[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy pojawił się kolejny problem.- Masz, zabij.- Pani Halina oddała gospodyni jej własność, zupełnie jakby pozbywałasię tykającej, czy raczej kwaczącej bomby.- O, nie, moja droga.Ja Klementyny nie zabiję - zaparła się starowinka, wkładająckaczkę w objęcia Doroty, która tak się przestraszyła, że niemal wypuściła ptaka z powrotemna wolność.Do tego jednak nie doszło, bo pani Halina nie straciła zimnej krwi.Stanowczymgestem odebrała od córki Klementynę i odeszła na bok, gdzie zaczęła kaczkę po cichustrofować.- To jak je zjadasz? - chciała wiedzieć ta nazwana wcześniej Cześka.- Ja ich nie zjadam.Ja nimi handluję.Niecko przysłuchiwał się dalszym pertraktacjom, kiedy od strony biura nadszedł.Rico!Komisarz widział jego zdjęcie w aktach, ale i tak dał się zaskoczyć.Mógł się spodziewać, żego tu spotka, ale rozstrojony oglądaną sceną popełnił błąd.Wyszedł zza kupy drewna, i to wtej samej chwili, kiedy Rica zauważyła Dorota.Stali tak, popatrując na siebie we trójkę.Dorota, Rico i on - komisarz w roli mechanika.- I nareszcie wszystko się zgadza.Sprzątaczka w stroju sprzątaczki! - zaśmiał sięblondyn, kiedy w zrobionej na ludowo babie za płotem rozpoznał pielęgniarkę swojego szefa.Dorota nie zdążyła zareagować na obelgę, bo Klementyna podjęła ostatnią próbęucieczki i rozkwakała się, ile sił w dziobie.Wtedy wiejska piękność uzmysłowiła sobie, żeoto spotyka kogoś, kto bez skrupułów pozbawi kaczki życia.Nie poświęcając uwagiNieckowi, za co był jej wdzięczny, przemówiła od razu do blondyna:- Czy mógłbyś kogoś zabić?Rico zatrzymał na niej czujne spojrzenie.- Ja? Czy ja wyglądam na mordercę?- A gdybym cię bardzo, ale to bardzo poprosiła?Dorotę ledwie było słychać, gdyż Klementyna rozdarła się na cały Olsztyn - musiałachyba przeczuwać, że zbliża się jej koniec.Pozostałe kaczki, zachęcone wystąpieniem swojejkoleżanki i ciągle jeszcze oburzone niedawnym zamachem na ich suwerenność, zaczęły się doniej przyłączać.- Czy ktoś mógłby tego ptaka uciszyć? - Rico nerwowo zakaszlał.- Ktoś mógłby, nawet na to liczę.Wracając do twojego pytania.Nie, Rico, niewyglądasz na mordercę.Przypominasz raczej nieszkodliwego bandziora.Ta wredna gęba, tendziki wzrok.- Dorota szukała kolejnych komplementów i naprawdę chciała powiedzieć cośmiłego, ale Rico zaczął się kręcić przy ogrodzeniu jak lew w klatce.Kwakanie najwyrazniejdoprowadzało go do szału.- Spokojnie! - próbowała przekrzyczeć kaczki, co nie było łatwe.- Nie chciałam cięurazić.Tak naprawdę włosy na żel są ostatnio modne.Nie tylko wśród dresiarzy! A ta szramana czole.Nie dokończyła.Raz, nikt nie zwracał na nią uwagi, dwa: Klementyna zdołała się w końcu uwolnić, conie uszło uwadze Rica.Z błyskiem w oku wyciągnął zza spodni najprawdziwszy pistolet irozwalił kaczuszkę na miejscu.Pif, paf.*Jan Wewiór, znany Julce już z wcześniejszych wizyt w tutejszej izbie twórczej, byłenergicznym mężczyzną z serdecznym uśmiechem plączącym się pod przyprószonym siwiznąwąsem.Niezmiernie ucieszył się z faktu, że jego anioły zainteresowały kogoś aż tak żywo,czemu dał wyraz, ściskając Cezaremu dłoń.Głos miał donośny, ciepły i wręcz stworzony doopowiadania historii, co potwierdzał wiszący na ścianie dyplom Mistrza Mowy Polskiej.Zaprosił ich do środka.Znalezli się w maleńkim, ale barwnym przedsionku, który prowadził do pokojustanowiącego szopkę.Cezary dosłownie pożerał wzrokiem znajdujące się tu święte postacie,obrazy i pstrokate ozdoby.Z największym zafascynowaniem przyglądał się jednak struganymw surowym drewnie aniołom.Gospodarz zniknął na chwilę za wiszącą po prawej stronie kotarą, ale szybko do nichdołączył:- No, gotowe.Zaraz będzie pokaz.Pyta pan, skąd tu tyle aniołów? Bo anioły, to są,proszę pana, opiekunowie tej ziemi.Od setek lat! Już w osiemnastym wieku założono wOlsztynie Bractwo Aniołów Stróżów.Pan wybaczy - troskliwie przyjrzał się Cezaremu - aledobrze się pan czuje? Dziwnie pan wygląda.- Bractwo tutaj?! - Cezary odzyskał wreszcie głos, wzrok miał jednak nadal rozbiegany.Pocierał z przejęcia brodę i wpatrywał się w gospodarza, jakby nie wierzył własnym uszom.-Pracuję na Jasnej Górze i tam też zetknąłem się z bractwem.Ten temat bardzo mnieinteresuje.Bardzo.Z przyczyn zawodowych.Bractwo tutaj! - kręcąc głową, powtórzył razjeszcze i posłał Julce porozumiewawcze spojrzenie.Czego porozumienie dotyczyło, Julka nawet się nie domyślała, ale czekała cierpliwie.Wkońcu zostaną sami i już nie będzie delikatna.Chce wiedzieć, o co z tymi aniołami chodzi.- To w takim razie świetnie pan trafił - ucieszył się pan We wiór, który był osobądyskretną i dlatego nie zamierzał o nic pytać, choć w jego bystrych oczach dało się zauważyćzaciekawienie.- Bractwo założyli tutaj właśnie jasnogórscy paulini.- A w którym roku?- Dokładnej daty nie znam, ale coś panu dam - podjął nagle decyzję i znowu skrył się zazasłoną.Wrócił, trzymając granatową książkę wielkości szkolnego zeszytu.- Dzieje Olsztyna koło Częstochowy od najdawniejszych czasów księdza Musialika.-Złożył ją uroczyście na ręce Cezarego, z czego wywnioskowali, że właśnie przekazano im coścennego.- Skoro interesuje się pan aniołami zawodowo, proszę.Książka wydana staraniemgminy z okazji jubileuszu Olsztyna.Znajdzie pan tam niejedną ciekawostkę.O bractwierównież
[ Pobierz całość w formacie PDF ]