[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ruszył w stronę drzwi.211- Przepraszam, Lucy - powiedział na pożegnanie wstronę rybek.- Przepraszam, Ricky Wy przynajmniej wciążmacie siebie.Skalary jednak nie odpowiedziałyFord ranger Wellsa pamiętał lepsze czasy: klimatyzacja zledwością się wyrabiała, ktoś zerwał też pokrywę schowka.Jednak samo auto było absolutnie anonimowe - niedużybiały pikap, jak setki tysięcy innych w Georgii.Nawet jeślizostałby zatrzymany do rutynowej kontroli, wszystko po-winno być w porządku.Nazwisko na ubezpieczeniu i w do-wodzie rejestracyjnym było takie samo jak nazwisko, na któ-re wystawiono prawo jazdy: Jesse Hamilton.Wells posiadałteż stary motocykl honda CB500, kupiony przed trzema mie-siącami w Tennesse.Zapłacił gotówką i nie zarejestrowałpojazdu, żeby nikt nie skojarzył maszyny z jego osobą.Nawszelki wypadek.Wells zjechał pikapem z Buford Highway i wjechał na wą-ski parking przy Rusty Nail - restauracji, której drzwi wej-ściowych strzegł rewolwer długi na prawie dwa metry Był tow rzeczywistości rożen do pieczenia mięsa.Lokal słynął zbarbecue, stąd też w dzień i w nocy nad rewolwerem unosiłysię wąskie smugi niebieskiego dymu.Wewnątrz restauracjaprezentowała się dziwnie: przypominała domek narciarski.Była to drewniana budowla na planie ośmiokąta, z barempośrodku i boksami ustawionym dookoła.Na ekranach za-montowanych w narożnikach telewizorów toczył się meczdrużyny Atlanta Braves, powietrze ciężkie było od papiero-sowego dymu i woni barbecue.Innego wieczoru ów niecozatęchły zapach mógłby zniechęcić Wellsa, ale tym razemnawet mu odpowiadał taki aromat.Rozsiadł się przy barze obok automatu do gry, któregoekran jaskrawo migotał.Lokal był niemal pusty; jedyniegrupka stałych bywalców oglądała dziewiątą rundę oczami, zktórych przebijał alkoholowy poblask.Kilkoro dzieciaków212z Uniwersytetu Emory szukało taniego miejsca, w którymmożna się napić.Wells był wcześniej w Nail tylko raz, po-dobnego wieczoru jak ten, kiedy miał już dość ciszy własnegomieszkania.Z chęcią jadałby tu częściej, spożywał kolację ioglądał mecz raz w tygodniu, ale stali bywalcy od razu by gozauważyli.- Gdy tylko chcesz, bądz szarym człowiekiem - uczyłWellsa Bill Daley z Knoxville, najlepszy instruktor od kon-trinwigilacji, podczas szkolenia w obozie w Farm.- Terazludzie patrzą na ciebie, kiedy wchodzisz do pomieszczenia.Stań się osobą, której nikt nie zapamięta.Od tamtego czasu Wells czynił wszystko co mógł, by nieprzyciągać uwagi i trzymać gębę na kłódkę.Co oczywiste, niebył szarym człowiekiem w Afganistanie, gdzie wyróżniał sięprzez samo swoje istnienie.Ale nawet tam pozostawanie wcieniu pomagało.Niekiedy Wells zastanawiał się, czy niewziął sobie porady Billa za bardzo do serca i tak głębokoukrył własną osobowość w swoim wnętrzu, że sam już niewiedział, kim jest.Chociaż odpowiedz na tę kwestię niespe-cjalnie go interesowała.Kiedy żył na obszarze Prowincji Północno-Zachodniej,pragnął wrócić do domu.Teraz jednak, kiedy był w ojczyz-nie, nie miał pojęcia, co będzie robił i co ze sobą pocznie,kiedy misja dobiegnie końca.Wyglądało na to, że wojna zterroryzmem wcale nie traciła impetu.Chyba nigdy nie bę-dzie musiał rozglądać się za inną robotą.Rolę szarego czło-wieka może odgrywać do upadłego.Komentarz Billa z Knoxville był najważniejszą nauką, jakąWells wyniósł ze szkolenia.Gdy ukończył obóz w Farm, nig-dy nie dotknął martwego zrzutu ani nie zdekonspirował siat-ki wrogich agentów.%7łałował, że nie był szpiegiem w latachzimnej wojny.W tamtym czasie walka wywiadów cechowałasię do pewnego stopnia formalną elegancją.Agencja i KGBistniały nieomal niezależnie od własnych rządów, rozgrywa-jąc partię trójwymiarowych szachów na planszy, którą213jedynie oni widzieli.%7ładna ze stron tak naprawdę nie spo-dziewała się, że przeciwnik wysadzi świat w powietrze, a żoł-nierze walczący na ich zlecenie w Afryce i Ameryce Zrodko-wej toczyli najbardziej zacięte boje.Kilka nieszczęsnych so-wieckich wtyczek skończyło na stryczku, ale nie szpiedzy wewłasnej osobie.Najgorszą karą za wpadkę było wydalenie zkraju i być może niemiłe przesłuchanie przed Senacką Komi-sją do Spraw Wywiadu.To jednak już przeszłość.Dzisiaj, jeśli dasz się złapać złymfacetom, kończysz jako truposz, a wideo ze sceną obcinaniaci głowy jest publikowane w Internecie, tak by cały światmógł to zobaczyć.Czarne charaktery ochoczo wysadziłyby wpowietrze całą planetę, gdyby tylko mogły Atrament sympa-tyczny i aparaty fotograficzne ukryte w długopisie byłyszpiegowskimi atrybutami przeznaczonymi na łatwiejszeczasy* * *Barmanka przesunęła się w stronę Wellsa.Była to chudakobieta z kolczykiem w nosie, o przyjaznych niebieskichoczach, w trykotowej bluzce z długimi rękawami i herbemdrużyny Atlanta Braves.- Czy mogę coś podać?Pochyliła się nad nim, a Wells niemal spadł ze stołka.Potrwającym prawie dekadę celibacie bezpośrednia bliskośćkobiety wytrąciła go z równowagi.W szczególności tej kobie-ty.Wyglądała jak.Cóż, wyglądała jak młodsza wersja ExleyByła wyższa.I nieco szmirowata.Nic więc dziwnego, że po-nownie zjawił się w Rusty Nail.Uśmiechnęła się.Zrobił, co w jego mocy, by odwzajemnićuśmiech.- Hamburgera, średnio-słabo wysmażonego, i frytki.Jej uśmiech przemienił się w uśmieszek.- Zrednio-słabo wysmażony może okazać się zbyttrudnym wyzwaniem dla naszego szefa kuchni - zrobiła214palcami cudzysłów , nie mógł więc nie zauważyć, że prze-komarza się z nim.- Radzę wybrać jeden albo drugi.Niejestem pewna, jakim językiem posługuje się kucharz, ale zpewnością nie jest to angielski.- W takim razie średnio wysmażony - zdecydował Wells.- Dobry wybór.- I colę.- Colę?- Nie, piwo - skorygował Wells, dziwiąc się sam sobie.Poczuł przyjemność połączoną z wyrzutami sumienia.Domyślał się, że coś podobnego przeżywają narkomani,kiedy szykują się do wzięcia pierwszej działki w ciągu dnia.Wzruszyła lekko ramionami, dając do zrozumienia, żefakt, czy pozostanie trzezwy, to nie jej zmartwienie.- Jakie piwo?- Budweiser.Beczkowe - wybrał Wells.- Przynieś ra-zem z hamburgerem.- Jasne.Jak masz na imię?- Jesse.- A ja Nicole
[ Pobierz całość w formacie PDF ]