[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przepraszam, że mnie nie było.- I słusznie.To Gair.Darin wyciągnął rękę.- Miło cię poznać.- Nawzajem.Uścisk jego dłoni był mocny i przyjazny.Gair oceniał, że Darin jest mniej więcej w jegowieku, może troszkę młodszy.Z akcentu i wyglądu domyślał się, że to Belisthanin.- Muszę sprawdzić, co się działo, kiedy mnie nie było, więc zostawię cię pod opiekątego tu Darina - powiedział Alderan.- Nakarmi cię, napoi i pokaże, gdzie co jest.Ten wieczórmożesz spędzić na rozgaszczaniu się, ale oczekuję, że jutro na Prymę będziesz gotowy.- Gotowy? Na co?- Na próby, oczywiście.- Alderan wydawał się myśleć o czymś innym, jakby siędokądś spieszył.- Nie martw się, to nic, z czym byś sobie nie dał rady.Darin wyjaśni ci, o cochodzi.Teraz muszę już iść; reszta Rady będzie na mnie czekać.Do zobaczenia rano, pamiętaj,wcześnie rano.- Bez obaw - zapewnił Gair.- Przywykłem do klasztornych godzin wstawania,pamiętasz?Alderan klepnął go w ramię, a potem wszedł po schodach do drzwi i zniknął w środku.Belisthanin niepewnie przyjrzał się Gairowi.- Powiedziałeś, że jesteś z klasztoru? - spytał głosem pełnym zgrozy.- Z Macierzyńca Suvaeonu w Dremenie.- Gair zarzucił swój tobołek na ramię.Spojrzenie Darina skoczyło do jego miecza.- To znaczy, że jesteś Rycerzem?- Nie, nie skończyłem nowicjatu.Wysłano mnie tam w nadziei, że klasztorna naukazrobi ze mnie normalnego człowieka. Chłopak to pomiot złego.Padło tyle nienawistnych słów - po obu stronach, gwoliszczerości.Słów, których nie można było cofnąć, które wciąż bolały.Gair zatrzasnął na nichwieko.To był nowy początek, nowe miejsce.Stare trupy musiały pozostać w swoich szafach.- Czyli jesteś gaeden jak my wszyscy?- Na to wygląda.- Czyli nie modlisz się bez przerwy?Gair się zaśmiał.- O nie, nie mogę się tylko pozbyć nawyku wczesnego wstawania na poranną mszę.I coteraz?- Może pokażę ci twój pokój, a potem cię oprowadzę? Powinniśmy zdążyć przedkolacją.Darin poszedł przodem po schodach.W sieni na płytkach podłogi leżały kolorowekobierce, które pasowałyby do wiejskiej kuchni.Na prawo i lewo odchodziły korytarze;szerszy, główny, prowadził prosto przez całą długość budynku.Darin pokazał sale wykładowe,bielony szpital, a na drugim końcu korytarza podwójne schody prowadzące do dormitoriów.Powiedział, że pójdą lewymi; prawymi wchodziło się do pokojów dziewcząt.- Dziewczyny też się tu uczą?- O tak.- Darin uśmiechnął się i przewrócił oczami.- Pewnie ciężko ci się będzieprzyzwyczaić po klasztorze i w ogóle, ale się nie martw.Dziewczyn jest tu co najmniej tylesamo co chłopców.Niedługo kogoś sobie znajdziesz.Znajdowanie sobie kogoś było ostatnią rzeczą, o jakiej Gair chciał myśleć.Od chwili,gdy przybył do Macierzyńca, oczekiwano od niego, że będzie służył Zakonowi cnotliwie,posłusznie, pokornie - dokładnie tak, jakby już złożył śluby Rycerza Suvaeonu.Posłuszeństwowpojono mu na placach ćwiczeń i służeniem do stołu.Dla pokory szuflował gnój w stajniach,choć tam przynajmniej miał towarzystwo koni, które lubił bardziej niż większość ludzi.Wartośćsłużby unaoczniono mu na polach klasztornych farm, gdzie przy zbieraniu rzepy dorobił się tyluodcisków, co walcząc mieczem i kopią.Cnota, w zamkniętym klasztorze, zadbała o siebie sama.Z Darinem witały się głośno jedna po drugiej ładne dziewczyny - chłopcy i starsi ludzieteż, ale głównie dziewczyny; niektóre pozdrawiały także Gaira.Gruchały, jaki jest wysoki,zarzucały kolorowymi spódnicami i lśniącymi włosami, ćwierkając jak zięby na gałęzi.Gairowiudawało się nie połknąć własnego języka, ale Darin był wobec nich swobodny, jakby wszystkiebyły jego siostrami i kuzynkami, nawet kobiety z siwizną we włosach.Wystarczyło kilka jegosłów, żeby wybuchały perlistym śmiechem, a kilka z uśmiechem oglądało się za nimi przezramię.- Jesteś bardzo popularny - zauważył Gair, kiedy wchodzili po schodach.- To te dołeczki na policzkach, dziewczyny nie mogą się im oprzeć.- Darin uśmiechnąłsię szeroko, żeby zademonstrować.- Ale teraz muszę być grzeczny.Renna zagroziła, żewydłubie mi oczy pogrzebaczem, jak mnie przyłapie na gapieniu się na inne.- To twoja ukochana?- Chodzimy ze sobą od zeszłego lata.To jedna z pokojowych.Darin zatrzymał się, w zamyśleniu wydymając usta.Gair podążył za jego spojrzeniem na drugą stronę korytarza.Po drugich schodachschodziła długonoga Syfryjka, w jednym ręku trzymając otwartą książkę, drugą sunąc powypolerowanej poręczy.Grube złote warkocze sięgały jej za pas.- Och, chętnie bym się w nich zaplątał - mruknął Darin.Patrzył za dziewczyną, ażskręciła do biblioteki i zniknęła, a potem pokręcił głową i rzucił uśmiech Gairowi.- Obiecasz, żenie powiesz?- Słowo honoru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]