[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bezproblemowy strój to jej zasada.Zało\yła czarne sandały na bose stopy, związała włosy wysoko w kucyk.śadnej bi\uterii, zwyjątkiem maleńkich brylantowych kolczyków, które dostała od ojca.Poruszyła głową,próbując uchwycić refleksy światła, zobaczyć, jak73lśnią co było mo\liwe, gdy powoli, ostro\nie obracała głowę w lewo, a potem przechylałają w dół, w kierunku barku.Przypomniał się jej ten wieczór, gdy je otrzymała.To były jej osiemnaste urodziny.Ojciec spojrzał jej prosto w oczy, co zdarzało mu sięnieczęsto.Zawsze sprawiał wra\enie zupełnie niezainteresowanego jej \yciem.Miał cygańskąduszę, uwielbiał być w ruchu, zawsze dokądś gnał, nawet gdy miało to znaczyć o czym sięniedługo potem przekonała porzucenie \ony, obowiązków i jej.A ona tak bardzo chciałabyć jego księ\niczką, tak jak jej przyjaciółki dla swoich ojców.On natomiast tak bardzo niechciał być królem (oczywiście w przenośni, bo nie zna nikogo, kto byłby bogaty jak na królaprzystało).Tamtego wieczoru był jednak przy niej, a w ręku trzymał mały czarny woreczek zaksamitu. Niedługo skończysz szkołę.Jestem z ciebie dumny.Niewa\ne, co teraz wybierzesz: kurs dla sekretarek, mał\eństwo, a mo\e nawet studia, zawsze będę z ciebie dumny.Spojrzał na nią, chyba spodziewając się odpowiedzi.Ona natomiast myślała tylko o jednym:kurs dla sekretarek? Czy jej ojciec naprawdę wcale jej nie zna? Nie wie, \e cały rokwypełniała kwestionariusze przyjęć na studia? Czy\by był jedynym \ydowskim ojcem naświecie, któremu nie zale\y na dyplomie? Albo i dwóch? To dla ciebie.Kocham cię, dziecinko.Otworzyła woreczek i znalazła w nim te same brylantowe kolczyki, które dawał jej ju\ dwalata wcześniej.A\ zakręciło się jej lekko w głowie, jakby miała wyrazne deja vu albo traciłazmysły.Spojrzała na niego z niedowierzaniem.Nie dość, \e ma wobec niej tak niskiewymagania a mo\e nawet studia?" to jeszcze tak rzadko o niejmyśli, \e zapomniał, i\ w jej szesnaste urodziny ju\ odprawił ten sam rytuał.Oczywiście, ktoś inny mógłby na to spojrzeć zupełnie inaczej: ojciec, co prawda, takiroztrzepany, kocha ją tak bardzo, \e daje jej dwa razy ten sam podarunek, pragnąc wyrazićsiłę swoich uczuć.Tyle tylko, \e taki ktoś byłby idiotą.Nawet ona musiała jednak przyznać, \e dla ojca był to moment szczególny, i nie chciała mutego zepsuć.Pomyślała, \e jeśli zacznie coś mówić, on chyba się rozpłacze, więc odczekałachwilę i zało\yła kolczyki. Piękne powiedział ojciec.Stanął za nią, poło\yłdłonie na jej ramionach i patrzył na jej odbicie w lustrze.Teraz, szykując się na randkę, Nina spoglądała w lustro i zastanawiała się, gdzie siępodziało tych osiemnaście lat.Ojciec odszedł.Któregoś dnia, niedługo po owym WieczorzeDrugiej Pary Kolczyków, wyjechał.Widywała go jeszcze pózniej, ale na palcach rąk mo\naby policzyć, ile razy.Teraz, siedząc przed lustrem, uniosła jedną dłoń jak do zło\eniaprzysięgi w sądzie, \e będzie się mówiło prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, a po chwiliwstała, wyprostowała się i powiedziała na głos: No nie.Wystarczy.Mam randkę.Sam, siedzący przy jej prawej nodze, podniósł głowę, popatrzył na nią i na jej odbicie, ijeszcze raz na nią i na jej odbicie, niespokojny, niepewny, która Nina wysłucha jego prośby ocoś do jedzenia. Jeść.Jeść.Daj mi jeść.Proszę.No, proszę! Ciastko.Coś do \ucia.Coś do\arcia.Cokolwiek.Jestem głodny!"Jeszcze raz popatrzyła w lustro.Wygładziła sukienkę, poprawiła włosy.Spojrzenie zprofilu, en face, uśmiech.7475Osmagana słońcem skóra, brązowe włosy z jasnymi refleksami, zaró\owione od słońcapoliczki.Trochę szminki i ju\.Jest gotowa do randki, jeśli nie do tego, by kochać i byćkochaną bez strachu przed porzuceniem i zdradą.Chwyciła płaską czarną torebkę (klucz domieszkania tkwił bezpiecznie ukryty w przegródce na drobne) podróbkę tych od Prądy,zamykaną z trzech stron na zamek pochyliła się i ucałowała Sama w łeb. Ciebie, Samku, kocham prawdziwie, całkowicie, szaleńczo powiedziała.On skomlał: jeść! jeść!"I ju\ była za drzwiami.Było tak parno, nawet teraz, \e Nina z trudem oddychała.Jak w zupie pomyślała.Wtakich chwilach odzywała się jej klaustrofobia musiała się zatrzymać, \eby złapać oddech.Doszła do metra, dojechała linią ? do F, a tą do autobusu numer cztery i wysiadła przy ulicyLafa-yette w Soho.Była tam umówiona z Ziggym Wallerstei-nem, z którym miała iść nakolację i do kina.Ziggy był radiologiem, którego poznała w kawiarni niedaleko Tower Records przy LincolnCenter.To było dwa tygodnie temu.Skończyła popołudniowy spacer i niezmierniepotrzebowała dawki kofeiny w czymś zimnym, lodowatym.Stąd te\ znalazła się naobrotowym stołku w małej knajpce na alei Kolumba.Sącząc zmro\oną moccę latte,zobaczyła, jak wszedł, coś zamówił, spojrzał w jej stronę i uśmiechnął się.Odwróciła głowę.W końcu zwróciła się z powrotem w jego stronę, ale jego ju\ nie było.I dobrze pomyślała.Po kilku minutach wyszła i ruszyła w stronę Tower, gdzie chciała kupić oryginalnebroadwayowskie nagranie The Pajama Gamę.76Kiedy tylko znalazła się na ulicy, facet z kawiarni wyrósł u jej boku jak spod ziemi. Cześć powiedział. Cześć odparła. Dokąd idziesz? Mogę się przyłączyć? zapytał. Chyba tak. No to gdzie idziemy? Do Tower. Zwietny podkoszulek.Spojrzała w dół
[ Pobierz całość w formacie PDF ]