[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Rozumiem rzekÅ‚a Maud poważnie.Toby uÅ›miechnęła siÄ™ do niej swym zabawnym krótkim uÅ›mie-chem, na wpół figlarnym, na wpół dziÄ™kczynnym,i rzecz ciekawa, w tym momencie zawarte zostaÅ‚o miÄ™dzy nimiprzymierze, które miaÅ‚o pozostać nierozerwalne.LRTVII.OBIETNICAJack miaÅ‚ mocno nachmurzonÄ… minÄ™, gdy wróciÅ‚ do domu tego po-poÅ‚udnia.SpotkaÅ‚ Bernarda w pobliżu stajen. SÅ‚uchaj, mÅ‚ody czÅ‚owieku, mam z tobÄ… do pomówienia rzekÅ‚ twar-do, kÅ‚adÄ…c ciężkÄ… dÅ‚oÅ„ na jego ramieniu.Benny rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ bez Å›ladu zmieszania. Dobrze, stary, idÄ™ ztobÄ… rzekÅ‚ i ujÄ…Å‚ go pod ramiÄ™.Choć byÅ‚ sam o gÅ‚owÄ™ wyższy od Jacka, nie byÅ‚o w nim ani Å›ladutej mocy, jaka biÅ‚a od barczystej postaci szwagra.PoruszaÅ‚ siÄ™ z nonsza-lancjÄ… pozbawionÄ… energii, choć znamionujÄ…cÄ… pewien nerwowy niepo-kój. Ciekaw jestem, jak sobie tu poradzisz beze mnie zauważyÅ‚, abyprzerwać milczenie. Gdybym tylko byÅ‚ pewny, że to miejsce jest odpowiednie dla ciebie rzekÅ‚ Jack powiedziaÅ‚bym, że im prÄ™dzej stÄ…d siÄ™ wyniesiesz, tymlepiej. Uważasz? spytaÅ‚ Benny dość cierpko i puÅ›ciÅ‚ ramiÄ™ szwagra. SÅ‚uchaj, Benny zaczÄ…Å‚ ten nagle powiedz mi, ile dziÅ› prze-graÅ‚eÅ› na wyÅ›cigach?Benny zarumieniÅ‚ siÄ™ mocno. Co to ciebie obchodzi? mruk-nÄ…Å‚. Czy nie możesz mnie zostawić w spokoju? Owszem, czemu nie? rzekÅ‚ Jack, wzruszajÄ…c ramionami, ale na mi-Å‚ość BoskÄ…, idz prostÄ… drogÄ… przynajmniej. PoÅ‚ożyÅ‚ dÅ‚oÅ„ na jego ra-mieniu. Wiesz, chÅ‚opcze, że ciÄ™ kocham dodaÅ‚ i chcÄ™ ciÄ™ prosićo coÅ›, co mnie przekona o twoich uczuciach do mnie.LRT SÅ‚ucham? rzekÅ‚ Benny. Otóż zaczÄ…Å‚ Jack, spoglÄ…dajÄ…c na niego chmurnie chcÄ™, żebyÅ›mi przyrzekÅ‚, że siÄ™ wyrzekniesz wyÅ›cigów na caÅ‚y rok.Oto masz! Wyrzec siÄ™ wyÅ›cigów? Benny wyprostowaÅ‚ siÄ™ sztywno. Ależdlaczego?Jack uÅ›miechaÅ‚ siÄ™ lekko, ale byÅ‚o coÅ› nieubÅ‚aganego w tym uÅ›mie-chu. Och, tylko żeby mi sprawić przyjemność rzekÅ‚. Jack, oszalaÅ‚eÅ›! Nie, tylko proszÄ™ ciÄ™ o osobistÄ… przysÅ‚ugÄ™.Benny spojrzaÅ‚ szwagrowi prosto w oczy. Jack, nie bÄ…dz niego-dziwy, sÅ‚owo dajÄ™.Wiesz, że zrobiÅ‚bym wszystko pod sÅ‚oÅ„cem, żeby cisprawić przyjemność, ale powiedz mi, dlaczego ci tak na tym zależy? Bo wiem, że nie masz dość siÅ‚y charakteru do tej gry.A po drugie, bota dziewczyna, która dziÅ› przyjechaÅ‚a, jest urodzonÄ… hazardzistkÄ…, i niechcÄ™, żeby jÄ… w tym podtrzymywano. SkÄ…d to wiesz, do licha? spytaÅ‚ Benny. Charlie ci mówiÅ‚? Nie rzekÅ‚ Jack chmurnie. MyÅ›lisz, że wierzÄ™ jemu na sÅ‚owo,co? Znam gorÄ…czkÄ™ gry, a ona.no, sÄ…dzÄ™, że przechodziÅ‚a jÄ… w swymżyciu, w tej czy innej formie. MiÅ‚e stworzenie rzekÅ‚ Benny Å‚askawie. Nie jest dla ciebie, Bernardzie Brian odparÅ‚ Jack. I myÅ›lÄ™, żeona raczej mogÅ‚aby ciÄ™ nauczyć wielu rzeczy niż ty jÄ…. Cóż chcesz przez to powiedzieć? spytaÅ‚ Benny. Otóż, synku rzekÅ‚ Jack, cedzÄ…c sÅ‚owa nic wiÄ™cej prócz tego, copowiedziaÅ‚em.JeÅ›li nie jesteÅ› dość bystry, aby wysunąć wÅ‚asne wnioski,to już nie moja rzecz. SpojrzaÅ‚ Bernardowi prosto w oczy. A co dotej mojej propozycji, mam nadziejÄ™, że siÄ™ zgadzasz na niÄ…? Rzucić wyÅ›cigi na caÅ‚y rok? powtórzyÅ‚ Benny. Chyba trochÄ™ zawiele wymagasz, Jack? Powiedzmy, na trzy miesiÄ…ce.Jack podszedÅ‚ do niego, kanciasty i nieubÅ‚agany. Niech bÄ™dziepół roku rzekÅ‚ jeÅ›li możesz mi powiedzieć, że nie straciÅ‚eÅ› dziÅ›wiÄ™cej niż pięćdziesiÄ…t funtów.Benny staÅ‚ siÄ™ szkarÅ‚atny. To wyjÄ…tkowy wypadek mruknÄ…Å‚. DomyÅ›liÅ‚em siÄ™ rzekÅ‚ Jack oschle. Ale sÅ‚owo dajÄ™, kara jest za ciężka! zawoÅ‚aÅ‚ Benny. Daj mispokój, stary.Przyrzekam ci, że to siÄ™ wiÄ™cej nie powtórzy.LRTJack pochwyciÅ‚ jego dÅ‚oÅ„, ale nic nie powiedziaÅ‚, tylko czekaÅ‚ wmilczeniu.I nagle Benny skapitulowaÅ‚. Och, daj spokój, ty niegodziwy ko-niarzu! zawoÅ‚aÅ‚ i Å›cisnÄ…Å‚ z ¡caÅ‚ych siÅ‚ rÄ™kÄ™ szwagra. Zgoda już!Sprawa zaÅ‚atwiona!Jack trzepnÄ…Å‚ chÅ‚opca przyjaznie po ramieniu. To najwiÄ™kszarzecz, jakÄ… kiedykolwiek uczyniÅ‚eÅ›, synku rzekÅ‚.Nie zapomnÄ™ ci te-go! Licz na mnie! Możesz być pewny, że liczÄ™ rzekÅ‚ Benny żarliwie.UjÄ…Å‚ znówszwagra pod ramiÄ™ i razem szli ku domowi.UczyniÅ‚ wielkÄ… ofiarÄ™, aleJack daÅ‚ mu odczuć, że warto jÄ… byÅ‚o uczynić.LRTLRTVIII.SPRZYMIERZENIECPiski dzieciÄ™cej radoÅ›ci rozlegaÅ‚y siÄ™ w korytarzu, a potem tupotlicznych nóg. Trzymajcie siÄ™, zaczynam galopować! zabrzmiaÅ‚ wesoÅ‚y chÅ‚opiÄ™cygÅ‚os.Zaczęła siÄ™ wielka bieganina przy akompaniamencie radosnychkrzyków dzieci.Jack przystanÄ…Å‚ na schodach, nasÅ‚uchujÄ…c.Nagle usÅ‚y-szaÅ‚ odgÅ‚os padajÄ…cego ciaÅ‚a i nowe krzyki.PobiegÅ‚ szybko na górÄ™ izobaczyÅ‚ swego nowego goÅ›cia na podÅ‚odze, w otoczeniu swoich trzechcóreczek, które kÅ‚Ä™biÅ‚y siÄ™ wÅ›ród Å›miechów nad leżącÄ… postaciÄ….NajmÅ‚odsza, Betty, dostrzegÅ‚a ojca i pisnęła radoÅ›nie.SkÅ‚Ä™bionemaÅ‚e osóbki rozproszyÅ‚y siÄ™, a Toby zerwaÅ‚a siÄ™ z lekkoÅ›ciÄ… wiewiórki iszÅ‚a na jego spotkanie ze swobodnÄ… gracjÄ…, nie bez pewnego zuchwal-stwa. I cóż, pomyÅ›li pani, że ze mnie straszny zwierz po dzisiejszym spo-tkaniu? zaczÄ…Å‚ Jack. Przykro mi.ByÅ‚em wÅ›ciekÅ‚y na Bernarda, niena paniÄ…
[ Pobierz całość w formacie PDF ]