[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pani Ward zajęła miejscena tylnym siedzeniu, minister powiedział do niej kilka słów i zamknąłdrzwi.Chodnikiem udał się w przeciwnym kierunku.Tłum zmniejszył się i zostało tylko kilka osób.Muriel wcią\ niebyło.Widocznie była bardziej wra\liwa, ni\ sądziłam.205 W bocznym lusterku zauwa\yłam, jak Ward się oddalał, osłaniającoczy od słońca i rozmawiając przez telefon komórkowy.Zatrzymał sięprzy piętrowym parkingu i widząc zbli\ającego się mę\czyznę,zakończył rozmowę.Zaczęli \artować, ściskać sobie ręce i klepać poramionach - napotkany człowiek był najprawdopodobniej jegozwolennikiem politycznym.Z zachowania Warda wnioskowałam, \erad byłby wymigać się od tego spotkania.Jak tylko się uwolnił,rozejrzał się po ulicy i znikł za wejściem na parking.Ryzykując mandatem lub nawet blokadą kół, postanowiłam pójść zanim.Idąc tak szybko, jak to tylko mo\liwe, lecz nie biegnąc, dotarłamna parter budynku i zauwa\yłam, \e wyświetlacz windy wskazywałczwarty poziom.Drzwi sąsiedniego dzwigu rozsunęły się, weszłam dośrodka i wcisnęłam czwórkę.Nie zdawałam sobie sprawy, \e czwartypoziom jest na dachu, dopóki nie znalazłam się w zalanej słońcemprzestrzeni.Ledwo mogłam dostrzec, \e ktoś przede mną uruchamia samochódi wyje\d\a ze stanowiska.Gdy auto skierowało się w kierunkuwyjazdu, stanęłam w cieniu zaparkowanej cię\arówki i zauwa\yłam, jakrampę opuszcza niebieski peugeot 307.Obie znajdujące się w nim osobymiały okulary przeciwsłoneczne, ale bezbłędnie rozpoznałam w fotelupasa\era Dereka Warda, przelotne zaś spojrzenie na fryzurę a la JackieKennedy, noszoną przez kobietę za kierownicą, potwierdziło, \e toMuriel Blunden.Szybko wróciłam na klatkę i zbiegłam po schodach na parter.Gdypeugeot pokonywał ostatni zakręt zjazdu, byłam ju\ przy parkometrze.Nie oślepiało mnie ju\ słońce i wyraznie widziałam parę w samochodzie.Oni równie\ mnie zobaczyli i zatrzymali samochód.Stanęłam na wysepce i czekałam przy parkometrze, do któregomusieli podjechać.Z rampy zjechał kolejny samochód i byli zmuszeniruszyć.Gdy peugeot mnie mijał, Muriel otworzyła okno, aby wło\yćkwit do parkometru.- Muriel, muszę z tobą porozmawiać - powiedziałam stanowczo.Próbowała mnie zignorować i chciała wło\yć kwit do otworu.Wardsiedział w milczeniu, patrząc przed siebie.- Muriel, na litość boską! - zawołałam, przechwytując kwitek.206 - Jak śmiesz! - wrzasnęła i zwróciła się do swego pasa\era.-Derek, zrób coś.Kierowca auta z tyłu nacisnął klakson.- Muriel, nie mo\emy się tu spierać - powiedział przez zaciśniętezęby.- Jedz do hotelu  Estuary".Tam się z nią spotkamy.- Słyszałaś? - spytała Muriel, wykrzywiając usta ze wściekłości.- Będę tam za pięć minut.- Podałam jej kwit.- I oczekuję, \ebędziecie tam oboje.Szlaban się uniósł i wyjechała z parkingu.Rura wydechowa peugeotazawarczała.Wydając polecenie wy\szemu rangą urzędnikowi słu\bycywilnej oraz ministrowi, poczułam przyprawiający o zawrót głowynagły przypływ siły.Dotarcie do samochodu, za którego wycieraczką na szczęście niebyło mandatu, spytanie o drogę do hotelu, o którym nigdy przedtem niesłyszałam, ale domyślałam się, \e musi znajdować się gdzieś w okolicy,i jazda przez labirynt jednokierunkowych uliczek zajęło miprzynajmniej dwadzieścia minut.W dalekim kącie obszernego parkinguprzed nijakim, nowoczesnym hotelem dostrzegłam niebieskiego peugeotai skierowałam auto w tamtym kierunku.Oczekiwałam, \e zobaczę Muriel, dlatego gdy ujrzałam, jak zsamochodu wysiada Derek Ward i zbli\a się w moim kierunku,zawahałam się.Miał na sobie granatowy płaszcz, spod któregowyglądała biała koszula i czerwony krawat.Najbardziej rzucającą sięcechą jego twarzy były oczy, a właściwie obwisłe worki pod nimi,zawsze przerysowywane w gazetowych karykaturach.Równiecharakterystyczne były jego przylizane i falujące włosy, którychnieskazitelna czerń świadczyła o stosowaniu farby do włosów.Opuściłam szybę, Ward pochylił się.- Illaun, w czym tkwi problem? Czy mo\emy go rozwiązać tu iteraz? - Wywa\ony ton nie zdradzał \adnych emocji.Często się nimposługiwał w trudnych do rozwiązania sprawach.- Panie Ward, nie ma \adnego problemu.Chcę tylko porozmawiać zMuriel o polu na Monashee.Słyszałam, \e.Ward uniósł rękę.207 - Wiem, \e wysłała jej pani esemesa z pogró\kami.Nie zgłosiłatego na policję, ale w obliczu uporczywego nękania, nie pozostawiajej pani wielkiego wyboru.Byłam kompletnie zaskoczona.Miałam nadzieję na rozwikłanieintrygi, w którą zamieszani byli uczestnicy inwestycji na Monashee.Tymczasem to ja musiałam się bronić.Postanowiłam wysiąść zsamochodu.Widziałam, jak za kierownicą peugeota Muriel nakładajeszcze więcej szminki.- Mo\liwe, \e w weekend z mojego telefonu wysłano jakąświadomość tekstową.Ale nie pochodziła ode mnie.Telefon skradzio-no w piątek.Staram się tylko, aby pole na Monashee zostało poddanepracom wykopaliskowym.Muriel jest przeciwna, a ja chcę siędowiedzieć dlaczego.To wszystko.Ward, wyraznie zirytowany, uniósł ręce do góry.- Idę się czegoś napić.Niech ją pani sama zapyta.Gdy zbli\ałam się do samochodu Muriel, zauwa\yłam, \e opuszczadaszek przeciwsłoneczny, aby mnie lepiej widzieć w zamontowanymna nim lusterku.Chciałam otworzyć boczne drzwi, ale musiałampoczekać chwilę, a\ je odblokuje.Kiedy wsiadałam, Muriel z powrotem zało\yła okulary przeciw-słoneczne i zapaliła papierosa.Miała na sobie be\owy moherowypłaszcz z brązowym, futrzanym kołnierzem.Uło\ony na ramionachwzorzysty, szyfonowy szal chronił tapirowane włosy przed wiatrem.W powietrzu unosił się zapach niedawno rozpylonych perfum.Muriel, jak oceniałam, niedawno przekroczyła czterdziestkę, mimo tojej poczucie stylu wydawało się pochodzić z pokolenia mojej matki.- Nie mam ci nic do powiedzenia - zadeklarowała, wydymając wlustrze błyszczące usta.Jej głos był szorstki.- Niezale\nie, jaką wiadomość otrzymałaś, nie pochodziła odemnie.Mój telefon został ukradziony w piątek pózno w nocy.Muriel zachowała ciszę, zza ciemnych okularów i kłębów dymunie mogłam odczytać wyrazu jej twarzy.Otworzyłam okno i dymznalazł ujście,- Co było w tym esemesie? - spytałam.Muriel otworzyła okno po swojej stronie i strzepnęła popiół.Czekałam.Ponownie wypuściła z ust dym papierosowy, któregokłęby tym razem krą\yły nad jej głową, jakby przez chwilę nie208 mogły się zdecydować, przez które okno się wydostać.Do wnętrzasamochodu wdał się poryw wiatru, znosząc niewielkie pasma dymu natył auta.Czułam, \e marnuję swój czas i pociągnęłam za rączkę drzwipasa\era.- Zastanawiałam się, skąd wiesz - powiedziała Muriel.Cofnęłam palce z klamki.- O czym?Muriel zaciągnęła się ponownie, nic jednak nie powiedziała.Musiałam zgadywać.- śe miałaś romans z Frankiem Traynorem?Odwróciła głowę tak gwałtownie, \e o mało nie oderwała jej odramion.- Co?! - Oddech o zapachu dymu uderzył mnie w twarz.- Niebądz śmieszna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl