[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie wiem, czy potrafię to opisać.Raptem rysy ci się ściągnęły, tak jakby wykrzywiły.I oczy.Miałeś oczy orka.Nie chodzi mi o kolor, tylko o wrażenie, o sposób w jaki patrzyłeś.To było straszne.Boromir przytknął pięść do ust i poruszył się, jakby nie mógł usiedzieć na miejscu.- Dlatego teraz tym bardziej się cieszę, widząc cię takim, jakim byłeś dawniej – Frodo spojrzał na niego, lecz Boromir starannie unikał teraz jego wzroku.– Nie ma w tobie ani śladu… tego czegoś.Nie ukrywam, że trochę się obawiałem naszego spotkania.Bałem się, czy nie zobaczę w tobie tego strasznego obcego.Ale nie.Masz normalne oczy.Ulżyło mi.Boromir opuścił głowę i nie odpowiedział.Czas płynął.- Tak mi przykro, Frodo – uszu hobbita dobiegł łamiący się szept.– Ja… cię potem wołałem.Kiedy zniknąłeś, potknąłem się i upadłem na ziemię.Wtedy właśnie się ocknąłem i szał minął.Zacząłem cię wołać, chciałem przeprosić, błagać o wybaczenie, tłumaczyć, że niebezpieczeństwo minęło.Długo cię szukałem…- Nic nie słyszałem.- Wołałem cię, przysięgam.Chciałem ci powiedzieć, że to było chwilowe szaleństwo, że nie przyszedłem do ciebie, żeby wydrzeć ci Pierścień.Nigdy tego nie planowałem.Nigdy.Chciałem tylko porozmawiać, nawet mi przez myśl nie przeszło, że mógłbym zrobić ci krzywdę…- Wiem – odrzekł Frodo.– Wiem, że nie chciałeś mnie skrzywdzić.- Wtem drgnął, bo Boromir, ku jego zaskoczeniu, nagłym ruchem osunął się na kolano, zwracając się ku niemu.Widok tego dumnego człowieka na klęczącego przed nim na kamieniach w błagalnej pozie, sprawił, że w gardle mu się zacisnęło, a oczy rozszerzyły lekko z niedowierzania.- To, co zrobiłem było podłe i niegodne – mówił Boromir gorączkowo, podnosząc na niego zrozpaczony wzrok.- Nie mam prawa o to prosić, ale, Frodo… błagam… – urwał na moment, pochylając głowę, jakby zbierał siły.Frodo czekał z bijącym sercem.W końcu Boromir podniósł wzrok, patrząc mu prosto w oczy.- …tak bardzo żałuję tego, co się stało… przebacz… - powiedział z trudem – i wiedz, że ja sobie tego nigdy nie przebaczę.Hobbit przykrył jego dłoń swoją.- Dlaczego odmawiasz sobie prawa, które się każdemu należy? – zapytał, czekając aż Boromir spojrzy mu w oczy, a kiedy tak się stało, rzekł z wielką powagą: - Przebaczam ci, przyjacielu.Przebaczyłem ci już dawno.To była prawda.Wchodząc na Górę Przeznaczenia, Frodo w duchu pojednał się ze wszystkimi, do których czuł jakikolwiek żal, włączając w to Boromira, którego zachowanie pod Amon Hen rozumiał już teraz, jak nikt inny.Co innego jednak przebaczyć w skrytości serca, a co innego zostać o wybaczenie poproszonym i móc wypowiedzieć je na głos.„Przebaczam ci”.Wraz z tymi słowami Frodo Baggins poczuł wreszcie ogromną ulgę.Dopiero teraz uświadomił sobie w całej okazałości, jak bardzo mu ta sprawa ciążyła, zatruwając pobyt w Białym Mieście i świętowanie zwycięstwa.Boromir zamrugał oczami, nie odpowiedział, tylko ujął jego dłoń, pochylił się i złożył na niej pełen czci pocałunek.- Jesteś… aż nazbyt wyrozumiały – szepnął po chwili.- Nie zasłużyłem na to.- Nie mów tak.Drużyna bardzo wiele ci zawdzięcza.Nawet nie miałem ci kiedy podziękować za opiekę nad Merrym i Pippinem.Uratowałeś im życie, nigdy ci tego nie zapomnę.- To oni uratowali mnie – Boromir podniósł na niego wzrok.- Oni mają w tej materii inne zdanie.- Mylą się.- Pippin uprzedził, że będziesz się upierał przy swoim.Powiedział, żebym nie zwracał na to uwagi.- Pippin jest bęcwałem i nic nie rozumie.- Mam mu to powtórzyć?- Na wszystkie Lobelie świata, miej litość, Frodo Bagginsie!Uśmiechnęli się obaj.- „Na wszystkie Lobelie świata”? – Frodo zmarszczył brwi, rozbawiony.- Podczas naszej wspólnej wędrówki byłem często straszony osobą Lobelii.- Rozumiem.Wstań, Boromirze, nie klęcz przede mną, nie przywykłem do takich hołdów.- Skoro król może przed tobą klękać, mogę i ja.Uratowałeś nas wszystkich, Frodo.Ocaliłeś Gondor.- Usiądź, proszę.Boromir uścisnął jego dłoń, puścił ją i właśnie miał się podnieść, kiedy zerknął w bok i zamarł.Frodo podążył za jego spojrzeniem i dostrzegł Sama Gamgee stojącego nieopodal wejścia.Samwise bacznie obserwował rozgrywającą się przed nim scenę, a cała jego poza świadczyła o pełnej gotowości bojowej – od groźnie zmarszczonego czoła, po dłonie wyzywająco założone na pierś i szeroko rozstawione nogi.Chmurne, czujne i niezbyt życzliwe oczy wbił w Boromira, obserwując każdy jego ruch.Nie ulegało wątpliwości, że gdyby Boromir planował jakąś niegodziwość, nie miałby w nadchodzącym starciu najmniejszych szans – został zniweczony i wdeptany w posadzkę samą potęgą słusznego oburzenia i kipiącej sprawiedliwości.- Wszystko w porządku, Samie – rzekł Frodo poważnie, czując falę oddania i ciepła.Miał ochotę się uśmiechnąć na widok tej buńczucznej pozy, ale nie chciał urazić uczuć przyjaciela.Kochany, poczciwy Sam na dobre wczuł się w rolę obrońcy Powiernika.Groźny mars na czole Samwise’a Gamgee pogłębił się, a oczy zasugerowały Boromirowi: „palcem go tknij, a rozerwę cię na strzępy”.- Za przeproszeniem pańskim - odezwał się dobitnie - nie powinien pan wychodzić sam na mury.- Nie jestem sam – zauważył Frodo znacząco.- No, właśnie! Tego się obawiałem – odparł wierny sługa i podparł się pod boki.- Niesłusznie się obawiałeś, Samie – rzekł Frodo i by uciąć zawczasu protest, dodał: - Niedługo przyjdziemy.Bądź tak dobry i zorganizuj dla mnie jakaś herbatę, dobrze? Napijesz się ze mną, Boromirze?- Będę zaszczycony.- Dla Boromira też.No, już, zmykaj, Samie.Sam wyraźnie ociągając się przestąpił z nogi na nogę.- Idź, zostaw nas samych – powtórzył Frodo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl