[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Za Margot, za matkę, za Lies.Teraz codziennie chodziła do biblioteki czytać „New York Timesa”.Przeglądała też uważnie tygodniki.Co niedziela czytała o wszystkich nowościach książkowych w Ameryce: o powieściach określanych jako „wybitne” i „ważne”, z których żadna bez wątpienia nie była wybitniejsza ani ważniejsza od jej pośmiertnie opublikowanego dziennika; o ckliwych bestsellerach, z których prawdziwi ludzie dowiadywali się o losach fałszywych ludzi, którzy nie mogli istnieć i którzy nic by nie znaczyli, gdyby nawet zaistnieli.Czytała pochwały dla historyków i biografów, których książki, choćby najcenniejsze, nie mogły bez wątpienia być bardziej godnymi uznania od jej książki.I na każdej stronie każdego czasopisma, jakie znalazła w bibliotece – amerykańskiego, francuskiego, niemieckiego czy angielskiego – szukała swojego prawdziwego nazwiska.To nie mogło się na tym skończyć, że parę tysięcy holenderskich czytelników pokiwa głowami i wróci do swoich spraw – to było zbyt ważne! „Za nich, za nich” – raz po raz, tydzień po tygodniu „za nich”, aż w końcu poczęła się zastanawiać, czy to, że przeżyła w oficynie, że przeżyła obozy śmierci, że udaje tu w Nowej Anglii kogoś innego, czy to wszystko nie czyni czegoś bardzo podejrzanego – i odrobinę szalonego – z tej pulsującej żądzy „powrotu” w charakterze upiora.Poczęła się obawiać, że ulega pragnieniu, by nie ulec.Dlaczego zresztą miałaby się opierać! Czyż nie udaje, że jest tą, którą i tak by była, gdyby nie wszedł w paradę achterhuis i obozy zagłady? Amy nie była kimś innym.Ta Amy, która ocaliła ją przed wspomnieniami i przywróciła życiu – rozśmieszająca, rozsądna, dzielna i realistyczna Amy – była sobą.I miała wszelkie prawo być sobą! Obowiązki wobec zmarłych? Retoryka dla pobożnych! Nie można nic dać umarłym – oni są martwi.– Właśnie.Rzekome znaczenie tej książki jest ponurym złudzeniem – powiedziała Amy Annie.– A udawanie nieżyjącej to melodramat w najgorszym guście.Jeszcze gorzej ukrywać się przed tatusiem.Pokuta nie ma sensu.Weź słuchawkę i powiedz Pimowi, że żyjesz.On ma sześćdziesiąt lat.Obecna tęsknota za ojcem stała się nawet silniejsza od uczucia, które żywiła do niego w dzieciństwie, kiedy to najbardziej w świecie pragnęła być jego jedyną miłością.Ale była młoda i silna i przeżywała wielką przygodę, i nie poinformowała ani jego, ani nikogo innego, że żyje; a potem pewnego dnia było już za późno.Nikt by jej nie uwierzył; nikt oprócz własnego ojca nie chciałby uwierzyć.Ludzie przychodzili teraz codziennie zwiedzać ich tajemną kryjówkę i patrzeć na zdjęcia gwiazd filmu, które przypinała sobie do ściany obok łóżka.Przychodzili oglądać balię, w której się myła, i stół, przy którym się uczyła.Wyglądali przez lukarnę, z której Peter i ona przytuleni obserwowali gwiazdy.Oglądali szafę maskującą drzwi, przez które wtargnęła policja, żeby ich zabrać.Spoglądali na otwarte strony dziennika.To jej charakter pisma, szeptali, to jej słowa.Zatrzymywali się, żeby obejrzeć w oficynie każdy przedmiot, którego dotykała swoimi rękami.Normalne przejścia i praktyczne pokoiki, które, jako autorka świetnych wypracowań, sumiennie opisała Kitty porządnym, dokładnym, rzeczowym stylem – starannie obmyślana oficyna stała się obecnie świątynią, Ścianą Płaczu.Odchodzili stąd w milczeniu, pogrążeni w smutku, jakby stracili kogoś bliskiego.Ale to oni byli jej bliscy.– Opłakiwali mnie – mówiła Amy – żałowali mnie, modlili się za mnie, błagali, bym im wybaczyła.Byłam ucieleśnieniem milionów nie przeżytych lat, jakie skradziono pomordowanym Żydom.Za późno teraz, by żyć.Już jestem świętą.Oto jej opowieść.Co myślał o tym Lonoff, kiedy skończyła mówić? Że wierzyła w każde słowo i że to wszystko nieprawda.Kiedy Amy wzięła prysznic, ubrała się i zwolniła pokój, zabrał ją na obiad.Z restauracji zadzwonił do Hope i wyjaśnił, że przywozi Amy do domu.Będzie mogła spacerować po lesie, patrzeć na liście, spać bezpiecznie w łóżku Betsy; za parę dni pozbiera się na tyle, by móc wrócić do Cambridge.Co do jej załamania, powiedział tylko, że jego zdaniem cierpi z powodu przemęczenia.Obiecał Amy, że więcej nie powie.W drodze do Berkshires, podczas gdy Amy opowiadała mu, co odczuwała, kiedy czytało ją dwadzieścia milionów ludzi w dwudziestu językach, myślał, że trzeba się będzie poradzić doktora Boyce’a.Boyce pracował w Riggs, w szpitalu psychiatrycznym Stockbridge.Kiedy tylko wychodziła nowa książka Lonoffa, doktor Boyce przysyłał mu swój egzemplarz z uroczą prośbą o dedykację, a raz do roku Lonoffowie otrzymywali zaproszenie na wielki grill u Boyce’ów.Na nalegania doktora Lonoff zgodził się raz niechętnie wziąć udział w rozmowie z grupą pracowników badawczych szpitala na temat „osobowości twórczej”.Nie chciał urazić psychiatry, pragnął też na chwilę uspokoić żonę, przekonaną, że jeśli tylko będzie częściej wychodził i przebywał wśród ludzi, w domu sprawy lepiej się ułożą.Okazało się, że pracownicy badawczy mają jak na jego gust zbyt fantastyczne wyobrażenie o pisaniu, ale nie starał się nawet wytłumaczyć im, że są w błędzie.Zresztą nie był przekonany, że akurat on ma rację.Oni widzieli to tak, on inaczej – po lonoffsku.I tyle.Nie zamierzał nikogo przekonywać.Literatura prowokuje ludzi do wypowiadania najdziwniejszych sądów – i niech tak pozostanie.Dyskusja toczyła się ledwie od godziny, kiedy Lonoff powiedział, że było to bardzo miłe spotkanie, ale on musi wracać do domu.– Czeka na mnie jeszcze wieczorna porcja lektury – powiedział.– Bez czytania nie jestem sobą.Tym niemniej, możecie państwo omawiać swobodnie moją osobowość, kiedy sobie pójdę.Boyce odpowiedział z ciepłym uśmiechem:– Mam nadzieję, że przynajmniej odrobinę pana rozbawiliśmy naszymi naiwnymi spekulacjami.– Wolałbym, żebym to ja w a s rozbawił.Przepraszam, że jestem taki nudny.– Ależ skąd – zaprotestował Boyce – bierność u człowieka dużego formatu ma swój urok i jest przy tym tajemnicza.– Doprawdy? – zdziwił się Lonoff.– Muszę to powiedzieć żonie.Nie chodziło jednak o godzinę, zmarnowaną pięć lat temu.Ufał Boyce’owi i wierzył, że psychiatra nie zawiedzie jego zaufania, kiedy następnego dnia wybrał się do niego porozmawiać o swojej byłej studentce, quasi-córce, młodej dwudziestosześcioletniej kobiecie, która mu oznajmiła, że spośród wszystkich pisarzy żydowskich, od Franza Kafki do E.I.Lonoffa, ona jest najsławniejsza.Ewentualny zarzut zdrady zaufania quasi-córki nie wchodził w grę, odkąd Amy pogrążyła się całkiem w swojej dręczącej iluzji.– Czy wiesz, dlaczego przybrałam to słodkie nazwisko? Żeby się chronić przed wspomnieniami.Nie ukrywałam przed sobą przeszłości ani siebie przed przeszłością.Ukrywałam się przed nienawiścią, przed znienawidzeniem ludzi, tak jak oni nienawidzą pająków i szczurów.Manny, ja się czułam odarta ze skóry.Miałam wrażenie, że z połowy ciała ściągnięto mi skórę.Połowa twarzy była zupełnie naga, do końca życia każdy będzie na nią patrzył w osłupieniu.Albo będą się wpatrywać w drugą połowę, tę nietkniętą już widzę, jak się uśmiechają udając, że ta odarta ze skóry połowa nie istnieje, jak mówią do zdrowej połowy.I słyszę, jak na nich wrzeszczę, widzę, jak podsuwam im okropną połowę wprost pod ich nieskazitelne oblicza, żeby się porządnie przestraszyli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]