniakowie, kiedy w wynajmowanej przeze mnie kawalerce naNowotki (dziś Andersa) zadzwonił telefon.Po drugiej stronie słuchawki odezwał się barytonMariusza Waltera, prezesa ITI.- Czy znalazłby pan czas na spotkanie ze mną? Bardzo mi na tym zależy.Akurat kompletnie nie miałem czasu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl